*Rozdział 7 cz.2*

10K 845 83
                                    

Minęło kilka dni. Powoli zaczęłam przyzwyczajać się do nowego trybu życia. Codziennie wstawałam, ubierałam się, szłam na śniadanie i na zajęcia (w tym ostatnim przypadku, bardzo pomocne okazały się książki od Ivy Magelli). Po lekcjach starałam się natomiast jak najlepiej zagospodarować wolny czas. Zauważyłam, że popadłam w ten sposób w pewien schemat. Albo spędzałam wieczory z Misurie i Dafne, albo uczyłam się sama w pokoju, żeby podgonić innych uczniów. Parę razy rozmawiałam również z Dorianem, Aachem i Zanderem.

Weekend był na swój sposób bardzo przyjemny. W moim pokoju pojawiły się dwa wazony z kwiatami. Okazało się, że pani Allessi, nauczycielka wiedzy o magicznych roślinach, była nad wyraz miła (dowiedziałam się dodatkowo, że w szkole pracował również jej mąż, który był ogrodnikiem). Gdy pierwszy raz przyszłam na jej zajęcia, zapytała jakie kwiaty są moim zdaniem najpiękniejsze. Odpowiedziałam, że nie potrafię tego stwierdzić, ponieważ uważam, że wszystkie mają w sobie coś wyjątkowego.

- W takim razie – kobieta pochyliła się i włożyła do ziemi małą, niezidentyfikowaną sadzonkę. - jaki zapach kwiatów lubisz?

- Hmm. - przygryzłam kciuk. - Może... bzu, albo... kwiatu moreli.

Pani Allessi uśmiechnęła się pogodnie.

- Tak. - przyznała. - Rzeczywiście pięknie pachną. Zarazem mocno, jak i delikatnie. Przede wszystkim jednak bije od nich niesamowita świeżość.

Później zaprowadziła mnie do ogrodu, w którym rosło mnóstwo drzew. Niezliczone zapachy i kolory sprawiły, że zakręciło mi się w głowię. Nauczycielka zostawiła mnie przy wejściu. Sama poszła w głąb ogrodu, a gdy wróciła, niosła całe naręcze fioletowego bzu i gałązek z kwiatami moreli.

- To prezent na powitanie w nowej szkole. - wyjaśniła, wręczając mi bukiet. - Możesz iść do stołówki i poprosić o jakieś wysokie naczynie, żeby włożyć kwiaty do wody. Nie powinny zwiędnąć przez kilka najbliższych tygodni.

Zrobiłam tak jak powiedziała i już po kilku godzinach od ustawienia wazonu na parapecie okna, w całym pokoju rozchodził się cudowny zapach.

Oprócz zajęć z botaniki, w sobotę odbywało się kilka innych lekcji, zarówno magicznych jak i takich, które były w każdej ludzkiej szkole. Okazało się jednak, że nie były obowiązkowe, więc poszłam tylko na matematykę i fizykę. Resztę weekendu spędziłam snując się od stołówki, do biblioteki i do pokoju. Misurie i Dafne chętnie dotrzymywały mi towarzystwa, ale zważywszy na to, że musiały się przygotować do zaliczania, a także poprawiania różnych testów, nie mogły być ze mną przez cały czas.

Do poniedziałku miałam wyraźny luz jeśli chodziło o zajęcia. Po nim, nauczyciele najwyraźniej uznali, że mój okres bycia „tą nową" powoli powinien się kończyć. Dostawałam tyle samo zadań co inni uczniowie, a pan Sampe zasugerował mi nawet, że niedługo mogę być odpytana z ostatnich tematów. Traktowano mnie jakbym chodziła do szkoły co najmniej od kilku miesięcy, co, nie licząc masy pracy domowej, bardzo mi pasowało.

Jedyne, co mnie martwiło to to, że nie dostałam ani jednego telefonu od rodziców, ani starych przyjaciół.

Jedyne, co mnie martwiło to to, że nie dostałam ani jednego telefonu od rodziców, ani starych przyjaciół

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Przebudzenie: Córka Wiatru [WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz