Weszliśmy do środka. Gdy tylko znaleźliśmy się w pomieszczeniu, na ścianach po kolei zaczęły zapalać się pochodnie. Patrzyliśmy na to oniemieli. Gdy ostatnia pochodnia na ścianie się zapaliła, na środku wielkiego pomieszczenia zapaliło się wielkie ognisko. Niedaleko niego znajdował się ogromny stół. Zeszliśmy po kamiennych schodkach. Po prawej stronie stały figura psa i jastrzębia, a po prawej konia i sępa. Obróciłam się wokół własnej osi. To miejsce wyglądało niesamowicie. Na ścianach oprócz pochodni znajdowały się wyrzeźbione obrazy Afrodyty. W tej chwili przyszło mi do głowy, że może to być świątynia Afrodyty. Zastanawiały mnie tylko figury tych zwierząt. Były rzeczywistych rozmiarów. Podeszliśmy do tego ogromnego stołu. Na jego lewej stronie ustawiona była figurka wilka odsłaniającego kły.
-Coś mi tu nie gra - powiedział szeptem Michał.
Puściłam jego uwagę mimo uszu. Byłam zachwycona świątynią. Na reszcie stołu były ułożone trzy rzeczy : tarcza, miecz i zbroja. Patrzyłam na nie nic nie rozumiejąc. Czemu tu były, skoro to świątynia Afrodyty, bogini piękności. Michał podszedł do mnie.
-Tarcza, miecz i złota zbroja? - zapytał.
Przytaknęłam. Teraz zaczęło wszystko do siebie pasować. Na początku nie skojarzyłam faktów. Odwróciłam się i spojrzałam jeszcze raz na figury zwierząt. Sęp, jastrząb, koń, pies i wilk, do tego cały ekwipunek wojenny.
-To świątynia Aresa! - wykrzyknęłam.
Chłopak też dopiero teraz się zorientował.
-Dla Aresa przecież nie wznoszono świątyń w Grecji. I czemu na ścianach są portrety Afrodyty?
-Nie pamiętasz? Ares miał romans z Afrodytą.
-No tak. Całkowicie o tym zapomniałem.
-Mamy tu ekwipunek wojennego boga. Nie wiedziałam, że takie rzeczy istnieją, a teraz mam je przed oczami.
-Też nie mogę w to uwierzyć - przyznał chłopak.
-Bierzemy to i wychodzimy? - zapytałam. - Tam chyba jest wyjście - pokazałam przed siebie.
-Okej - zgodził się.
Dotknęłam złotej tarczy. Wtedy poczułam nieprzyjemny prąd. Szybko zabrałam dłoń. Spojrzałam na wilka. Wydawało mi się, że poruszył oczami. Podeszłam do niego bliżej. W tym momencie figura ożyła i wilk rozwarł paszczę. Ze strachu o mało nie upadłam. Na szczęście Michał mnie złapał. Na kolejny odgłos odwróciliśmy się. Pozostałe posągi zwierząt też ożyły. Ni wiedziałam, co mamy robić. Spojrzałam na chłopaka.
-Najlepiej uciekać - powiedział cicho. - Teraz, do wyjścia.
Pobiegłam, ile sił w nogach. Tuż za mną biegł kolega z klasy. Byłam już blisko schodów prowadzących do drzwi. Wtedy usłyszałam głos Michała. Stanęłam i odwróciłam się. Jastrząb i sęp krążyły nad nim i co chwilę podlatywały do niego. Pobiegłam mu na pomoc. Złapałam jakąś włócznię, która leżała akurat na ziemi i zamachnęłam się. Dostał sęp. Dobiłam go i wtedy z powrotem zamienił się w figurę. Rzuciłam chłopakowi włócznię, a sama pobiegłam do stołu. Złapałam miecz Aresa. Poczułam ten sam prąd, co na początku, ale tym razem nie cofnęłam ręki. Michał zmagał się z jastrzębiem i koniem. W moją stronę zaczęły iść wilk i pies. Nie wyglądały, jakby chciały się zaprzyjaźnić.
CZYTASZ
"Zwyczajna" wycieczka do Grecji
AdventureCześć. Jestem Marta i mam 18 lat. Chodzę do liceum o profilu humanistycznym. Od zawsze interesuję się mitologią grecką i rzymską. Ciągnie mnie do starej historii, do przedmiotów starożytnych, których znaczenia nikt nie zna. Takie rzeczy intrygują mn...