14

342 14 0
                                    

Dziś pierwsza sobota listopada.

Siedzę samotnie przed telewizorem, wpatrując się w ekran. Leci teraz jakaś nudna komedia. Wzdycham cicho i przełączam program, szukając czegoś co mnie zainteresuje. Po kilku minutach stwierdzam, że to nie ma sensu, więc wyłączam urządzenie. Układam się wygodnie na kanapie, ręce kładąc pod głową i zaczynam wpatrywać się w sufit. Przypominają mi się zdarzenia z ostatnich tygodni.

Zazdrość, słabość, zażenowanie, smutek, złość, duma, radość i satysfakcja - te emocje panowały nade mną w ostatnich dniach.

Zamykam oczy by bardziej pogrążyć się w labiryncie myśli. Lubię to, człowiek wtedy analizuje sobie jeszcze raz wszystko co go spotkało, doszukując się różnych elementów nie widzianych przez niego wcześniej. Nagle w mojej świadomości pojawia się Kaylee. Jest piękna jak zwykle - zielone, błyszczące radością oczy, mały nosek, różowe usta... Ach, mógłbym patrzeć na nią godzinami, a jej widok nigdy by mi się nie znudził... Czasem jest taka niepewna siebie, ale gdy trzeba potrafi być odważna.

Kiedy pierwszy raz przekroczyła próg klasy biologicznej, od razu przyciągnęła moje spojrzenie, którego nie mogłem od niej oderwać przez kilka minut. Ona zupełnie nie potrzebuje makijażu bo i bez niego jest piękna. Kiedy pojawiła się w moim życiu zaczęła rozświetlać sobą każdy mój dzień. To w jaki sposób poprawia swoje brązowe, długie włosy kompletnie mnie rozbraja.

– Wiesz... chciałem cię przeprosić za tamto... Głupio wyszło i... – przerywam nie wiedząc co mówić dalej, a przed oczami mam zdarzenie z pierwszej lekcji. Gdzie ta pewność siebie, Styles?! – Och, po prostu głupio wyszło i... – lustruję ją wzrokiem bardziej wnikliwie – Płaczesz? - pytam.

Brunetka pociąga cicho nosem i próbuje odejść, ale chwytam ją za łokieć i pociągam z powrotem do siebie.

- Ej, nie płacz. Przecież nie mogło być, aż tak źle – pocieszam ją, ale to na nic. Kaylee spuszcza wzrok i wpatruje się w swoje buty, a po jej policzkach spływają łzy. – Spójrz na mnie – proszę, a brunetka podnosi głowę i nasze spojrzenia krzyżują się. Zdaję mi się, że jej oczy pociemniały, przybierając kolor szmaragdów. – Proszę, nie płacz – powtarzam – Lepiej ci w jasnym odcieniu tęczówek i z uśmiechem na twarzy.

To kiedy stała tak przede mną, ze wzrokiem wbitym w ziemię... Och, była wtedy taka nieśmiała. Ona jest tak idealna. Są kwestie, w których się nie zgadzamy, ale są i takie momenty, w których rozumiemy się bez słów.

Biorę głęboki oddech, uśmiechając się przy tym. Ona jest naprawdę taka idealna. Zawsze kiedy się śmieje mam ochotę śmiać się z nią, kiedy się smuci, mnie ogarnia poczucie, że to z mojej winy.

Brunetka całuje mnie delikatnie w policzek, po czym znów kładzie swoje dłonie na moich ramionach. Robi mi się cieplej na sercu i czuję jak moje policzki oblewają się czerwonym kolorem. Nigdy wcześniej tak nie miałem, czuję się taki... bezsilny?

- Jesteś naprawdę, miłym, zabawnym i słodkim chłopakiem, Hazz. Nie ma sensu byś udawał kogoś, kim nie jesteś... – stwierdza i uśmiecha się z troską. – Jesteś moim najlepszym przyjacielem i nawet ta nasza mała sprzeczka tego nie zmieni, rozumiesz? – przytakuje – No, a teraz chodźmy na lekcje, bo i tak jesteśmy spóźnieni.

Och, co to w ogóle było? Miałem ochotę skakać z radości przez to, że złożyła pocałunek na moim rozpalonym policzku.

Czułem się taki szczęśliwy, ale czy naprawdę zakochałem się? Jeśli kiedykolwiek miałbym wybierać pomiędzy rodzeństwem Tomlinson'ów, a Kaylee - wybrałbym Kaylee. Ona ma na mnie taki dobry wpływ... Przy niej czuję się inaczej, nie mam potrzeby czucia wyższości nad kimś.

Jestem porostu szczęśliwy - szczęśliwy tak jak kiedyś, zanim to co wydarzyło się w trzeciej klasie gimnazjum w ogóle miało miejsce. Znów mam ochotę żyć, dając z siebie wszystko w każdym możliwym momencie w życiu szkolnym. Mam ochotę uczyć się, znów zdobywać dobre oceny, mieć świadomość, że naprawdę potrafię wrócić do tego co było i czuć z tego satysfakcje. Znów być kim byłem - zwykłym, prawdziwym Harry'm Styles'em. I to wszystko przez Kay...

To jest tak straszliwie poplątane, iż powoli gubię się w tym wszystkim. Gwałtownie podnoszę się do pozycji siedzącej i przecieram dłońmi twarz.

– Muszę się przewietrzyć – bełkoczę do siebie i podnoszę się z kanapy.

Definicja miłości || Harry Styles ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz