Jestem Anna. Uwielbiam czytać książki. Jestem ze stada wilków. Rodowita wilczyca, która nic, tylko by siedziała przy kominku i czytała książki. Moi rodzice już się na mnie denerwują, bowiem chcąc spędzić razem czas, musza mi pochować moje skarby. Tak też było tego dnia. Wszystkie książki mi pochowali!.
-Jedziemy w góry i koniec. – powiedział ojciec. Westchnęłam. Z nim nie wygrałam nigdy. Więc musiałam się spakować i jechać z nimi. Po trzech godzinach jazdy dotarliśmy na miejsce. Wyszłam z samochodu i rozejrzałam się wokół. Było to cudowne miejsce!.
-No widzisz, a tak nie chciałaś jechać! – zaśmiała się mama. Skierowaliśmy się do recepcji. Przyjęła nas przemiła recepcjonistka. Dała nam klucze, karty pobytu i wszystko, co jest potrzebne.
-Czy hotel ma bibliotekę? – zapytałam. Recepcjonistka roześmiała się i pokręciła przecząco głową. Posmutniałam lekko, ale nie dawałam za wygraną. Przecież w okolicy musiały być jakieś księgarnie!. Musiałam sobie coś kupić, bo inaczej bym zwariowała. Weszłam do swojego pokoju – rodzice mieli swój, a ja swój; były osobne – i szybko się rozpakowałam. Rodzice dali mi znać w wiadomości, że idą na basen, który znajdował się w podziemiach hotelu. Pomysłowe i praktyczne, jakby nie patrzeć. Uśmiechnęłam się w duchu. Miałam bowiem czas, aby poszukać czegoś dla siebie. Wyszłam z pokoju, zamknęłam drzwi i skierowałam się na dół. Mój pokój bowiem był na pierwszym piętrze. Numer 13. Niby to pechowa cyfra, ale ona zawsze dawała mi szczęście. Podeszłam do recepcji, aby zapytać miłą panią, gdzie w okolicy jest jakaś księgarnia. Niestety, coś długo jej nie było...
-Może w czymś pomóc? – zapytał miły głos za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam miłego kelnera. Uśmiechnęłam się do niego.
-Przepraszam za kłopot, ale nie wiesz może, czy gdzieś w okolicy jest jakaś księgarnia? – spytałam. Zamyślił się.
-Poczekaj dwie minuty, zaraz wracam – powiedział. Więc nie pozostawało mi nic innego, jak tylko poczekać na miłego kelnera. Wrócił, przebrany w normalne ubranie.
-Zawiozę. – powiedział. Spojrzałam na niego niepewnie. Rodzice zawsze mówili mi, żebym nie ufała nieznajomym.
-Emm... Niee... Wole spacer – odparłam niepewnie. Roześmiał się.
-Najbliższa księgarnia jest dziesięć kilometrów stąd. – odparł.
-Lubię długie spacery – odparłam. Nie dawałam za wygraną. Nie mogłam odpuścić. Bo kto wie, co mógłby mi zrobić tak miły człowiek?. Nigdy nic nie wiadomo!.
-No dobrze. Wychodzisz z hotelu i skręcasz w stronę, skąd przyjechałaś. Idziesz prosto cały czas, przez dziesięć kilometrów. – odparł.
-Dziękuję. – powiedziałam i szybko wyszłam. Skierowałam się w tamta stronę.
Droga okazała się bardzo długa. W pewnym momencie zaczęłam żałować, że jednak nie zgodziłam się na podwiezienie, ale... Nie. Byłam rozsądną dziewczyną. W końcu doszłam. Podeszłam do drzwi i... Zobaczyłam karteczkę z napisem „ZAMKNIĘTE". Myślałam, ze się popłacze!. Tyle tutaj szłam, robiło się już ciemno, a mnie jeszcze czekała droga powrotna. Westchnęłam. Musiałam zadzwonić po tatę. Przeszukałam torebkę, ale nie znalazłam swojego telefonu. Musiał zostać w pokoju. Zrezygnowana, ruszyłam w drogę powrotną. Nie przeszłam nawet połowy, gdy całkowicie się ściemniło. Było ciemno, zimno a na dodatek wiało niemiłosiernie... A ja mądra nic nie wzięłam, byłam na krótki rękaw ubrana!. Robiło mi się niedobrze, zaczynało mi się kręcić w głowie. Zdałam sobie sprawę, że nic nie jadłam ani nie piłam. Było źle. Naprawdę źle!. Wiedziałam, że zaraz padnę ze zmęczenia. W oddali jednak dostrzegłam światło.
-Nie... Nie chcę umierać... - powiedziałam sama do siebie. Światło stawało się większe i większe, aż w końcu się rozdwoiło... Jak się okazało, podjechał samochód. A w nim był... kelner. Uśmiechał się do mnie. Wysiadł, otworzył mi drzwi i kazał wsiadać. Powiedział, że zawiezie mnie do Hotelu.
-Nie... Nie wolno ufać nieznajomym... - powiedziałam ostatkiem sił i zemdlałam.
Obudziłam się w swoim łóżku. Czy to był sen?. Rozejrzałam się. Wszystko było na miejscu. Prawie. Jedyne, co mnie zdziwiło, to książka leżąca na stoliczku. Wstałam i podeszłam. Rozejrzałam się po całym pokoju, ale nie zauważyłam żadnego obcego. Wzięłam książkę do ręki i otworzyłam. W środku było napisane „Miłej lektury. R.". Zastanawiałam się, kim może być ten Pan eR... Szybko usiadłam na łóżku i zaczęłam czytać. Gdy skończyłam, ktoś zapukał do drzwi. To była służba. Ktoś zamówił mi jedzenie do pokoju!. Jak się okazało, już opłacone. I oczywiście liścik. „Mam nadzieję, że będzie smakować. R." Kim u diabła była ta osoba?!. Dlaczego jej to robiła?. Dlaczego... Ktoś znowu zapukał do drzwi. Szybko otworzyła i zobaczyła swoich rodziców.
-Dlaczego nie odbierałaś od nas telefonów!?
-Dlaczego nie było cię na śniadaniu?!
-Wiesz, jak się o Ciebie martwiliśmy?!
-Nie jestem już dzieckiem – odpowiedziałam im. Wtedy zauważyli w moim pokoju wózek kelnerski, a na nim jedzenie. Ojciec spojrzał na mnie.
-Nie chciało Ci się schodzić i zamawiasz do pokoju jedzenie?!. Masz szlaban na książki przez tydzień!. – powiedział i odszedł. Matka nic nie powiedziała, również odeszła.
-Ale to nie ja... - powiedziałam. Było jednak za późno, by mnie usłyszeli. Zatrzasnęłam drzwiami. Byłam bardzo wściekła. Nie na nich, tylko na tego kogoś, przez którego miała teraz szlaban na czytanie!.
Poszłam na basen popływać. Musiałam, bo inaczej rodzice mogliby wejść mi do pokoju i przeszukać wszystko, a później zabrać moja ukochana książkę. Jedyną, jaką tutaj miałam. Od tego idioty, Pana eR. Na basenie ujrzałam kelnera. Spojrzałam na niego z zaskoczeniem.
-Nie pracujesz? – spytałam ze zdziwieniem. Naprawdę byłam zdziwiona!.
-Mam dwa dni wolnego. Jakoś trzeba to wykorzystać – powiedział z uśmiechem i odszedł. No tak, tyleśmy pogadali. Wydawał się miły, nawet... Bardzo miły. Poczułam, że się czerwienię, dlatego szybko wskoczyłam do wody. Popływałam chwilę, a następnie wyszłam. Zachciało mi się pić. Podeszłam do małej kawiarenki. A tam... Kelnerka, która tam obsługiwała gości z basenu powiedziała, ze czeka na mnie stolik. Zdezorientowana, powiedziałam, żeby mnie zaprowadziła. Weszłyśmy w głąb tunelu, szłyśmy po schodach w górę, aż doszłyśmy do... restauracji hotelowej!. A ja, jak głupia, w ręczniku i stroju kąpielowym, do tego mokra!. Kelnerka zachichotała i powiedziała, że tam są drzwi i tam jest przygotowane dla mnie ubranie. Dodała również, że jestem wielka szczęściarą. Nie zrozumiałam jej, ale poszłam się przebrać. Moim nowym ubraniem okazała się piękna suknia. A co ja kurde, na jakąś randkę szłam?!. Co by na to powiedzieli moi rodzice?!. Ciekawiło mnie, co by powiedzieli, jakbym tak wyszła i ich spotkała w połowie drogi. Zachichotałam. W końcu wyszłam. Kelnerka czekała na mnie. Zaprowadziła mnie do 'mojego' stolika. Nikogo niestety tam nie było. Usiadłam i zobaczyłam, ze jest róża oraz karteczka przypięta do niej. Otworzyłam i zaczęłam czytać. „Mam nadzieję, że spodoba Ci się to, co dla Ciebie przygotowałem. R." Znowu ta sama osoba!. Rozejrzałam się wokół. Prawie wszystkie stoliki były zajęte!. W oddali na domiar złego dostrzegłam swoich rodziców. Rozmawiali z kelnerem, który niby miał dzisiaj wolne. Dziwnie to wyglądało, bo w pewnym momencie zaczęli się śmiać. Czekałam i czekałam, ale nikt nie przychodził. W końcu zrezygnowana wstałam i skierowałam się do swojego pokoju. Odwróciłam się jeszcze, by zobaczyć, czy ktoś aby nie idzie w stronę mojego stolika. Niestety, nikogo tam nie było. Wyszłam z Sali smutna. Chyba zaufałam złudnym marzeniom. Wyobraziłam sobie za wiele. Przez moją głupotę, wpadłam na kogoś. Spojrzałam na tą osobę. Okazał się nim kelner, którego znałam. Rozpłakałam się jeszcze bardziej i uciekłam. Zamknęłam się w pokoju i wpadłam do łóżka. Zaczęłam płakać... Łzy sobie leciały, raz z jednego oka, a raz z drugiego... Mój umysł zrobił mi psikusa, a ja głupia dałam się nabrać... Przez to wszystko zasnęłam późno. Spałam do południa. Obudziłam się w sukience wieczorowej. No tak, musiałam usnąć w morzu łez. Wstałam i poszłam do toalety się ogarnąć, a gdy to zrobiłam podeszłam do szafy i... wróciłam się pod drzwi główne. Tam dostrzegłam, ze na podłodze leży koperta. Podniosłam ją i usiadłam na łóżku. Następnie otworzyłam go i zaczęłam czytać.
„Przepraszam, że cię zraniłem. Nie sądziłem, że robiąc Ci takie niespodzianki będziesz na mnie zła. Już nie będę, obiecuję. I przepraszam za wszystko. R."
Znowu ten sam podpis!. Tylko... Co ja takiego zrobiłam???. Przecież to on nie przyszedł w umówione miejsce!. A ja głupia coś do niego poczułam. Poczułam coś do... ducha. Do nie istniejącej osoby!. Zdenerwowana, szybko się przebrałam, spakowałam i zeszłam na dół. Czekałam na rodziców dwie godziny w holu recepcyjnym. Oddali klucze, zapłacili. Wyszliśmy, jednak w drzwiach złapała mnie recepcjonistka i poprosiła na słówko. Rodzice powiedzieli, że poczekają w samochodzie.
-Dlaczego mu nie powiedziałaś? – spytała prosto z mostu. O co jej u diabła chodziło?!
-Ale... O czym?. I komu?. – zapytałam zdziwiona.
-Że jesteś zajęta!.
-Ja jestem wolna od urodzenia. I nie wiem o kim mówisz. – odparłam. Już miałam się zbierać, gdy ponownie mnie zatrzymała, chwytając za rękę.
-Mówię o Rufusie. – powiedziała. Spojrzałam na nią. Wtedy zrozumiałam, że Pan eR, to tak naprawdę był Rufus. Tylko nadal było pytanie, kim on jest?.
-Kto to? – zapytałam.
-Spotykałaś się z nim, a nie wiesz?!. Przecież do Dyrektor tego Hotelu!.
-Ani razu nie spotkałam dyrektora...
-Jak to?. A jak pytałaś, gdzie jest księgarnia?. A kto cię podwiózł, jak zasłabłaś?. Kto dał Ci książkę, sukienkę, kto zaprosił na kolację, kogo spotkałaś na basenie? – pytała.
-Ale... Ja spotykałam kelnera – powiedziałam. Wtedy to do mnie dotarło.
-Rudolf jest dyrektorem, ale pracuje tu również jako kelner. – powiedziała mi. Aż otworzyłam usta ze zdziwienia.
-Ja... Ja nie wiedziałam... Ja czekałam w restauracji, ale on... ja wpadłam na niego... on mnie źle zrozumiał... ja myślałam, że zakochałam się w marzeniach, w snach...
-Zakochałaś się? – zapytał znajomy głos. Obejrzałam się za siebie i go ujrzałam. Nie wiedząc co powiedzieć, posmutniałam, a potem się popłakałam... Łzy po prostu same zaczęły lecieć...
-Nie płacz.. – powiedział i otarł je. Następnie pocałował mnie, a ja go odwzajemniłam. W tedy wszedł mój tata i... Zaczął klaskać?!. Oderwałam się od Rufusa i spojrzałam na niego.
-Rozmawiałem z nim wczoraj. Opowiadał, jak to się zakochał od pierwszego wejrzenia w Tobie. To było naprawdę śmieszne, ale teraz widzę, ze jednak prawdziwe! – powiedział. Poszedł po moją mamę. W hotelu zostaliśmy jeszcze na tydzień. Moi rodzice opłacili swój pokój, a ja... Zamieszkałam w pokoju wraz z Rufusem. A wiecie, co jest najlepsze?. Że on miał swoja biblioteczkę z książkami!. Przez to pokochałam go jeszcze mocniej!.No, więc tak kończą się miłosne historie. Byłam w pokoju, w którym mieszkała Anna. Pomogłam Rufusowi, a potem do tego samego pokoju trafiła kolejna osoba, która mu pomogła. Teraz to są śmieszne historie, ale wcześniej nie były. Ostatnio Anna napisała mi, że spodziewa się dziecka. Rufus zaproponował, bym była matką chrzestną!. Aż się popłakałam ze zdziwienia i z ich szczęścia. A z mojego nieszczęścia... Czy ja w kiedykolwiek znajdę swojego partnera życiowego?. Czy tylko będę spotykać na swej drodze zwierzęta, które zakochują się w sobie nawzajem z wzajemnością?. Ehh... To życie jest do kitu, naprawdę!. Był taki jeden, w którym się podkochiwałam, to mnie odtrącił... Bo niby, że ma do mnie za daleko. Przecież miłość przezwycięży wszelkie przeszkody!. Ale po tym, co zrobił... Dowiedziałam się czegoś nowego o nim. Nadal jest dzieckiem i nie rozumie co to prawdziwa miłość. Niestety. Teraz nadal wspominam wspólne chwile z nim, ale... Cieszę się, że nie jesteśmy razem. Bo jakby tak było, jakby znowu coś się stało i wywinął mi taki numer?. Co by było, jakby już nie było odwrotu?!. No właśnie. Chyba zostanę singielką z wyboru. Naprawdę!. Pojdę do zakonu, czy coś... Pewno i tam mnie nie przyjmą, bo jak to tak, wilczyca, która jest singielką?. To jeszcze nigdy przenigdy się nie zdarzyło!. Serio. Każda sobie znajdywała – nawet przy mieszance. Ale był. A ja?. Nie mam i nie będę mieć. I koniec kropka!.
CZYTASZ
Kroniki Furry
FantasyOto ja. Ja, oraz moje nowe życie. Życie w ciemnym domu, bez nikogo i niczego. Tyle zwiedziłam, tyle poznałam, a jednak nikogo nie mam. Czuje samotność i nie wiem, co z tym zrobić... Każdego, kogo spotykałam w tej podróży, dopadała strzała Amora. Był...