Rozdział Dziesiąty

658 47 13
                                    

Weekend,Weekend i po Weekendzie

Gdybywrażeń nie było wystarczająco, Natalie zastaje w domu coś, czego zdecydowanienie chciała zastać w ciągu następnej dekady.

  •~(x)~•

Czasami, kiedy dzień, który zaczął się źle i z minuty na minutę było coraz gorzej, kończył się dobrze. Kiedy czułeś się szczęśliwy, bo nareszcie ci się udało, spotkałeś się z bliskimi, stało się coś bardzo miłego. To podnosi na duchu. Wtedy człowiek ma wrażenie, że wszystko jest już dobrze, niczym nie trzeba się przejmować – że świat uszanuje twoje szczęście, nie ześle na ciebie już żadnych niemiłych przygód. Ale często to wrażenie jest co najmniej mylne.

Natalie balansowała na granicy wręcz szczęścia – głównie, z powodu rozpoczęcia przyjaźni z Soundwave, ale także z dobrego zakończenia okropnej przygody. Cieszyła się nawet z tego małego, białego pająka, którego schowała do jednej z wielkich kieszeni swojej kurtki. Ale była realistką i wiedziała, że szczęście nigdy nie trwa długo, i zostanie ono prędzej czy później zniszczone. Sama twierdziła, że świat pokazuje bardzo dosadnie, że ludzie nie mają prawa być szczęśliwi dłużej, niż kilka dni. Jednakże jej szczęście trwało zazwyczaj o wiele krócej.

Na podjeździe, nieco schowane za domem tak, że z drogi nie dało się go dojrzeć, stało białe Volvo. Natalie, gdy tylko zauważyła ten jednocześnie znajomy i szczerze znienawidzony kształt zaklęła pod nosem i w kilku susach znalazła się przed drzwiami, z sekundy na sekundę coraz bardziej wściekła. I nagle stało się jasnym, dlaczego Marabeth nie przyjmowała żadnych argumentów przeciwko wycieczce, nawet stanu chłopaka. Wiedziała, że to wyjście wcale nie zależało od jego pojawienia się, że tak czy siak zostałaby z domu na ten dzień wyproszona. Nie było to dla niej w żaden sposób niemiłe, tylko była to forma troski, jaką ją otaczała babka. Niemiłym było to, co czekało na nią w tej paskudnej willi o horrendalnej liczbie okien, którą bardzo niechętnie nazywała domem.

Wróciła za wcześnie, oni zostali za długo.

Przeszklone drzwi uderzyły w przeszklone ściany z taką siłą, że mimo faktu, iż było to szkło hartowane, o wiele mocniejsze od normalnego, na obu, ścianie i drzwiach, pojawiły się pęknięcia. Po tym, co zrobili ostatnio, ośmielili się tu w tak krótkim czasie pojawić ponownie?

Teraz, wściekła, przypominała rozjuszone zwierzę – jej oliwkowe oczy wydały się teraz dzikie, potworne, bez śladów wcześniejszej inteligencji czy opanowania. Nic, tylko ślepa wściekłość. Siedzieli tam, oboje, na tej paskudnej, twardej sofie w tym paskudnym pokoju dziennym. On, wysoki i chudy, o anemicznej postawie, ciemnobrązowych włosach, haczykowatym nosie i inteligentnych, szarych oczach. Ona, niewysoka blondynka o pełnych kształtach i dużych, błękitnych oczach w kształcie migdałów. Oliwer i Rachel O'Correl, jej rodzice. Albo raczej tych dwoje ludzi, którzy śmieli nazywać się jej rodzicami nie znając jej zupełnie wcale. Natalie nie czuła do nich nic, prócz niechęci. Te zielone papierki nie miały wartości sentymentalnej, którą miało przebywanie z protoplastami.

Pamiętała doskonale, jak na 'przyjęciu' pół roku temu została tak przez nich rozsierdzona, że zaczęła wszystkich, ich i ich gości, wyklinać. Wściekła, Natalie była zdolna do bardzo wielu rzeczy. Wtedy, była zdolna wywrócić dwunastoosobowy, zastawiony potrawami, dębowy stół na bok, kiedy normalnie nie mogła podnieść pustego. Rodzice bowiem wtedy... zaaranżowali jej ślub jakimś idiotą, obok którego było przypisane jej miejsce przy stole. Już z początku ostentacyjnie manifestowała swoją ogromną niechęć, przychodząc do jadalni ubrana w swój strój codzienny, spocona i umęczona po joggingu, który urządziła sobie z babcią. Wywołało to obrzydzenie i oburzenie wśród 'znamienitych' gości jej rodziców, ale nie było to nic porównując z tym, co pokazała, gdy tylko dowiedziała się o swoim 'ślubie'. Wtedy dopiero pokazała klasę – wstała, wywracając krzesło i z miejsca zaczęła wyzywać gości od najgorszych, rzucać we wszystkich obecnych pokoju czym tylko miała pod ręką, a na końcu wywracając stół na bok. Wiedziała, że wtedy przegięła, i to bardzo, ale chciała pokazać, jak daleko jest się zdolna posunąć. Pokazała – goście uciekali w podskokach, zaręczyny odwołano jeszcze tego samego dnia. Z rodzicami kłóciła się potem dobre pół nocy, a gdy nie miała już sił i argumentów, kłóciła się z nimi Marabeth, wiecznie trzymająca stronę wnuczki. Nad ranem dosłownie wyrzuciły dwójkę z domu i kazały im się nie pokazywać 'zanim nie wynajdą przeszczepu mózgu, bo wasze są już całkiem zepsute'. Zapewne uznali ją wtedy za psychopatkę, ale Natalie wręcz to odpowiadało.

Starlight (Transformers: Prime - PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz