Wiecie, kim jestem?. Jestem Alelajla, młodsza siostra Arana. Jestem troszeczkę rozpuszczoną wilczka, ale co mi tam!. Ważne, żebym miała w łapce swoja konsolę i cały świat się dla mnie nie liczy!. A przeciez taka konsola dużo nie kosztuje!. Mój brat ma za kilka dni wielki dzień – bowiem jest jego ślub z Asti. Ah, tyle słyszałam o nim, co on nawywijał dla tej dziewczyny i co?!. I kurde są razem!. Nie rozumiem go, a kiedyś jeszcze mi mówił, że nie będzie z żadną dziewczyną. A jak wspomniałam o ślubie, to już w ogóle był oburzony na mnie, że o tym rozmawiamy!. A teraz?. Teraz to tylko o tym z nami rozmawia. No właśnie. Zapomniałam mu zaznaczyć, ze nie będę miała partnera, ale to chyba pikuś, co?. Ważne, żeby nie zapomnieć swojej konsoli – inaczej będzie nudno jak na pogrzebie u babki Astaroth. Zastanowiło mnie, dlaczego wszystkie wilki miały imiona na literę „A". Niestety, nie dane mi było skończyć tych myśli, bo szofer kazał mi wysiadać. No tak. Szkoła. Ja jeszcze chodziłam do szkoły. Za rok dopiero mogłam wybrac się do jakiejś Akademii. No dobra, ja już wiedziałam do jakiej pójdę. Jakieś trzy miesiące temu odkryłam dziwne zjawiska, które zdarzały się przy mnie. Najpierw jak mama wyłączyła wode, a ja nie wiedzac nic o tym poszłam się myć. Umyta wyszłam z łazienki, a moja kochana mamusia patrzyła na mnie z rozdziawioną buzią!. Dopiero potem mi powiedziała. Później jeszcze kran w kuchni, który nagle eksplodował jak kłóciłam się z bratem, czy szlauf w naszym ogródku, gdy było za gorąco i nagle poleciała z niego woda. Rodzice wyjasnili mi, że to się czasami zdarza. Że wilki ze zwykłych rodzin odkrywają w sobie moce. Ja odkryłam moc wody. Dlatego już teraz wiedziałam, że pójdę do Akademii NAYKO. Musiałam do niej iść, inaczej nie mogłabym się nauczyć panowania nad moimi mocami i mogłabym rozwalać wszystko naokoło coraz częściej. Teraz tylko polecono mi, bym panowała nad swoimi emocjami.
-Hej! Ala, tutaj! – krzyczał znajomy głos do mnie. Szybko podbiegłam do wilczycy. Przywitałam się z najlepsza przyjaciółką. Alelajla było za długim imieniem, dlatego ona skróciła mi je do Ala. Miało być „Ale", no ale... Właśnie o tym mówię. Gdyby ktoś powiedział ale, to skąd miałabym pewność, ze mówi do mnie, czy o mnie?. Westchnęłam.
-Masz już wybraną Akademię? – zapytałam. Wiedziałam, że się rozejdziemy, bo ona nie odkryła u siebie mocy wody. Pokiwała mi przecząco głową i posmutniała.
-Obiecałyśmy sobie, że zawsze będziemy trzymac się razem.. – powiedziała ze smutkiem.
-Tak, wiem, ale.. Ale zawsze będziemy mogły się spotykać! – powiedziałam z radościa na twarzy. Ona tylko na mnie spojrzała. Nie musiała nic mówić. Było wiadome, że ze szkoły żywiołów nie łątwo jest wyjść na przepustkę. Zwierzęta stamtąd boją się, że uczniowie mogliby coś wyrzadzić innym mieszkańcom, którzy mieszkali nieopodal. Raz właśnie była taka sytuacja. Jeden uczeń wyszedł na przepustkę i podpalił pół miasta!. Nie panował biedny nad swoim żywiołem, ale mogli go także nie denerwować. To przez rodziców to zrobił. Chociaż w sumie to także jego wina, bo mógł być bardziej uważny i słuchac na zajęciach. Z tego, co się orientowałam, to chłopak ten był pięć lat starszy ode mnie.
-Ej!. Słuchasz ty mnie w ogóle?! – spytała mnie przyjaciółka. Zatrzymałysmy się przed drzwiami Sali w której miałyśmy pierwsze zajęcia. Spojrzałam na nią i lekko się zarumieniłam. No tak, głupia ja. Znowu się rozmarzyłam o chłopakach!. Ale byłoby naprawdę fajnie spotkac takiego, który tak jak i ja uwielbiał grać w gry!.
-Ala, na miłośc boską, oderwij się od marzeń! – krzyknęła na mnie. Spojrzałam na nią.
-Już. Jestem na ziemi. To co mówiłaś? – spytałam z uśmiechem na twarzy. Jednak jej nie było do śmiechu. O co jej chodziło?. Znowu coś nie tak z jej rodziną?. Nie maja pieniędzy?. Mogłabym jej przeciez pozyczyć!. Nie obchodziło mnie, czy miałaby mi to póxniej oddac, czy i nie. Ufałam jej i byłam jej najlepszą przyjaciółką. A przyjaciele sobie pomagaja.
-Mówiłam Ci, że za tydzień wyjeżdżam... - odparła.
Spojrzałam na nią z wielkim szokiem.
-Jak to?!. Ale... No ej!. Dopiero co mówiłaś, że miałyśmy się trzymac razem!. – powiedziałam jej.
-Tak, ale odkąd dowiedziałysmy się, że będziesz musiała iść do Akademii NAYKO, postanowiłam wyprowadzić się bliżej dziadków ze strony taty. – odparła. Chciała wejść do Sali, ale zatrzymałam ją.
-Dlaczego nie powiedziałas mi tego wcześniej?!
-Bo jeszcze nie było to dopracowane?
-Ale mogłaś chociaż powiedzieć, że planujesz!
-Ale nic nie było pewne, zrozum!. Co ja zrobię, jak Ty pójdziesz do Akademii?. Ja nie mogę tam wejśc razem z Tobą!. Wiesz również, jakie tam mają zasady!. Mój kuzyn Arman był w Akademii AYKO. Powiedział mi, jakie tam panują zasady. Dobrze, że chociaż dyrektor się zmienił!. – wykrzyczała. Co ja jej takiego kurna zrobiłam?!. Nie moja wina, że ta moc się u mnie ukazała. Chciałam jej to wyjasnic, ale przyszedł nauczyciel i kazał nam wejść do sali.
Po zajęciach wyszłyśmy jako pierwsze i odeszłyśmy w ustronne miejsce, żeby zakończyć rozmowę. Ważną rozmowę.
-Wiesz dobrze, że moce ujawniają się u losowo wybranych – powiedziałam jej.
-Tak, ale obietnic się dotrzymuje!. Mówiłaś, że u Ciebie w rodzinie nie ma nikogo, kto miałby jakąś moc, dlatego obiecałaś, że nigdy się nie rozstaniemy. Byłas pewna w stu procentach, a teraz co?. Co ja mam zrobić?!
-Bo to prawda, nie mam nikogo!. Nie wiem, na pewno coś się wymyśli...
-Ja już wymyśliłam, bez Twojej pomocy.
-Aha, czyli że to moja wina, tak!?
-Tak, bo mogłas mi nie obiecywać!
-I co teraz?. Przepraszam, że się pomyliłam, pasuje? – powiedziałam łągodniej. Ale ona chyba nie zrozumiała moich intencji, bo zobaczyłam w jej oczach łzy...
-Nienawidzę cię!. Jesteś taka sama, jak inne dziewczyny!. Też obiecują i nie dotrzymują!
-Co ty wygadujesz? – zapytałam łagodnie. Ta rozmowa nie prowadziła ku dobremu...
-A to, że koniec z naszą przyjaźnią!. – wykrzyknęłam i odbiegła ode mnie.
Przez resztę dnia nie odezwałysmy się do siebie ani słowem. Na ostatniej lekcji nasz wychowawca powiedział nam, że moja przyjaciółka będzie z nami chodziła jeszcze tydzień, a później przenosi się do innego miasta. Szkoda, że powiedziała mi o tym dopiero w tedy, gdy już wszystko pozałatwiała. Wina leżała po jej stronie... Troche po mojej, bo mogłam nie obiecywać, ale skąd mogłam wiedzieć, że będę Wybraną?. To jednak w dużej mierze była jej wina. Gdy wróciłam do domu, zamknęłam się w swoim pokoju. Napisałam do brata, ale on nie odpisał. No tak. Jego ślub... A ja głupia pomyslałam, że mogłabym zaprosić swoją przyjaciółkę, a teraz... Teraz to już w ogóle nie mam z kim pójść!. Odrobiłam lekcje i półożyłam się, by się zdrzemnąć. Jakoś tak się stało, że zaczęłam płakać, aż usnęłam.
Obudziłam się następnego dnia, cała obolała. Mama weszła do mojego pokoju i od razu stwierdziła, że jestem chora. Miała tylko nadzieję, ze wyzdrowieję do wesela brata – w innym wypadku ktoś musiałby ze mna zostać w domu. Mi to było wszystko jedno. Co prawda żal by było, gdyby któryś z gości ze względu na mnie nie poszedł, ale... Co ja mogłam w takiej sytuacji?. Nic.
-Kochanie, na pewno nic nie chcesz do jedzenia? – spytał się tata. Spojrzałam na niego i pokręciłam przecząco głowa. Nie odzywałam się do nich... Wyliczyłam sobie w kalendarzu, że Amia wyprowadza się stąd dokładnie dzień przed ślubem mojego brata!. Postanowiłam sobie, ze już chyba nigdy nie powiem, że gorzej być nie może. Mogło... Wiedziałam bowiem, że będę czuła się coraz gorzej, aż do jej wyjazdu. A jak wyjedzie, to pewno się rozrycze jak jakieś małe dziecko i w ogóle będzie jakaś katastrofa... Po południu przyszła mama i powiedziała, że jadą do Aran'a i Asti, żeby im w czymś pomóc. Miałam trzy dni dla siebie. Wolny dom. W normalnym wypadku zapewne zaprosiłabym do siebie Amię, ale w tym wypadku... Niestety nie mogłam... Rozpłakałam się znowu. Mama powiedziała, żebym już nie płakała, że cos tam coś tam... Powiedziałam jej o przyjaciółce, o naszym rozstaniu i obietnicy, której nie spełniłam. Mama powiedziała mi, ze to nie moja wina, że ona powinna zrozumieć to, co się stało. Wyszło na to, że to jej wina, a nie moja, że się rozstałyśmy.. A nasza przyjaźń była taka długa i taka dobra, a teraz... No nic. Pewno jeszcze nie raz spotkam dziewczyne z która się zaprzyjaźnię!. Miałam tylko nadzieję, że szybko się to stanie, bo nie lubiłam być sama.
-Aha, jeszcze coś. Codziennie będzie wpadam tutaj nasz sąsiad, żeby sprawdzić, czy jesz – powiedziała i pocałowała mnie w czoło. Uśmiechnęłam się i pokiwałam twierdzaco głowa. A niech sobie przychodzi kto chce. I tak nie będę nic jadła ani piła. Najwyżej zabiora mnie do szpitala. Może w tedy mój brat się mną zainteresuje.
Mijały minuty... godziny... a ja byłam w domu sama. Nad ranem usłyszałam, ze ktoś chodzi po mieszkaniu. Wstałam z łóżka i poszłam sprawdzić, jaki to dziadek przyszedł. Gdy weszłam do salonu okazało się, że był w nim młody chłopak!. Zaraz wróciłam się do pokoju i zaczęłam przeszukiwac rzeczy. To mógł być bandyta!. Rodzice pewno zapomnieli mnie zamknąć i teraz ten sobie wszedł i zacznie nas okradać!. Musiałam działac. Napisałam do mamy, że w domu jest jakiś złodziej i ide mu na spotkanie. Oczywiście odpisała mi, żebym nie rozbila nic głupiego, ze już dzwoni po sąsiada, ale nie czekałam ani chwili dłużej. Poszłam do salonu z kijem golfowym – brat czasami grywał z tatą, jak jeszcze mieszkał z nami. Odkąd się wyprowadził, zostawił połowę rzeczy i przestał grywac... Teraz cieszyłam się, że kij został w domu. Ba, że został w moim pokoju!. Ukryłam się za ścianą, żeby zaatakowac z ukrycia. W tem zadzwonił czyjś telefon. Chłopak odebrał i zaczął rozmawiać. Pomyślałam, że lepiej będzie wsłuchać się w rozmowę i poczekać, aż zakończy. Wolałam uderzyć go bez żadnych świadków. Bo jaby rozmawiał z drugim złodziejem, który stał na czatach w domu?. Uderzyłabym jednego, drugi wleciałby do środka i byłoby po mnie... Jednak okazało się, że chłopak rozmawiał z... moją mamą!. Zdziwiło mnie to, nawet bardzo!. Gdy się rozłączył, wyszłam z ukrycia. Kij nadal trzymałam, ale już nie tak mocno. Chłopak odwrócił się i spojrzał na mnie, na kij i później znowu na mnie.
-Rozumiem, że to ja jestem tym złodziejem? – spytał ze śmiechem. Czyli na sto procent rozmawiał z moją mamą. Nie odpowiedziałam mu. Tylko przyglądałam się. Był.. Musiał być lekko starszy ode mnie, ale nie dużo. Dziwiło mnie, że ani razu go tu nie widziałam.
-Jestem Aster – przedstawił się, wyciągając do mnie łapę. Przywitałam się z nim. Nadal nic nie mówiłam. Odłożyłam kij na bok i poszłam do kuchni. On chyba nie wiedział co zrobic z niemówiącą dziewczyną, poszedł za mną.
-Twoja mama nie mówiła mi, że nie potrafisz mówić... - powiedział. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam jedzenie. Wyciągnęłam dwa talerze i nakryłam do stołu. Dla mnie i dla niego. Nie mogłam mu powiedzieć nic. Obiecałam sobie, że nic nie powiem, aż moja przyjaciółka się wyprowadzi.
-Będzie ciężko..., -powiedział. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Nie zrozumiałam go. W czym miałoby mu być ciężko?.
-To znaczy nie, że Ty jesteś ciężka, tylko... Dziwnie się czuję, tak gadając sam do siebie!. – powiedział. Usiadł naprzeciwko mnie przy nakrytym stole. Uśmiechnął się do mnie.
-Dziękuję i smacznego – powiedział. Pokiwałam mu tylko twierdząco głową. Cóż innego mogłam zrobić. Gdy zjedliśmy, chłopak pomógł posprzątać i poszedł. Oczywiście, pożegnał się i obiecał, ze jeszcze wpadnie. Ale wpadnie kiedy?. Nie powiedział, nie określił się. Ja w sumie tez tak mogłam zrobic przy obietnicy, która dałam swojej przyjaciółce. Nie musiałam się określać w pełni, ale jednak to zrobiłam. Byłam taka głupia. Poszłam do swojego pokoju i usiadłam do laptopa. Odebrałam wiadomość meilową od mojego brata. Zapytał się, czy na pewno pójde z osobą towarzyszaca. Nie wiedzieć dlaczego, od razu pomyslałam o Asterze. Dlaczego?. Sama nie wiedziałam. Napisałam bratu, że zapytam jeszcze jednego kolegi – nie napisałam mu, zę tego kolegę właśnie przed chwilą uznałam za złodzieja i widziałam go w sumie raz w życiu na oczy – i dam mu odpowiedź. Zaraz mi odpisał, żebym zrobiła to jak najszybciej. Zamknęłam laptop i wzięłam swoją konsolę. Musiałam nadrobić to, co straciłam poprzedniego dnia. Musiałam grać dalej. Nie poszłam do szkoły. Rodzice zwolnili mi ze względu na moją chorobę, choc tak naprawde czułam się już lepiej... O wiele lepiej, niż poprzedniego dnia. Może to ze względu na tego chłopaka?. Może właśnie on był moim aniołem stróżem?. Nie. Dosyć rozmyślania o tym. Dzień szybko mi zleciał, ale Aster tego dnia już nie przyszedł. Nie było go również dnia następnego. Przyszedł dopiero dwa dni po naszym ostatnim spotkani. Pokazałam mu zaproszenie na ślub mojego brata. Usmiechnął się do mnie.
-Mam iść z Tobą, jako Twoja osoba towarzysząca? – spytał. Pokiwałam twierdząco głową. Zgodził się. Zaraz pobiegłam napisać do brata, zostawiając go samego na dole. Chyba zrozumiał, że musze napisać rodzinie, bo grzecznie czekał w salonie na mnie. Razem obejrzeliśmy ze trzy filmy, a potem... Aster mnie pocałował!
-Kocham cię. Nie ważne, czy potrafisz mówić, czy też i nie. Proszę... Będziesz moją dziewczyną? – spytał. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Pokiwałam twierdząco głową i się do niego przytuliłam. Do ślubu brata zostało już tak niewiele!. Tylko cztery dni. Musiałam iśc do sklepu, żeby kupic sobie ładną sukienkę, ale najpierw.. konsola!. W tedy zdałam sobie sprawę, ze przeciez nic nie wiem o tym wilku, z którym właśnie zaczęłam chodzić. Byłam troszeczkę lekkomyślna, no ale cóż... Każdemu się zdarza. Wiedziałam, że na weselu będę mogła się do niego odezwać.. Będę mogła o wszystko wypytać...
Rodzice przyjechali następnego dnia, bardzo mnie przepraszając. Pokazałam im kciuk do góry – co miało znaczyć, że nic się nie stało. Jakby nie patrzeć, to nic się nie stało. Mogłam się śmiało spotykac z moim nowym chłopakiem i było mi z tym bardzo dobrze. Bratu napisałam, że mam osobe towarzyszacą – na co bardzo się zdziwił, a ja na niego wkurzyłam. Jak mógł we mnie nie wierzyć, że sobie kogoś znajdę?!. To, że byłam tak zwaną małolata nie oznaczało, że nie byłam odpowiedzialna!. Przecież Astera miałam o wszystko wypytac już za trzy dni. A tymczasem musiałam jechać z mamą do sklepu, by wybrać jakąś ładną sukienkę. Tam dała mi czas wolny dla siebie. Mogłam iśc na lody, czy na jakieś ciastko. Dwie godziny to niby mało, ale zawsze coś. Napisałam od razu do swojego chłopaka. Obiecał, że będzie za piętnaście minut. Spóźnił się o godzinę, przez co mieliśmy dla siebie bardzo mało czasu.
-Nie powiedziałas rodzicom o mnie? – zapytał ze zdziwieniem, jak pokazałam mu na zegarek i na sklepy. Miało to oznaczac, że już musze iśc. Pokręciłam przeczaco głową, by mu jakoś odpowiedzieć.
-Radziłbym Ci szybko im powiedzieć. Potem mogą być źli, że kłamałas. Ja sam nienawidze kłastwa – powiedział i mnie pocałował w policzek. Poszedł sobie. Pięknie!. Wpadłam jak śliwka w kompot!. Jak miałabym przemówić za trzy dni dkoro byłam niemową?!. Byłam zła sama na siebie, bo jakbym od razu się odezwała, to na pewno byłoby lepiej, a teraz?. Zmarnowana, poszłam w umówione miejsce z mamą. Była pierwsza i kupiła mi... Nową grę na przenośną konsolę!. Od razu mój smutek znikł a na jego miejscu pojawił się wielki banan. Przytuliłam się do niej. Wróciłysmy do domu.
Dwa dni do ślubu. Ja nadal nie powiedziałam rodzicom o moim nowym chłopaku. Do tego nie wyjawiłam najgorszego kłamstwa – że nie jestem niemową. Tak mało czasu, a tak dużo do zrobienia. Musiałam coś wymyslić. Coś, cokolwiek!. Inaczej mogłabym rozgniewac rodziców i stracić moją pierwsza miłość!. Postanowiłam, ze zrobię to jutro. Wieczorem jednak przypomniało mi się, że jutro moja przyjaciółka wyjeżdża do innego miasta!. Zapomniałam jej kupić prezentu pożegnalnego!. Co z tego, że już się nie przyjaźniłyśmy. Ja musiałam jej coś dac. Zaraz zaczęłam przeszukiwac pokój. Znalazłam maskotkę, którą mi kiedyś dała. Dwa misie złączone ze sobą. Postanowiłam, że rozpruję jednemu misiakowi łapkę, a potem mu przyszyję, jak już będą rozłączone.
Rano zrobiłam to, co planowałam. Musiałam wstac bardzo wcześnie, by zdążyć. Zrobiłam to, zapakowałam jednego misiaka i pobiegłam na przystanek. Na szczęście zdążyłam!. Podeszłam do niej i dałam jej prezent.
-Proszę. – powiedziałam. Wzięła go ode mnie i rozpłakała się!.
-Przeprasza! Przepraszam, powinnam zrozumiec, byłam bardzo głupia! – i przytuliła się do mnie. Uśmiechnęłam się i również odwzajemniłam uścisk.
-Może zaczniemy pisać do siebie listy?. Będzie ciekawa zabawa!.
-Jasne!. Zawsze chciałyśmy do kogoś pisać. Chyba nasze marzenia się spełniły – powiedziała do mnie. Jej autobus podjechał i musiała już mnie puścić. Jak usiadła, ukłuło mnie coś w okolicach serca. Ostatnia łza spłynęła mi i jej po policzku. Autobus ruszył. Pomachałam jej i... tyle. Koniec... Ruszyłam w drogę powrotną. Gdy doszłam, dostałam dwie wiadomości. Pierwsza była od mojej przyjaciółki „Dziękuję. Zawsze będę o Tobie pamiętać!". Druga natomiast od mojego chłopaka. „Mogę się jutro lekko spóźnić?". Nie wierzyłam własnym oczom!. Przeciez obiecywał, że będzie punktualnie!. Ba, że przyjdzie wcześniej!. Ale oczywiście jego obietnice znowu poleciały daleko z wiatrem. Byłam na niego zła. Ale również i na siebie. Musiałam jednak stawić temu czoła. Postanowiłam, że pojade do niego i mu wygarnę. Co z tego, że niby byłam niemową. Miałam już go po dziurki w nosie!. Napisałam tylko mamie, że lekko się spóźnię, bo muszę załatwić bardzo ważną sprawę. Zgodziła się. Aster był u swoich rodziców. Zapukałam do drzwi. Otworzyła mi blondyneczka gdzies w moim wieku. Nie wiedziałam, że chłopak ma tak piękną siostrę!. W tedy za nią stanął chłopak i... był przerażony!. Tylko nasuwało mi się pytanie, dlaczego?.
-Kim jesteś? – spytała blondyneczka.
-To niemowa, którą się opiekuję. Mieszka obok moich dziadków. – wyjaśnił pospiesznie chłopak. Czyli to tak... Byłam dla niego zwykłą zabawką?!. A ta dziewczyna nie była jego siostrą, ona była jego...
-Jestem jego dziewczyną. Asma. – powiedziała, podając mi rękę z uśmiechem na twarzy. Nie wytrzymałam.
-A ja jestem Alelajla. – powiedziałam i również się usmiechnęłam. Oboje rozdziawili usta. Widocznie byli bardzo, ale to bardzo zdziwieni!.
-Kochanie, ponoć to niemowa?. Coś ukrywasz? – spytała się chłopaka blondyneczka.
-Ukrywa wiele. Wyznanie miłości, zabawy z drugą, zdradzanie Ciebie... - odparłam. Asma wymierzyła mu w policzek.
-Jak mogłeś mnie tak oszukać!?. Tatuś na jutro przygotował dla nas kolację, obiecywałeś mi się jutro oświadczyć! – krzyczała, stojąc w drzwiach. A wiec to dlatego miał się jutro spóźnić na wesele mojego brata?. Wilczyca wybiegła z jego domu, uprzednio zabierając swoje rzeczy. Ja jednak nadal tam stałam. Dlaczego?
-To nie tak, jak myślisz! – powiedział. Chwycił mnie mocno i pociągnął ku sobie. Zatrzasnął za sobą drzwi. Następnie poprowadził do jakiegoś pokoju i... wepchnął mnie tam.
-Posiedzisz sobie tutaj grzecznie, aż zrozumiesz co zrobiłaś! – krzyknął i zatrzasnął drzwi. Usłyszałam, że przekręca kluczem. Odszedł. Próbowałam wyjść, nie dało się. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie było tutaj okna. I co teraz?! Dlaczego nie odeszłam tak, jak zrobiła to Asma? Usiadłam w kącie i zaczęłam płakać. Tak jakoś się stało, że usnęłam. Gdy się obudziłam dostrzegłam przy drzwiach tacę z wodą i chlebem. Podeszłam ostrożnie. Wzięłam chleb. Był twardy. Czy ten chłopak nie miał ani krzty serca? Dlaczego postanowił mnie tutaj więzić?! Przecież praktycznie nic mu nie zrobiłam. Nic.
Nie wiedziała kiedy jest dzień, kiedy południe, a kiedy noc. Nie wiedziałam niczego. Byłam zamknięta, a wilk przynosił mi czasami jedzenie. Zawsze było to samo. Suchy kawałek chleba i woda. Czy to samo robił tamtej? A może jednak obwiniał mnie za to, że tamta odeszła? W tedy zdałam sobie sprawę, że... wesele mojego brata! Może ktoś się zorientuje, że mnie nie ma? Na pewno! Nie pozostało mi nic innego, jak tylko czekać na wybawienie. Na cud.
CZYTASZ
Kroniki Furry
FantasyOto ja. Ja, oraz moje nowe życie. Życie w ciemnym domu, bez nikogo i niczego. Tyle zwiedziłam, tyle poznałam, a jednak nikogo nie mam. Czuje samotność i nie wiem, co z tym zrobić... Każdego, kogo spotykałam w tej podróży, dopadała strzała Amora. Był...