Nie wiem jak wy, ale mi brakowało jeszcze jednego bonusa ;) Co prawda miałam zakończyć książkę, ale wiem, że ktoś bardzo czekał na coś z perspektywy tego bohatera :)
VINCENT POV cz.1
Tydzień!
Cholerny, niesamowicie męczący tydzień, podczas którego nie wiedziałem, co ze sobą począć i gdzie się podziać. Wegetowałem niczym warzywo przez siedem, długich dni, nie mając do roboty nic, poza bezczynnym wylegiwaniem się w domu i suszeniem swojego ciała na wiór. Akurat teraz, gdy najbardziej tego potrzebowałem, nikt nie wpadł na pomysł, żeby zrobić jakąś grubszą imprezę.
Tydzień... Dokładnie tyle czasu minęło odkąd ostatni raz byłem na jakimkolwiek przyjęciu. Tydzień odkąd miałem w ustach alkohol, czy świeżą, sycącą krew.
Niechętnie zwlokłem się z kanapy i powlokłem do kuchni, z nadzieją, że w lodówce znajdę coś w miarę zjadliwego. Krew w torebkach skończyła się już jakiś czas temu, więc nie warto się było łudzić. Nie było też sensu schodzić do spiżarni w poszukiwaniu zapasów, bo znalazłbym tam tylko puste chłodziarki. Dom zwyczajnie świecił pustkami. Przeliczyłem się, jeśli chodziło o worki na czarną godzinę. Podczas ostatniej domówki poszły wszystkie. W opróżnionych pudełkach nie zostały nawet pojedyncze krople posoki. Szkoda, teraz byłyby dla mnie istnym zbawieniem.
Starzy mieli rację. Nie wiedziałem, co to znaczy umiar.
Szarpnąłem drzwiami lodówki i zajrzałem do środka. Nie pamiętałem, kiedy ostatnio wybrałem się do sklepu po coś, co nie miało procentów. Dziesięć? Piętnaście dni temu? Jak na złość, zawsze wolałem wydawać pieniądze na wino, whisky, albo, w najgorszym wypadku, wódkę niż na coś pożywnego. Zresztą nie widziałem w tym najmniejszego sensu. W końcu jako wampir nie potrzebowałem normalnego jedzenia. Zawsze wystarczała mi krew.
Tylko, że ona skończyła się tydzień temu! Umierałem z głodu, a nawet nie miałem w domu żadnego alkoholu, żeby zagłuszyć palące pragnienie rozrywające moje wnętrzności od środka. Od niepamiętnych czasów było wiadomo, że wampiry miały problemy z długim okresem wegetacji. Tylko silny umysł, albo mocne, uderzające do głowy, trunki potrafiły uciszyć w nas rządzę mordu. Właśnie dlatego tak bardzo czekałem, aż ktoś w okolicy zrobi imprezę. Nie miałem skąd zdobyć krwi, chyba że zaplanowałby splądrowanie jakiegoś szpitala, czy punktu krwiodawstwa. Nic innego nie wchodziło w grę. Gdybym rzucił się jakiejś bezbronnej duszy na szyję, od razu miałbym przechlapane z powodu Rady. Nie zamierzałem trafić do jakiejś cholernej szkoły tylko dlatego, że nie potrafiłem się wystarczająco dobrze kontrolować.
Syknąłem z wściekłości, widząc pustą lodówkę. Nie było w niej kompletnie nic, nawet przeterminowanych soków, czy spleśniałego mięsa. Była ogołocona ze wszystkiego, co dałoby się włożyć do ust.
Moja rodzinka znalazła sobie słaby miesiąc na wyjazdy zagraniczne.
Gdy już miałem zaczął przeklinać, usłyszałem dźwięk telefonu. Moja komórka, która wciąż znajdowała się w salonie, wibrowała i tańczyła po szklanym stoliku niczym jakaś baletnica. Ignorując głód, wróciłem do pokoju i spojrzałem na numer, wyświetlający się na ekranie.
CZYTASZ
Przebudzenie: Córka Wiatru [WYDANA]
FantasyTOM I |w trakcie korekty| America jest pół czarownicą. Świat ukrywa fakt istnienia nadnaturalnych istot, więc szesnastolatka, za użycie mocy, zostaje zesłana do szkoły dla Nersai i Careai, placówki powstałej, aby resocjalizować zbuntowanych przedst...