Rozdział Trzeci

950 57 27
                                    

Malinka

Czyli jak nadawać przydomki pedalskim samochodom

  •~(x)~• 


Natalie szła powoli, powłóczając nogami; zresztą, i tak się jej nigdzie nie śpieszyło. Nie, żeby była smutna, czy coś takiego; po prostu bardziej, niż drogą, którą i tak szła poniekąd automatycznie, zajęła się rozkładaniem wydarzeń minionych godzin z kanionu na części pierwsze, starając się zapamiętać każdy, nawet najmniejszy i najmniej istotny detal; czyli zwykłym dumaniem nad tym, co się stało. Nigdy nie propagowała fizycznego uwieczniania wspomnień – zdjęć czy „przelewania swoich frustracji na papier", to jest zapisywania tego w pamiętnikach. Twierdziła, że jak rodzice chcą robić dzieciom zdjęcia, to niech robią, a pamiętniki są dla głupich dziewczynek z okresu przed-licealnego, nie mogących dać sobie rady ze swoimi „wielkimi problemami", które ani nie są wielkie, ani nikogo nie obchodzą. Nie, Natalie wolała pamiętać. I pamiętała, ale tylko to, co uważała za ważne lub ciekawe; o ile za ciekawe można uważać swoje pierwsze w życiu złamanie otwarte, tudzież bycie ugryzioną przez wielkiego szczura, znaczy się. Tak, zawsze pamiętała te bardziej makabryczne wydarzenia, które zwykli ludzie za wszelką cenę starali się z pamięci wyprzeć. Dodatkowo pamiętała nawet, choć tylko zdawkowe urywki, swój pobyt w łonie matki (dlaczego, skąd i po co; to pozostawało wielką tajemnicą, nawet, albo szczególnie, dla niej samej). Dlatego też, przypominając sobie po kilka razy dane fragmenty i porządkując je, uczyła się ich na pamięć. Czegoś takiego nie chciała zapomnieć, i nie zanosiło się na to; nie, kiedy była zdeterminowana.

Cały ten proces intensywnego rozmyślania wydłużył jej drogę do domu z około siedmiu do może tak dwudziestu minut, a i tak gdy omal nie uderzyła czołem w jeden z piaskowcowych filarów na jej twarzy malowało się zdziwienie. Odsunęła się od zdradzieckiej, dwumetrowej, grubej kolumny, i podeszła do metalowej, malowanej na biało bramy, którą przekroczyła, jak zwykle, dość opornie, krytycznie mierząc wzrokiem ogród. Nigdy jej się nie podobał; był o wiele zbyt nienaturalny jak na pustynny krajobraz Jasper, i Natalie najchętniej przejechałaby po nim dwa razy kosiarką.

Bujna, cotygodniowo strzyżona trawa, równiutkie rabaty kolorowych kwiatów, krzaki róż i ozdobne drzewka odcinały się niezbyt pasującym, zielonym kwadratem na tle ciepłego, żółtopomarańczowego, pustynnego otoczenia stanu Nevada. Zawsze niesamowicie irytował ja ten ogród, uparcie utrzymywany przez jej matkę, która i tak odwiedzała dom raz czy dwa do roku. To nie było jednak najgorsze; najgorsza była okropna, według Natalie, trzypiętrowa willa z najjaśniejszej odmiany piaskowca o horrendalnej wręcz liczbie okien. Czyli po prostu miejsce, w którym mieszkała; absolutne bezguście, jeśli chodziło o jej opinię.

A potem się jej pytali, dlaczego okupuje piwnicę, a jej pokój się kurzy. Śmiechu warte. Istniały dwie rzeczy, które niesamowicie działały dziewczynie na nerwy, a były to światło słoneczne i ciepło, których w domu było pełno na okrągło (pomijając, oczywiście, dzieci i komary, ale one tam nie występowały). Za to w piwnicy zawsze panował przyjemny chłód, który po gorącym dniu działał kojąco i rozluźniający oczy półmrok. Co z tego, że przez niezbyt dobre oświetlenie psuł się jej wzrok? Natalie nie dbała o takie rzeczy, w imię zasady „wygoda ponad wszystko". Niezbyt interesowały ja późniejsze problemy zdrowotne.

Jednakże nawet to nie było prawdziwym cierniem w oku siedemnastolatki, tylko fakt, że mimo tego, iż rodzice ją 'kochali' (a w każdym razie tak utrzymywali), wyraz swojej miłości dawali za pomocą zielonych papierków, kupując córce wszystko, czego tylko chciała. Nie, żeby Natalie było żal, że nie spędzają z nią świąt i nawet nie wiedzą, kiedy tak naprawdę ma urodziny. Już nie.

Starlight (Transformers: Prime - PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz