13

52 13 0
                                    

- Krystian? Witaj, witaj... - rozświergotała się pani Halina, wychodząc zza lady. – Co cię do nas sprowadza?

Skłoniłem się lekko.

- Jestem umówiony z Sabiną – odparłem. – Mam jej pomóc w nauce angielskiego.

Gospodyni najpierw uniosła brwi, a potem uśmiechnęła się ciepło.

- Oczywiście. Trafisz na górę?

- Oczywiście.

Wspiąłem się po schodach, otworzyłem wiekowe drzwi.

- Nadal masz za wąskie spodnie – przywitała mnie Emila. Siedziała przy stole w jadalni i rysowała.

- Te też wstąpiły się w praniu – wyjaśniłem. – Wiesz, gdzie znajdę Sabinę?

- W jej pokoju. Zaprowadzić cię?

- Proszę.

Dziewczynka zeskoczyła z krzesła i ruszyła ku schodom. Zgrabnie wspięła się na trzecie piętro (zakładając, że kuchnia znajdowała się na pierwszym) i powiodła mnie ku miodowym drzwiom.

Nie zapukała – po prostu weszła, od razu robiąc trzy kroki w głąb pokoju.

- Marcel, a ty co tu jeszcze robisz? – fuknęła dziewięciolatka.

Niepewnie wychyliłem się zza futryny. Pokój był różowo-biały. Na różowo-białym łóżku leżało kłębowisko, które pierwotnie było Sabiną i jej chłopakiem, lecz teraz nie sposób odróżnić, gdzie kończyło się ciało jednego, a zaczynało drugiego.

- Sabina ma lekcje angielskiego! – mówiła dalej Emila. Używała takiego tonu, jakby ganiła dziecko w przedszkolu za rozsypanie klocków. – Wynoś się, już! Chcesz, żeby Twoja przyszła żona była bez matury?

Chłopak wstał. Uśmiechnął się przepraszająco – najpierw do ukochanej, potem do jej nadopiekuńczej siostry – i wyszedł z pokoju, wciąż się rumieniąc.

- Nie chciałem przeszkadzać – powiedziałem, stając u progu.

Sabina szybko podniosła się z łóżka i doprowadziła strój do porządku.

- Nie, nie, nic się nie stało – zapewniła. Miała czerwone plamy na policzkach, jej wzrok błądził po ścianach. – Dzięki, że zgodziłeś się przyjść.

- Nie ma za co. – Z trudem powstrzymałem śmiech. – To co, zabieramy się do pracy?

- Tak, oczywiście. – Dziewczyna zakrzątnęła się przy biurku. Zgarnęła niepotrzebne książki do pojemnej szuflady, wygrzebała podręcznik z torby. – Chodź, siadaj.

Przysunąłem sobie krzesło spod szafy (zapewne służyło jako pomoc przy sięganiu do wyższych półek).

Wyjąłem teczkę, wyszukałem odpowiednią kartkę.

- Tu masz tekst, o który prosiłaś. Zawiera pytania na poziomie maturalnym.

- Ile mam czasu?

- Ile potrzebujesz, ale nie przesadzajmy.

Sabina pokiwała głową. Wzięła długopis i pochyliła się nad sprawdzianem.

Sięgnąłem po podręcznik dziewczyny i zacząłem go wertować. Musiałem przygotować plan pracy na najbliższe (przynajmniej) tygodnie.


"Gorzej trafić nie mogłem..."Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz