4 (cz. 3)

89 15 0
                                    

15:52

Przerośnięty szóstoklasista pędził przez plac. Żółty worek obijał się o jego kolana. Na pulchnej twarzy malował się czerwony rumieniec wysiłku.

Chłopak zniknął równie szybko, jak się pojawił, pozostawiając za sobą aurę pracowni matematycznej.

Chwilę później przy wschodnim skrzydle szkoły zamajaczyła jesienna postać. Jej długie kasztanowe włosy powiewały na wietrze wespół z połami lekkiego kanarkowego płaszczyka. Widoczne nogawki spodni były czerwone, niskie kozaczki zaś beżowe.

Dziewczynę podpierała nieco wyższa koleżanka. Trzecia nastolatka stała naprzeciwko Pani Jesieni, tłumacząc jej coś burzliwie.

Szybko przeanalizowałem sytuację. Nie zastanawiając się nad konsekwencjami, ruszyłem ku trzecioklasistkom.

Przedzierając się przez tłum, omal nie zderzyłem się z nauczycielką matematyki. Uśmiechnąłem się do niej szybko, wymamrotałem przeprosiny i wróciłem do żmudnej przeciskania się między młodzieżą. Po pokonaniu dziesięciu metrów byłem w stanie dokładnie wyliczyć, które klasy miały WF na ostatniej godzinie.

Zatrzymałem się dwa kroki od trzecioklasistek, raz jeszcze poddałem analizie całą tę sytuację, po czym chrząknąłem cicho.

- Przepraszam... pomóc panienkom? – zapytałem.

Trzy pary oczu – dwie błękitne i jedna szara – skupiły na mnie przestraszone spojrzenia. Uśmiechnąłem się ciepło, by choć trochę załagodzić swój wizerunek.

Pani Jesień osunęła się na ziemię. Koleżanka nie była w stanie jej utrzymać, więc jedynie oparła ją o niedawno otynkowaną ścianę szkoły. Kasztanowa piękność wyglądała jak zombie; twarz jej zbielała i zzieleniała jednocześnie, ruchy stały się mętne i powolne, a spojrzenie rozbiegane.

- Może pójdę po jakiegoś nauczyciela? – zaproponowałem, zwracając się do blondynki, która próbowała opanować sytuację.

Pani Jesień jednak znalazła w sobie siłę, by stanowczo pokręcić głową.

- Nie... - wymamrotała. – Dziewczyny, zaprowadźcie... mnie... do domu.

- Przecież ty nawet nie możesz ustać na nogach! – wykrzyknęła blondynka. Spojrzała na mnie znacząco. – Idź po pielęgniarkę.

- Nie! – pisnęła Pani Jesień. Spróbowała wstać, ale z powrotem opadła na zimną ziemię. – Dam radę. Pójdziemy do domu.

Niebieskookie spędziły następne pięć sekund na niemej kłótni. W końcu zwyciężczyni zwróciła ku mnie twarz przykrytą błagalnym wyrazem.

- Pomożesz nam ją zaprowadzić? Mieszka niedaleko. I jest zbyt uparta, by się z nią sprzeczać.

Skinąłem. Zbliżyłem się do Pani Jesieni i ukucnąłem przed nią.

- Potrafisz wstać? – spytałem cicho.

Dziewczyna powoli pokręciła głową. Na wszelki wypadek napięła mięśnie i spróbowała się podnieść, lecz na nic się to zdało.

Wyciągnąłem ręce ku Pani Jesieni.

- A zaufasz mi na tyle, bym mógł ci pomóc? – zapytałem.

Szarooka uśmiechnęła się z wysiłkiem. Delikatnie złapałem ją za ramiona i pociągnąłem w górę. Zastygłem w bezruchu, dając dziewczynie czas, by wyczuła stopami podłoże.

Nic takiego nie nastąpiło. Zerknąłem na twarz Pani Jesieni i spostrzegłem, że ta jest prawie całkiem nieprzytomna. Widać ruch nie zrobił jej na dobre.

- Zdejmij jej plecak – nakazałem blondynce. Gdy dziewczyna to zrobiła, wziąłem Panią Jesień na ręce, wsuwając przedramiona pod jej kolana i plecy. Ważyła tyle, co piórko. Spojrzałem na jej koleżanki. – Prowadźcie – powiedziałem spokojnie.

"Gorzej trafić nie mogłem..."Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz