Rozdział 9

2.5K 160 19
                                    

-Chyba oszalałeś !?- zszokowana upuściłam na ziemie talerz pełen jedzenia. Moją reakcje spowodował widok Luka trzymającego małego kotka w dłoniach. -Nienawidzę kotów!

-Mel ty nawet ludzi nie lubisz. Znalazłem tego biedaka wyrzuconego na środku ulicy.- odpowiada, obrońca zwierząt się znalazł, wzdycham i zaczynam zbierać jedzenie z podłogi.

-Jak to sobie wyobrażasz? Kot to nie zabawka, trzeba kupować mu jedzenie, oswoić go, wszystkie meble nam obsika do tego czasu.- chłopak przewraca oczami na moje słowa.

-Na czas pisania artykułu i tak siedzisz w domu, co ci szkodzi czasem go nakarmić?- pyta z wyrzutem. Muszę przyznać mu racje.

-Trzymasz go u siebie w pokoju.- wskazuję palcem na sierściucha, który patrzy na mnie wzrokiem pogardy. Nawet zwierzęta mnie nie lubią... milutko.

-Nazwę go mruczek.- oznajmia dumny blondyn. Co za kreatywność.

-Mhm, bardzo oryginalnie...Auć!- odruchowo zabieram rękę do tyłu, chlapiąc krwią na podłogę. Skaleczyłam się szkłem, brawa dla mnie.-Kurwa jak boli.

-Karma suko, trzeba było wziąć zmiotkę, a nie łapy w to pchać. Prawda Mruczuś?- nie wierzę on mówi do kota. Wstaję i wkładam skaleczoną dłoń pod bieżącą zimną wodę.

-Boli.- jęczę i zamykam oczy, oby rana nie była za głęboka.

-Ja to posprzątam i pójdę po opatrunek.- Luke odkłada Mruczka i idzie do przedpokoju, już po chwili słyszę jak przeklina pod nosem.-Mogłabyś poukładać swoje rzeczy w tej szafie!- odkrzykuje.

Po kilku minutach zakręcam wodę i podaję dłoń blondynowi, który szybko przykłada do rany gazik i obwiązuje go bandażem.

-Powinno być okej.- unosi kciuka do góry. Uśmiecham się marnie i idę usiąść na kanapę.

-Kupiłeś coś dla tego potworka?- pytam marszcząc brwi. Przecież powinien mieć miejsce do spania. Nie znam się na tym czego zwierzęta potrzebują, bo nigdy żadnego nie posiadałam, nawet w domu rodzinnym.

-O cholera muszę jechać do zoologicznego!-ten to ma refleks. Jak zawsze najpierw robi, potem myśli.

-No to jedź i zabierz go ze sobą.- wzdycham i oglądam zawiniętą rękę, ciagle boli...

-Nie musisz być taka niemiła, już wyzdrowiałaś i myślisz, że wszystko ci wolno?- robi obrażoną minę i chwyta kota na ręce.

-Przepraszam po prostu jestem zdenerwowana tą całą sytuacją.- robię palcem koło pokazując na naszą trójkę.

-Nie będę zakłócać ci spokoju, jak coś to dzwoń, może mi trochę tam zejść.- zamyśla się na chwilę po czym na mnie patrzy, unoszę zdrowy kciuk do góry, po czym kieruję wzrok na telefon, gdzie przeglądam instagrama.

Kiedy kończę przeglądać wszystkie możliwe aplikacje, wstaję zrobić sobie herbatę. Nie byłabym sobą gdybym czegoś nie zepsuła. Chwytam czajnik odruchowo prawą ręką, którą wcześniej skaleczyłam. Przez moje ciało przechodzi ból, a łzy zbierają się w oczach. Opatrunek staje się przesiąknięty krwią. W momencie, kiedy próbuje ściągnąć bandaż czuję jeszcze większy ból. Gazik przykleił się do rany. Po prostu wspaniale. Chwytam telefon i dzwonię po przyjaciela. Numer pod który dzwonisz... od razu się rozłączam. Zajebiście.

Patrzę na spływającą do zlewu krew. Powinnam pojechać do szpitala, ale Luke wziął samochód. Do głowy wpada mi najgorszy z możliwych pomysłów. Chwytam telefon i wybieram jeszcze inny numer...

-Czego?- w głośniki rozbrzmiewa głos zaspanego Harry'ego.

-Może trochę milej?- prycham.

Sex Date || H.S Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz