Rozdział Pierwszy

1.8K 77 45
                                    

Zdarzenie całkiem niespodziewane

Czerwiec jest, doprawdy, miesiącem cudów. Niekiedy, te cuda są wielkie, metalowe i żywe.    

•~(x)~•

Czerwiec, miesiąc tak wyczekiwany przez wszystkich, szczególnie uczniów. Tak uwielbiany; czas końca przeklętych szkolnych obowiązków, zwiastujący nadchodzące szybkimi krokami, dwumiesięczne zbawienie, wakacje. Jednocześnie przez niektórych miesiąc szczerze znienawidzony; pełen stresu, hektycznych prób dokończenia niedokończonych spraw. Czas, w którym wszelkie zadania, dotychczas przekładane 'na później' teraz uległy kumulacji i musiały wszystkie zostać rozwiązane. Na raz. Z jednej strony wakacje dwa kroki za progiem, ale z drugiej już nie było wcale tak kolorowo. W szczególności dla wszelkiej maści uczęszcza czy wszelkich maści szkół, od podstawowej począwszy.

Zacznijmy może od tego, że uczniów zazwyczaj dzieli się na trzy grupy. Grupa pierwsza to osoby w pełni zadowolone ze swoich końcowych ocen. Oni mogą się odprężyć, nie myśleć o szkole i już żyć wakacjami, tudzież zdawać ostatnie egzaminy. Do drugiej grupy zaliczają się ci, którzy nie są zagrożeni, ale chcą koniecznie poprawić swoje oceny, gdyż nie są z nich do końca zadowoleni, i gonią jeszcze ostatnie terminy. Tu zaczyna się stres i wazeliniarstwo; włażenie w tyłki nauczycielom, które nierzadko kończy się fiaskiem. Najgorzej zawsze ma jednak bez wątpienia grupa trzecia, czyli ci, którzy są zmuszeni do poprawiania swoich ocen (no chyba, że nie chcą się dostać do klasy wyższej).

Ale w niedużym Jasper – mieście umiejscowionym w pustynnym stanie Nevada znajdowała się nieco specyficzna pod tym względem placówka; Liceum imienia Franklina Roosevelta. Zdecydowana większość uczniów już od dawna podejrzewała, że dyrektor i pedagogowie placówki mają mocno zwichrowane miedzy uszami; nie dość, że system nauczania był wręcz nieudolny, to od lat nie zdarzyło się tak, aby ktoś nie zdał. O dziwo jednak, była to zła rzecz; w szkole bowiem panowały tak zwane 'referaty' – prace na dany temat, które wystarczyło zaliczyć na dwóję żeby zdać, a za samo posiadanie go dostawało się dwóję.

Ale czy sami zainteresowani robili ów referaty? No oczywiście, że nie.

A co na to nauczyciele w takim razie? W niektórych przypadkach to oni wyszukiwali i prosili lepszych uczniów o zrobienie referatów swoim słabszym pupilom. I na tym właśnie, bardzo często, cierpiała grupa najlepszych uczniów.

Natalie O'Correl, pierwszoklasistka w Liceum Franklina Roosevelta była właśnie, na swoje nieszczęście, jednym z asów; plasowała się bowiem w najlepszej piątce uczniów (których, na marginesie, i tak nie było wielu, a jeszcze mniej interesowała nauka). I to właśnie dlatego teraz, po skończonych zajęciach, ubrana zdecydowanie zbyt grubo i w zdecydowanie zbyt ciemne kolory jak na pustynne lato, szła szkolnym korytarzem i emanowała nienawistną aurą; ów uczucie było tak gęste i przytłaczające, że niemal dało się je zobaczyć. A Natalie w złym humorze była zjawiskiem, którego przez ten krótki rok ów nieduże liceum nauczyło się obawiać. Jej krok był szybki, nerwowy, odgłos metalowej podeszwy glanów, sięgających jej prawie do kolan, niemalże grzmiał, skutecznie odstraszając każdego, kto był w zasięgu wzroku.

Parę osób przebiegło obok niej, szybko i nerwowo, jakby spłoszone ptactwo uciekające przed drapieżnikiem; nikt nie chciał stać się przedmiotem ataku szału tej chuderlawej, z pozoru niegroźnej dziewczyny w okularach, z wiecznie zmierzwioną grzywką.

Dziś rano przyszła do szkoły w niezłym humorze (przecież był piątek, i do tego jeszcze czerwiec!). Oczywiście, ów humor został niemalże z miejsca brutalnie zamordowany, kiedy praktycznie dopadła ją wuefistka i oznajmiła, że Natalie wprost musi pomóc jej ulubieńcom wyjść z tarapatów jedynkowych. Bo oczywiście, wystawiając tę naciąganą czwórkę nauczycielka miała gdzieś średnią dziewczyny; ale kiedy jej pupilki znalazły się w nie lada kłopocie, przypomniała sobie o tym, że Natalie to jedna z najlepszych, jeśli nie najlepsza uczennica w szkole! Ale cóż poradzisz, skoro życie jest, jakie jest? Ludzie zwracają uwagę na ciebie dopiero wtedy, kiedy czegoś chcą. Tak więc, ku niezmiernej wręcz irytacji dziewczyny, z miejsca została wrobiona w poprawianie ocen trójce uczniów; i to nawet nie została zapytana o zdanie, tak na marginesie. Po prostu zostało jej to oznajmione i, jeśli miała by być szczera, najchętniej po prostu rzuciłaby to w jasną cholerę i poszła do domu jak stała stwierdzając, ze pierdoli taką szkołę. Jednakże, to była Natalie, tak więc po otrząśnięciu się z wstępnego szoku, stojąc samotnie w progu, z karteczką z wypisanymi trzema imionami, na które i tak nie zwracała uwagi i luźną, zieloną torbą w czarne koty, machinalnie wręcz ruszyła do wnętrza budynku a nie, jak powinna była, hen-hen daleko i do domu, zapomnieć o sprawie. W końcu był czerwiec.

Starlight (Transformers: Prime - PL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz