Wyszłam ze skrzydła nauczycielskiego i idąc korytarzem, próbowałam pozbierać myśli. Jako, że nadal trwała lekcja, panowała wszechobecna cisza. Czułam się przez to trochę dziwnie, gdyż puste mury szkoły, po pobycie w pokoju dyrektorki, zaczęły mnie lekko przytłaczać. Nowe książki oznaczały definitywne związanie z placówką, a sygnet i różdżka, które wręczyła mi panna Magelli, sprawiły, że w końcu dotarła do mnie prawda. Szkoła miała być dla mnie od tamtej pory drugim domem.
Zastanawiałam się, czy naprawdę aż tak bardzo mi to przeszkadzało. Prawdę mówiąc nie byłam ani zła, ani smutna, ani wesoła. Wszystko działo się tak szybko, że nie wiedziałam jak powinnam się czuć. W tamtej chwili jedyną emocją, która mi towarzyszyła, była prawdopodobnie konsternacja.
Nawet nie zauważyłam, kiedy skręciłam w złą stronę. Większość korytarzy wyglądała tak samo, więc na początku sądziłam, że szłam w dobrym kierunku. Myślałam, że zaraz znajdę się w holu. To, że wcale się do niego nie zbliżałam, a wręcz się oddalałam, uświadomiłam sobie dopiero po kilku minutach szybkiego marszu.
Było już jednak za późno.
Na korytarzu okna były szczelnie pozasłaniane grubymi zasłonami sięgającymi do ziemi. To wystarczyło, żebym zorientowała się, że coś było nie w porządku. Moje złe przeczucia potwierdziły przygaszone lampki, a także krwistoczerwony dywan leżący na posadzce.
To była część szkoły należąca do wampirów.
Musiałam jak najszybciej zawrócić.
Bardzo powoli, zaczęłam się wycofywać. Chociaż wiedziałam, że to bez sensu, starałam się robić jak najcichsze kroki i prosiłam w duchu, żeby podłoga nie zaczęła skrzypieć. Wiedziałam, że wystarczył najmniejszy hałas, żeby mnie usłyszeli. W czasie snu, ich zmysły były podobno najbardziej wyczulone.
- Co tu robisz, cukiereczku?
Oczywiście nie usłyszałam ich kroków.
Natychmiast się odwróciłam. Naprzeciwko mnie stało dwóch przystojnych chłopaków. Nie miałam wątpliwości, że znalazłam się oko w oko z wampirami. Obaj przyglądali mi się z zaciekawieniem. Mieli potargane włosy i byli ubrani w luźne dresy, więc pewnie miałam rację, że była pora odpoczynku.
Pomimo to wcale nie wyglądali na specjalnie zmęczonych, co ani trochę mi się nie spodobało.
Wampiry tak naprawdę nie potrzebowały tyle snu co ludzie, czy czarodzieje. Dla nich był on równoznaczny z formą relaksu; był przyjemny, ale nie przymusowy. Jeśli nie mieli na niego czasu, po prostu nie spali.
Zorientowałam się, że z otwartymi ustami, gapiłam się na nieznajomych. Wiedziałam, że powinnam coś powiedzieć.
- Ja... - zacięłam się. Pokazałam na korytarz, z którego przyszłam. - Ja... wracałam... poszłam nie tędy co trzeba... znaczy... zamyśliłam się... przypadkiem tu weszłam...
Chłopcy wymienili spojrzenia.
- Nikt nie wchodzi przypadkiem do skrzydła wampirów. - odezwał się ten stojący po prawej stronie. Miał gęste kasztanowe włosy, które związał z tyłu w mały kucyk. Jego mroczne, szare oczy zakrywały długie rzęsy. Usta zacisnął w wąską linijkę.
Wstrzymałam oddech. Nagle zapomniałam, że trzymałam ciężki karton i że powinnam wracać na lekcje.
- Przepraszam. Naprawdę się zgubiłam. - odsunęłam się. - Jestem nowa. Dopiero poznaje szkołę.
Szarooki uniósł brwi.
- Każdy tak mówi, cukiereczku. - skrzyżował ręce na piersi. - Jesteście po prostu ciekawi jak wygląda część szkoły należąca do Careai. Swoją drogą, moglibyście się nauczyć i wymyślać jakieś lepsze wymówki, bo te z pomyleniem korytarzy są już lekko przestarzałe i, szczerze mówiąc, nudne.
CZYTASZ
Przebudzenie: Córka Wiatru [WYDANA]
FantasiTOM I |w trakcie korekty| America jest pół czarownicą. Świat ukrywa fakt istnienia nadnaturalnych istot, więc szesnastolatka, za użycie mocy, zostaje zesłana do szkoły dla Nersai i Careai, placówki powstałej, aby resocjalizować zbuntowanych przedst...