Asti

35 3 0
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Hej. Jestem Asti i to we mnie Aran się zakochał. Arita przyjechała do mnie jakiś miesiąc od tego, gdy chłopak zaczął robić te dziwne rzeczy w moim imieniu. Wynajęłam wiec prawnika, bo miałam już dosyć tych sytuacji. Pan Ramis powiedział, że wszystkim się zajmie. Tak też się stało. Aran już nie mógł niczego robić w moim imieniu i dobrze mu tak!.
-Co mu nagle odbiło tak na moim punkcie? – spytałam Arity, gdy w końcu do mnie dotarła. Ta tylko spoglądała na mnie, nic nie mówiąc. Wyczułam, ze coś jest nie tak. Ona nigdy się tak dziwnie nie zachowywała!. A przecież w szkole się przyjaźniłyśmy., wszędzie chodziłyśmy razem, wszystko sobie mówiłyśmy, a teraz?. Ona musiała coś wiedzieć, a ja wiedziałam, że z niej to wycisnę!.
-Nie wiem... - odparła mi tylko. No tak. Czyli już miałam pewność stu procentową, że ona wie coś o tym jego dziwnym zachowaniu. Chłopak raz chciał się ze mną umówić, ale jak zobaczyłam, jaki jest... Odmówiłam mu. Nie mam zamiaru spotykać się z kimś, kto nie ma serca!. Ani teraz, ani w przyszłości. Ja jestem stworzona do pomagania innym, a on tego nie rozumie, to ewidentnie widać po jego zachowaniu. Raz przechodziliśmy obok biednego człowieka i co?. I nic mu nie dał!. Jeszcze go wyśmiał, idiota jeden!. Ja następnego dnia wróciłam w to samo miejsce i kupiłam bezdomnemu jedzenie, za co bardzo ładnie mi podziękował i życzył szczęścia – oraz powiedział, żebym znalazła sobie chłopaka z sercem. Tak mówili również inni moi znajomi-bezdomni. Chyba ich posłuchałam, bo nie zgodziłam się, aby być dziewczyna Arana. Wszystkie jego fanki nagle zaczęły mnie hejtowac, jaka to ja jestem zła i tym podobne. W tedy do akcji wkroczyli rodzice Arity. Asynn i Maya zrobili z fankami porządek, że żadna już się nie odezwała w moim imieniu, jaka to ja jestem, a jaka nie jestem. Teraz, to mogło być tylko lepiej. Jednak myliłam się, bo Aran znowu zaczął... A ja chciałam normalnego chłopaka!.
-Co ja mu takiego zrobiłam, że tak robi... - powiedziałam zrezygnowana. Właśnie w wiadomościach leciało, jak to Aran pobił jakiegoś bezdomnego. Popłakałam się.
-Ja... Musze coś załatwić, wrócę późno! – powiedziała do mnie Arita. Świetnie!. Jeżeli sądziła, że jak mu pomoże, to ja z nim będę, to się grubo myliła!. Pewnie, idź sobie. Świetnie do niego pasowała. Ona i on. A ja sama... Westchnęłam. Już wolałam to a niżeli takiego idiotę. Poszłam do swojego pokoju, aby się zdrzemnąć.
W tym samym czasie Arita oddaliła się od domu przyjaciółki, aby zadzwonić do swoich rodziców.
-Tato, no proszę!. Porozmawiamy tylko, nic się nie stanie, obiecuję!.... No dobrze... Okej... Tak, będę grzeczna, nie zrobię nikomu krzywdy, obiecuję... Super, kocham cię, papa! – mówiłam do telefonu. Po kilkunastu minutach ktoś do mnie zadzwonił. Odebrałam w pośpiechu.
-Słyszałem, ze chcesz ze mną rozmawiać? – spytał Aran.
-Tak. Chciałabym się spotkać. Pogadać. Wyjaśnić Ci, że wszystko co robisz, jest złe. – powiedziałam pospiesznie, jakby chłopak zaraz miał się wyłączyć, nie chcąc ze mną rozmawiać.
-Już raz mi pomogłaś i co z tego wyszło?. Dostałem list od jej prawnika, że mam się nie zbliżać! – wywrzeszczał na mnie. Dobrze, że nie zgodził się na spotkanie ze mną, bo nie wiadomo jakby się to mogło dla nas obojga skończyć...
-Źle mnie zrozumiałeś!. Ba, ty mnie wcale nie zrozumiałeś! – wykrzyczałam mu do słuchawki. Ludzie, którzy przechodzili obok mnie chyba sadzili, że to kłótnia kochanków... Zaraz zaczęli szeptać, ale ja miałam ich w nosie. Liczyła się rozmowa z chłopakiem, który był idiotą. Który kochał moja przyjaciółkę z lat szkolnych... Musiałam mu pomóc, tym razem skutecznie. O ile będzie chciał przyjąć moja pomoc.
-To niby co to miało znaczyć?!.
-Żebyś stał się inny. Wyśmiewasz się z tych, których ona kocha...
-Z tych uliczniaków?. O to chodzi, tak???
-Nie tylko. Stań się na trzy dni takim, jak oni. Zbieraj każdy grosz na ulicy, zmień się, aby ludzie cię nie rozpoznawali, w tedy zrozumiesz – zakończyłam nasza rozmowę i rozłączyłam się. Później jego telefonów nie odbierałam. Wróciłam do Asti, chciałam z nią pogadać, ale jak się okazało, już spała. No tak, dzień był o wiele za krótki na takie... No właśnie, co?. Działania?. Misje?. Westchnęłam i również poszłam do pokoju, w którym chwilowo spałam.
Następnego dnia dowiedziałyśmy się z telewizji, że Aran zniknął!. Zdziwiło mnie to bardzo!. Wezwano policję, ale oni nic nie mogli zrobić. Nie minęło dwanaście godzin od jego zniknięcia. Uśmiechnęłam się w duchu. A co, jak wziął sobie moją radę do serca – o ile jeszcze je miał – i stał się bezdomnym?. Miałam nadzieję, że po trzech dniach się odnajdzie. Jeżeli nie, to w tedy będę się mogła o niego martwić. A przez te dni obserwowałam zachowanie mojej przyjaciółki. Widać było, że pomimo tego, iż był dla niej idiotą... martwiła się o niego!. Zaraz pojawił mi się lekki uśmiech, ale nie mogłam dać tego po sobie poznać, bo jeszcze by mnie o coś podejrzewała!. Oczywiście, policja zadzwoniła również i do mnie – w końcu ja jako ostatnia się z nim kontaktowałam, prócz jego służby. Musiałam jechać na przesłuchanie. Asti była w szoku ale udało mi się ją przekonać, że to tylko dlatego, że z nim kiedys tam rozmawiałam. W tedy tez wydało się, że jednak mu pomogłam i możliwe, że to przeze mnie zaczął zachowywać się jak totalny idiota. No cóż, takie życie. Odjechałam w radiowozie ojca.
W tym czasie, jak zabrano Aritę, ja wyciągnęłam swój stary pamiętnik i zaczęłam go czytać, aż w końcu znalazłam numer do Arana. Miałam nadzieję, że odbierze. Przecież to była jego prywatna rzecz, tylko do kontaktu ze mną!. Niestety, nie odebrał. Zaczęłam bać się o niego coraz bardziej. Postanowiłam, że może dobrze mi zrobi, jak wyjdę i pójdę gdzieś pobiegać, albo po prostu pójdę na spacer. Szybko się przebrałam i wyszłam z domu. Zostawiłam na stole w kuchni karteczkę dla przyjaciółki, żeby czasem się o mnie nie martwiła. I pobiegłam przed siebie. Tak biegłam i biegła, aż w oddali zauważyłam skuloną postać. Widać było, ze to jakiś bezdomny. Zwolniłam kroku. Podeszłam do niego i kucnęłam.
-Witaj – powiedziałam z uśmiechem. Spojrzał na mnie. W jego wzroku było coś... znajomego. Jednak nie potrafiłam przypomnieć sobie, co to mogłoby być. – Proszę, to dla Ciebie – powiedziałam i wrzuciłam do jego miseczki kilka drobnych. Spojrzał do niej, na mnie, a póxniej do niej. Uśmiechnęłam się i pobiegłam dalej.
-Powodzenia w zbieraniu! – krzyknęłam, jeszcze do niego. Cieszyłam się, że zawsze jak wychodziłam pobiegać, zabierałam ze sobą plecak. Nie dosyć, że chowałam tam wodę, to jeszcze mogłam zrobić małe zakupy do domu. Po co zanieczyszczać powietrze i jeździć samochodem?. Owszem, czasami już musiałam, ale to na dłuższych dystansach, a nie na tak krótkich, jak ten, który z łatwością przebiegłam. No, bo co to dla mnie, te dziesięć kilometrów!. Gdy wszystko już kupiłam, nagle przeszedł mi przez myśl bezdomny. Odruchowo wzięłam jedzenie i picie dla niego. Wyszłam ze sklepu i znowu zaczęłam biec. Zatrzymałam się przy bezdomnym, który siedział tam, gdzie przedtem. Podeszłam do niego i wyciagnęłam w plecaka jedzenie. Spojrzał na mnie spod swego kaptura i maski. No właśnie, teraz mnie to zaciekawiło. Dlaczego założył maskę?. Może to był jakiś przestępca, który czychał na takie niewinne istoty, jaką byłam właśnie ja?. Odsunęłam się parę kroków w tył.
-Nie musisz się mnie bać, nic Ci nie zrobię – powiedział cicho i jakby z lekka chrapliwym głosem. Zaufałam mu. Uśmiechnęłam się do niego.
-Udało Ci się coś uzbierać? – spytałam. Pokręcił przeczaco głowa i posmutniał. O nie!. Nie chciałam, żeby był smutny!.
-Proszę, nie smuć się!. Jeżeli poprawi Ci to humor, to obiecuję, że jutro również tutaj przyjdę! – powiedziałam z radością na twarzy. Spojrzał ponownie na mnie i... Uśmiechnął się!.
-Dobrze. Dziękuję – powiedział. Ruszyłam w drogę powrotna, do domu. Miałam nadzieję, że Arita już będzie w domu, ale niestety, pomyliłam się. Usiadłam na kanapie w pustym domu, podkuliłam pod siebie nogi i oparłam na nich głowe. Zaczęłam rozmyslać o nieznajomym. Zastanowiła mnie bardzo ta maska i... on był taki młody!. Gdybym miała w stu procentach pewność, na pewno zaprosiłabym go do domu, ale... Nie miałam. I nie mogłam, bo byłam sama w domu... Gdyby jeszcze była Arita, to mogłaby mi pomóc w tej trudnej sytuacji, a teraz?. Co ja teraz mogę?. Czym prędzej wstałam i poszłam po telefon. Chciałam do niej zadzwonić, ale ku mojemu zdziwieniu, dostałam już trzy wiadomości od niej!. Wróciłam na kanapę i zaraz szybciutko odczytałam. W ostatniej napisała mi, ze nie będzie mogła wrócić na noc, bo ojciec kazał zostac jej w domu. No i tak skończyła się jej wyprawa... Westchnęłam. Zaczęłam przeklinać tego idiote, że zachciało mu się znikać akurat w tedy, kiedy jej przyjaciółka była na wyprawie!. To były jej zyciowe plany, wycieczka miała trwac rok, bez żadnej przerwy, ale.. Przez tego idiotę, Arita musiała przerwać tą wyprawę. Ciekawiło mnie, co zrobi teraz. Zacznie od nowa, czy... Zacznie tam, skąd skończyła?. Najpierw jednak Aran musiał się znaleźć. Bez tego ona nie będzie mogła ruszyc się z domu, a później z komisariatu... Westchnęłam. Za dużo już o nim myslałam, a teraz jeszcze to... Poszłam do swojego pokoju, żeby się połozyć i zacząć myslec, co ja bym chciała dalej robić w życiu... Arita już wie. Chce podróżować, z tym chce związać swoja pracę, swoja przyszłą pracę, a ja?. Co ja bym chciała robić w życiu prócz tego, by wynajmować pokoje w domu rodzinnym?. Oprócz tego, by od czasu do czasu pomagać w przedszkolu, szkole czy czymś innym, jako wolontariuszka... I tak przez te rozmyślania, jakos mi się usnęło...
Następnego dnia obudziłam się już o godzinie siódmej rano. Wstałam, ogarnęłam się i poszłam robić śniadanie. W wiadomościach nadal trąbili o tym, że Aran gdzieś zniknął. Myślano, że sam uciekł, albo że poszedł porwać dziewczynę, w której się zabujał i nie chciał od tego odejść, albo w ogóle, że go porwano. Nikt nic nie mówił o tym, by go znaleziono, czy widziano. Nikt. I nic. Westchnęłam i usiadłam do stołu, zajadając się kanapkami, które sobie przygotowałam. Zrobiłam ich troszeczkę za dużo, bowiem zapomniało mi się, że Arity ze mną nie ma. Przewróciłam oczami, gdy znowu natrafiłam na kanał, gdzie mówiono o chłopaku. Czy ludzie naprawdę nie mieli co robić ze swoim życiem!?. Spojrzałam na talerz z kanapkami. Były jeszcze dwie. Od razu pomyślałam o bezdomnym, którego wczoraj spotkałam i o obietnicy, jaka mu dałam. Postanowiłam, że spakuje mu kanapki i pójde pobiegać – niby przypadkiem znowu wybierając ta samą drogę, co wczoraj. Małe zakupy zawsze w sumie starczały mi na jeden, góra dwa dni, więc w sumie... Nie byłby to Az tak duży przypadek. Zachichotałam sama do siebie, a następnie poszłam do pokoju się przebrac w strój do biegania. Wzięłam plecak, zapakowałam kanapki i ruszyłam w drogę. Niestety, bezdomnego o tej porze nie było. Zdziwiłam się. Może poszedł na inną ulicę?. Albo w ogóle go stąd zabrali?. Nie miałam dużo czasu, więc pobiegłam do miasta, do sklepu. Zrobiłam szybko zakupy i wróciła. O dziwo, w drodze powrotnej już go zauważyłam z oddali. Uśmiechnęłam się i zwolniłam kroku.
-Widzę, że swoją pracę zaczynasz punktualnie od dziewiątej rano? – zapytałam, chichocząc. On również zachichotał.
-Wczoraj siedziałem tu długo, dzisiaj zaspałem – odparł, dalej chichocząc.
-Uważaj, żeby Twój szef cie nie zwolnił!.
-Jestem taki super, że jestem sam dla siebie szefem – powiedział i rozesmiał się już głośniej. Ja poszłam w jego ślady. To było naprawde śmieszne, nie ma co!. Jeszcze nigdy nie spotkałam tak zabawnego bezdomnego!. A może on tylko udawał, żeby zwabić mnie w swoja zasadzkę i zrobic ze mną bóg jeden wie co?. Nie!. Zaraz wyrzuciłam te myśli ze swojej głowy. Nie mogłam przeciez Myślec o takich głupotach!. Nie teraz. Nie w takim momencie. Żeby zapomnieć, wyciągnęłam z plecaka kanapki.
-Proszę, to dla Ciebie. – powiedziałam, podając mu pakunek. Usmiechnął się do mnie i wziął. Rozwinął i zaraz zaczął jeść.
-Twój mąż musi być z Ciebie dumny – powiedział, skończywszy pierwszą z nich.
-Nie mam męża – odparłam. Dałam mu mała butelkę wody, którą kupiłam specjalnie dla niego w sklepie.
-No to narzeczony.
-Również nie mam.
-Chłopak?
-Niestety, nie.
-Taka miła dziewczyna i nikogo nie ma?
-Tak jakos wyszło... - zachichotałam, ale nie byłam usmiechnięta. A przynajmniej mój uśmiech nie był szczery.
-Jakbym był lepszy, zaraz bym się o Ciebie starał! – powiedział, spoglądając na mnie. Wyczułam to i spojrzałam na niego. Nasze oczy się spotkały. Te jego oczy... One... Takie podobne d tych, które już gdzies kiedyś widziałam!. Tylko nasuwało mi się jedno pytanie. Gdzie.
-Dla mnie nie liczy się to, co jest z zewnątrz, ale to, co ktoś ukrywa wewnątrz siebie. – odparłam z uśmiechem. Mój telefon zadzwonił. To była Arita. Odebrałam, przepraszając bezdomnego. Po kilku minutach rozłączyłyśmy się.
-Rodzina?
-Przyjaciółka. Miała u mnie nocować, ale przez pewnego palanta nie może wyjśc z domu przez najbliższe kilka dni...
-Cóż takiego się stało?
-Niejaki Aran zniknął i wszyscy go szukają. A moja przyjaciółka kiedyś się z nim widziała i przez to nie może się ruszyć z domu, bo jej rodzice, policjanci, prowadzą to śledztwo...
-Podejrzewaja ja o zabójstwo?
-Tak, ale ona nigdy by tego nie zrobiła!. Nie jest taka!.
-Dobrze, dobrze. Wierze Ci. Na pewno sprawa się rozwiąże lada dzień – powiedział z uśmiechem. Jakiś on był miły!. Gdyby tylko był w innej sytuacji, gdyby tylko...
-Nie chciałbyś może się wykąpać? – spytałam. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Nie powinnaś być mniej ufna co do nieznanych Ci ludzi? – spytał.
-Tak, ale Ty wydajesz się miły i... to jak? – odparłam, zmieniając szybko temat. Przecież nie mogłam mu powiedzieć, że się w nim zauroczyłam!. A on się tylko uśmiechnął i zaczął wstawać. Okazał się wyższy ode mnie.
-Zapomniałam Ci powiedzieć, że trzeba troche przejść – powiedziałam.
-Nie ma sprawy. W życiu przeszedłem już swoje. – powiedział. Nadal mówił tym chrapliwym głosem. Może miał zapalenie gardła?. Jak dojdziemy do domu, na pewno go zapytam!.
W końcu doszliśmy. Otworzyłam drzwi i zaprosiłam go do środka. Pokazałam, gdzie jest toaleta i dałam mu czysty ręcznik. Pierwszy raz gościłam u siebie bezdomnego chłopaka!. Byłam lekko tym faktem przerażona. Nie wiedzac co ze sobą zrobić, poszłam i usiadłam na sobie. Byłam coraz bardziej przerażona. Co się stanie, jak wyjdzie?. Zacznę krzyczec, że jest u mnie bandyta?. A może poczęstuję go jakimś jedzeniem i dam nocleg?. Nie!. Nie mogłam!. Nie mogę tak bardzo się narażać. Usłyszałam, jak zaczął się myć. A później, jak woda przestała lecieć. Byłam coraz bardziej spięta... Szybko wyciągnęłam telefon i napisałam do Arity, że przyjęłam do domu jakiegoś bezdomnego. Odpisała mi, że mam iść do pokoju i się stamtąd nie ruszać, że zaraz do mnie przyjedzie, nie ważne co nakazał jej ojciec. Tak też zrobiłam. Zamknęłam się w pokoju i siedziałam tam cicho jak myszka. Nawet telefon wyciszyłam!. W pewnym momencie usłyszałam, jak drzwi do łazienki się otwierają, a następnie zamykaja. Chłopak chodził mi po domu, a ja siedziałam wystraszona w pokoju. Arita mogła tutaj dotrzeć w przeciągu pół godziny na motorze. Jakby się bardziej pospieszyła, to może w dwadzieścia, ale na pewno nie szybciej. Więc zostało jej jeszcze jakieś dziesięć, bądź dwadzieścia minut!. Myślałam, że zwariuję. Co chwile spoglądałam na telefon, by odliczyć, ile jeszcze będę musiała czekac na przyjaciółkę. Po co ja go tutaj zapraszałam?!. Czy ona nigdy mi nie mówiła, że ostrożności nigdy za wiele!?. Usłyszałam w końcu, jak ktoś podjeżdża na motorze pod mój dom. Drzwi główne się otwarły z hukiem. A potem zapadła cisza... A co, jak ten pedofil jej coś zrobił?!. Miałam telefon, mogłam spokojnie zadzwonić po policję!. Ale ja, głupia, nie zrobiłam tego. Powoli otworzyłam drzwi ze swojego pokoju, a następnie zamknęłam je. Niestety, lekko trzasnęło. Poszłam do salonu, do łazienki i do kuchni. Ani żywej duszy... Otworzyłam drzwi główne i w tedy ktoś zasłonił mi oczy!. Wystraszyłam się nie na żarty, zaczęłam wrzeszczeć, krzyczeć i wydzierać się na cały głos. Ktoś zatkał mi usta. Bandyci!. W moim domu byli złodzieje, a ja ot tak wpuściłam bezdomnego tutaj!. Wiedziałam, byłam głupia, jak mogłam zaufać miłemu człowiekowi, który okazał się... Odwrócono mnie i zobaczyłam Aritę wraz z Aranem. Moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości, ze zdziwienia. Oboje odsunęli się ode mnie.
-Nie krzycz – powiedzieli równoczesnie.
-JAK!? – spytałam rozzłoszczona. – Uknułaś to! – powiedziałam do Arity. Ona tylko pokręciła przeczaco głowa.
-Nie. O niczym nie wiedziałam, przysiegam!. Jak tu weszłam, zobaczyłam Aran'a z bukietem kwiatów.... – powiedziała i pokazała bukiet, który był w kuchni w wazonie. A ja głupia go nie zauważyłam!. Chłopak poszedł, wyciągnął je i podszedł do mnie.
-Przepraszam za wszystko. Asti, ja... Robiłem to, bo cię kocham. Już wiem, jak czuja się bezdomni. Co robia im inni ludzie. – mówił.
-Czyli to Twoje zniknięcie... - nie mogłam w to uwierzyć!. Zrobił to, bo mnie kochał?!. Bo chciał wiedzieć, jak czuja się Ci, którym tak dokuczał przez całe życie?!.
-Już zadzwoniłam do Ciebie do domu, jada tu. – powiedziała moja przyjaciółka do chłopaka.
-Kocham cię Asti... - powiedział. Podszedł do mnie i mnie pocałował. Odwzajemniłam pocałunek. Gdy się od siebie oderwaliśmy, mojej przyjaciółki już nie było. W oddali słyszeliśmy tylko, jak odjeżdża na swoim motorze...

Widzicie, jednak cuda się zdarzają!. Nie sądziłam, żeta historia tak się potoczy. Nie sadziłam, że Aran wybierze na swoje miejsceokolicę mieszkania Asti... Ale gdyby nie to, może moja przyjaciółka niezrozumiałaby w pełni, ze go kocha?. Może dalej by się z tym ukrywała?. Nigdynic nie wiadomo!. Mam nadzieję, ze kiedyś i mnie spotka taki cud!. :u}}H

Kroniki FurryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz