W sobotę powitała mnie rodzinna awantura.
Pani Halina stała z założonymi rękami, gniotąc w dłoni ścierkę do naczyń. Sabina siedziała na krześle ze spuszczonym wzrokiem; była jedną wielką rezygnacją. Damian pienił się obok matki i krzyczał, czerwony na twarzy. Pan Maciej przyglądał się sytuacji z surową miną.
Aleks garbił się przy schodach i biernie wysłuchiwał kazania.
Emila kuliła się pod stołem i popłakiwała cicho.
- PRZYŁOŻYŁBYŚ SIĘ DO NAUKI!!! – wrzeszczał Damian. – NIE ROBISZ NIC POŻYTECZNEGO, TYLKO UŻALASZ SIĘ NAD SOBĄ JAK JAKAŚ PIZDA! TAK, DOBRZE SŁYSZAŁEŚ!, JESTEŚ PIZDA, NIE FACET!!!
Zamurowało mnie. Państwo Majkowscy beznamiętnie przyglądali się, jak jeden z ich synów pastwi się nad drugim.
W tamtym momencie nagle i nieoczekiwanie straciłem szacunek do ludzi, których przez ostatni miesiąc uważałem za wzór kultury, grzeczności i gościnności.
Nikt nie zauważył mojego przybycia.
- Skoro nie chcesz słuchać rodziców, posłuchałbyś brata! – krzyknęła piskliwie pani Halina. – Patrz, jak dobrze radzi sobie w szkole! Wziąłbyś z niego przykład!
- SZANUJ, CO MÓWI TWOJA MATKA! – darł się dalej Damian. – TWOIM OBOWIĄZKIEM JEST SIĘ UCZYĆ, ŻEBY ZNALEŹĆ DOBRĄ PRACĘ I MIEĆ Z CZEGO UTRZYMYWAĆ RODZICÓW NA STAROŚĆ! ALE NIE!!! KSIĘŻNICZKA WOLI PŁAKAĆ W PODUSZKĘ, JAKBY NIE WIADOMO CO SIĘ STAŁO...!!!
Miarka się przebrała.
- No właśnie – przerwał Aleks. Mówił pusto. Martwo. – Wy nie wiecie, co się dzieje. Wy nic nie rozumiecie.
Wyszedł. Po prostu. W pewnym momencie odgłos kroków na schodach został zastąpiony przez głuche łupnięcie.
Przez chwilę nic się nie działo.
Potem Emila mnie dostrzegła. Wyczołgała się spod stołu, podbiegła do mnie i objęła mnie w pasie. Położyłem dłoń na jej główce.
- Nie chciałem przeszkadzać – powiedziałem cicho. – Może lepiej będzie, jeśli przełożymy dzisiejszą lekcję... - zwróciłem się do Sabiny, ponieważ pani Halina nie reagowała.
- Nie, nie – wychrypiała dziewczyna. Podniosła zaczerwienioną twarz. – Chodź na górę...
Wziąłem drżącą Emilę na ręce i ruszyłem ku schodom.
Usiedliśmy we troje w pokoju Sabiny – ja z gospodynią oparliśmy się o poręcz łóżka, a dziewięciolatka wcisnęła się między nas. Trzymaliśmy ją za ręce.
- A może... może zobaczymy, co u Aleksa? – spytała nieśmiało.
Spojrzałem wyczekująco na Sabinę.
- To chyba... nie jest dobry pomysł – odparła dziewczyna, uciekając wzrokiem.
- Myślę, że... - zacząłem ostrożnie, lecz siostrom nie zostało dane dowiedzieć się, o czym myślałem, jako że w tej sekundzie rozbrzmiały kolejne krzyki:
- MASZ DWA TYGODNIE NA POPRAWIENIE OCEN!!! DWA TYGODNIE!!! W PRZECIWNYM RAZIE POROZMAWIAMY INACZEJ!!!
Poczekałem, aż schody zadygoczą pod ciężarem sportowca, a drzwi najbliższe sypialni Sabiny zatrzasną się z hukiem.
CZYTASZ
"Gorzej trafić nie mogłem..."
RomanceO oczach, których nie da się zapomnieć. O oczach pełnych łez.