Pan X

27 1 0
                                    

Siedziałam sobie na trawie odpoczywając po mojej wędrówce

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Siedziałam sobie na trawie odpoczywając po mojej wędrówce. Miałam zamknięte oczy, aby bardziej rozkoszować się tym dniem, ale to wszystko przerwał mi czyjś krzyk z oddali. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Nikogo nie dostrzegłam, ale byłam czujna jak zawsze. To raczej nie mógłby być przypadek, że coś takiego się stało - chyba, że jakieś dzieciaki się bawiły i krzyczały do siebie. W końcu mając pewność, że nic się nie dzieje zamknęłam ponownie oczy by dalej się rozkoszować i usłyszeć... krzyk. Otworzyłam oczy, wstałam i zaczęłam się ponownie rozglądać. Nic nie było, nikogo nie było prócz mnie.
- Jak to jakiś durny żart, to zabiję Was dzieciaki! - krzyknęłam w przestrzeń.
Nikt jednak mi nie odpowiedział, co w sumie było do przewidzenia. Może przestali się bawić i uciekli, po usłyszeniu mojego głosu? Chciałam usiąść, znowu porozkoszować się ciszą, ale znowu krzyk - tym razem jednak wołający o pomoc. Urwany został w połowie zdania, co mogło znaczyć, że to nie były wygłupy dzieciaków, chyba. Westchnęłam i ruszyłam w kierunku z którego on dobiegał. Miałam nadzieję, że nie pomyliłam się w kierunku, bo jakby ktoś naprawdę potrzebował pomocy a ja bym się pomyliła, to niezbyt bym tej osobie pomogła. Im bliżej byłam tego miejsca, tym wyraźniej słyszałam głosy, które komuś groziły. Podeszłam cicho do krzaków ukrywając się w nich i patrząc na rozwój sytuacji. Wilk, który w prawej łapie miał zakrwawiony miecz, a w lewej zakrwawiony nóż. Gdy się lekko przesunął zobaczyłam ze swojej kryjówki ciało zabitego samca królika. Domyśliłam się, że właśnie dotarłam na miejsce okrutnej zbrodni której również byłam świadkiem.  Gdybym przyszła szybciej, może on by nadal żył, albo gdybym wezwała odpowiednie służby... Gdybym jednak przyszła tutaj sama istniałaby duża szansa, że mogłabym leżeć tam, obok nieznanego mi królika, martwa.
Chciałam zawrócić i uciec w dogodne miejsce, by móc zadzwonić do odpowiednich służb, ale nadepnęłam na gałązkę. Gdy odwróciłam głowę dostrzegłam iż wilk usłyszał mój ruch zza krzaków. Znalazłam się w pułapce, bo gdybym się teraz ruszyła, on wiedziałby gdzie dokładnie jestem. Ale gdy tak stałam również nie byłam zbyt bezpieczna. To wszystko było dla mnie jak przerażający sen z którego chciałabym się właśnie obudzić - jednak nie było jak. Gdy w końcu postanowiłam wybiec z ukrycia i uciec z tego miejsca, poczułam przeszywający ból głowy i straciłam przytomność.
Ocknęłam się w jakimś pomieszczeniu. Poczułam, ze moje ręce i nogi są związane, a w dodatku na sobie miałam założony kaganiec. Byłam traktowana jak zwykły pies o których tyle kiedyś czytałam. Ludzie więzili je tak, aby nie mogły nic zrobić zębami. Rozejrzałam się wokół. Pomieszczenie było dosyć ciemne, ale nie na tyle, abym niczego nie widziała. Nie było tu żadnego okna, czyli nici z ucieczki przez nie. Do tego jedne drzwi, zapewne zamkniętymi na pięć spustów, strażnik pewno był za nimi aby mnie pilnować... Jednak nie z takich sytuacji się wydostawałam, dlatego jakoś udało mi się wydostać najpierw ręce, potem nogi - nie wiem kto mnie wiązał, ale zrobił to dosyć niechlujnie. Wstałam, ściągnęłam z siebie kaganiec i podeszłam cicho do drzwi. Przyłożyłam do nich ucho aby zorientować się, czy aby na pewno ktoś mnie pilnuje, ale niczego konkretnego nie usłyszałam. Dlatego postanowiłam, że spróbuję je otworzyć. Nie sądziłam, że będą otwarte, więc wysunęłam się lekko, by obadać sytuacje w której się znalazłam. Nikogo nie było w zasięgu mojego wzroku, wszędzie panowała grobowa cisza. Wyszłam po cichu z pokoju, zamknęłam drzwi nadal uważnie nasłuchując a następnie skierowałam się przed siebie. Ciągle patrzyłam za siebie czy aby nikt mnie nie śledził. W mojej Akademii nauczono mnie, bym była ostrożna na każdym kroku, a ja teraz nie chciałam zawieść moich nauczycieli jakimś głupim posunięciem. Za pierwszym razem ukrywając się w krzakach, ta zasada gdzieś przepadła, ale teraz musiałam być naprawdę ostrożna jak chciałam stąd czym prędzej uciec. Musiałam przecież powiadomić policje o tym co stało się w parku! O ile sami już nie wytropili ciała... Biedny pan Królik, przecież niczemu nie zawinił, a został tak brutalnie potraktowany. Naprawdę mu współczułam i miałam nadzieję, że nie zabili już nikogo innego - oraz że już nigdy tego nie zrobią, o ile się stąd wydostanę w jednym kawałku.
W końcu trafiłam na rozwidlenie. Musiałam wybrać jakąś drogę, więc skręciłam w prawo i poszłam dalej cicho przed siebie. Trafiłam na ślepy zaułek. Gdy się odwróciłam... ujrzałam go. Nie wiem kiedy zaszedł mnie od tyłu, ale teraz wyglądał o wiele...
- Co tu robisz? - zapytał.
Był ciemnym wilkiem z czerwonymi śladami na ciele. To na pewno nie była krew, ale nie mogłam tego być w pełni pewna, bowiem gdzie nie gdzie ślady były jakby świeżo pomalowane. Zastanawiałam się też, czy to mogą być ślady po jakichś walkach, a może po prostu miał takowe od urodzenia, a ten nowy ktoś po prostu mu namalował? Wolałam się jednak o to teraz nie pytać. Nie odpowiedziałam również na jego pytanie, co go nieco rozzłościło.
- Pytałem, co tutaj robisz! - krzyknął na mnie. W jego głosie usłyszałam ciche warknięcie.
- Zgubiłam się - odparłam, bo w sumie to była prawda.
Chciałam stąd wyjść i tak jakoś się stało, że trafiłam w zła alejkę i... no właśnie, stało się co się stało. Nie byłam również pewna tego, czy ktoś mu wyjaśnił kim tak naprawdę byłam. Że mnie złapano na czymś, co nie powinno się w ogóle zdarzyć. Wolałam sobie w tym momencie jednak o tym nie przypominać, bo na samą myśl o tym wstrząsały mną dreszcze, które teraz były nie na miejscu. A co, jeśli się okaże, że on ma moc czytania innym w myślach? Zaraz się domyśli kim jestem i znowu trafię do tamtego pokoju. Jednak to, co on zrobił, zaskoczyło mnie. Zaczął się po prostu śmiać. Nie zachowywał się na złego - a przynajmniej nie tak jak wyglądał i myślałam o nim... chyba, bo przecież nigdy nic nie wiadomo.
- To jak tu weszłaś? - zapytał, nadal się śmiejąc, ale już mniej.
No tak, mogłam się domyślić, że dojdzie w końcu o tego pytania. Jakbym mu powiedziała prawdę, czyli że podglądałam ich z ukrycia jak zabijali tamtego nieszczęśnika, a potem że któryś z nich mnie porwał i przyprowadził tutaj, to ewidentnie by mnie zabił! A tego raczej nie chciałam, wolałam żyć. Nie ważne, jakie moje życie było, wolałam je, od... zakończenia w tak młodym wieku w jakim teraz byłam.
- Dobra, nie ważne. Chodźmy stąd, zaprowadzę cię do mojego pokoju, później wyprowadzę cię na zewnątrz - odparł i ruszył przed siebie.
Raczej nie miałam wyboru innego, jak za nim podążyć. Wątpiłam, aby to było mądre posunięcie, ale innego w tym wypadku raczej nie widziałam. Po prostu, jedyna możliwość, aby mnie wypuścił. Szliśmy dosyć długo krętymi korytarzami, ale w końcu doszliśmy do drzwi, za którymi prawdopodobnie znajdował się jego pokój. Chwilę staliśmy przed nimi, bowiem wilk musiał znaleźć klucze, ale w końcu mu się udało, otworzył drzwi i weszliśmy do środka. Myślałam, że to będzie takiej samej wielkości pomieszczenie jak tamto w którym się ocknęłam, ale jakże się pomyliłam. Ten był kilka razy większy. Nie dało się ukryć, że byłam tym zaskoczona i przez to rozglądałam się dookoła. Chciałam tez obadać sytuację w której aktualnie się znalazłam, ewentualne rzeczy które by mogły mi w jakimś stopniu pomóc się wydostać stąd i tym podobne. W końcu ją dostrzegłam. Leżała tam moja broń, którą miałam przy sobie będąc w parku. Odwróciłam wzrok aby za długo się jej nie przyglądać, bo jeszcze wilk mógłby pomyśleć, że to moja własność, a tego teraz nie chciałam.  Niestety, chyba za późno o tym pomyślałam, bowiem mężczyzna już badał mnie swoim przenikliwym wzrokiem. Westchnęłam w duchu z nadzieją, że jednak nie zapyta, czy to moje. Jakże się pomyliłam - znowu - gdy zadał mi to pytanie! Nie odpowiedziałam mu kompletnie nic, bo nawet nie wiedziałabym co odpowiedzieć. Przyznawać się do tego - zaraz by mi coś zrobił. Nie przyznawać się? To zaraz zacząłby zadawać kolejne pytania a im byłoby ich więcej, tym zapewne bardziej bym się w tym wszystkim pogrążała.
W końcu wilk chwycił mnie w dosyć mocnym uścisku i skierował się w stronę łóżka. Chyba nie zamierzał... nie. Nie pozwoliłabym sobie niczego zrobić. Przypomniała mi się historia mojej matki i jak mój ojciec ją uratował. Kto w takiej sytuacji uratowałby teraz mnie? Raczej nikt, bowiem nikt nie wiedział gdzie się znajduje. Może i mój ojciec też niezbyt wiedział gdzie była moja matka, ale znał osobników, którzy ją porwali... A tego tutaj zapewne nikt nie zna, nawet moi rodzice którzy pracują w policji. Chociaż kto wie...
- Co... - zaczęłam, chcąc zadać pytanie, niestety on mi przerwał.
- ...siedź cicho! Teraz muszę pomyśleć, co z Tobą zrobić - powiedział groźnie z warknięciem.
Znowu to samo co przedtem. Znowu wstrząsnął mną dreszcz, ale już nie tak bardzo jak wcześniej. Nie dało się ukryć, że się go bałam, ale musiałam pokazywać, że tak nie jest. Wolałam nie myśleć nawet co by się ze mną stało, gdyby wyszła na jaw prawda. Ojciec zawsze mi powtarzał, że nie ważne co się wydarzy w życiu, trzeba iść odważnie, nawet jak się czegoś boimy. Trzeba pokazywać że tak nie jest, a gdy otoczenie w to uwierzy to i my w to uwierzymy aż w końcu przestaniemy się bać. Tą zasadę właśnie chciałam teraz zastosować w pełni. Chciałam przestać się Go bać.
Czarny już miał coś do mnie powiedzieć, gdy przerwało mu pukanie. Do środka wszedł jakiś inny wilk z przerażeniem, które ewidentnie malowało się na jego twarzy. Właśnie do takiego stanu próbowałam się nie upodabniać.
- Wybacz szefie, ale dziewczyna uciekła - powiedział i spojrzał na mnie z jeszcze większym przerażeniem, niż przedtem.
Następnie spojrzał na swojego szefa, na mnie i znowu na Niego. Ewidentnie widać było, że nie tego się spodziewał. Ewidentnie również było widać, że zawalił swoją prace, że to on powinien mnie znaleźć, a w ogóle to powinien był mnie lepiej pilnować. Ciekawa byłam co by się stało gdybym teraz powiedziała, że drzwi były otwarte a na korytarzu nikogo. Na pewno bym się zdradziła, że to ja jestem tą dziewczyną. Tylko czy to już nie była sprawa wyjaśniona?
- Już ją znalazłem - odparł wściekle czarny. - możesz odejść - dodał.
Tamten przez chwilę jeszcze stał niepewny co ma zrobić. W końcu podszedł do mnie i chwycił za ramię, ciągnąc w stronę wyjścia. Czy aby przypadkiem Czarny nie powiedział, że on ma wyjść, a nie że on ma wyjść razem ze mną? Chociaż prawdę powiedziawszy nie wiedziałam czy zostanie w tym pomieszczeniu to byłby tak dobry pomysł. Może wartałoby jednak pójść ze strażnikiem... I tak już wydało się kim jestem, a skoro z zimną krwią potrafił zabić Królika, to co zrobiłby ze mną?
- Sam - warknął do niego Czarny.
Ten spojrzał na niego, na mnie i znowu na niego. Puścił mnie i po paru chwilach już go nie było. Ja natomiast stałam tam, gdzie zostałam pozostawiona samej sobie. No, prawie samej sobie. Cieszył mnie tylko fakt - choć w sumie mogłoby to być również minusem dla mnie, bo nie wiedziałam co może się wydarzyć - że stałam tyłem do Niego. Słyszałam szuranie, a następnie zobaczyłam kątem oka jak stawia dosyć blisko siebie dwa krzesła.
- Siadaj - powiedział, więc nic nie mówiąc i nie patrząc na niego, wykonałam polecenie.
Zaczęłam się zastanawiać co ze mną zrobi. Czy będzie postępował tak jak z Królikiem, a potem mnie...
- Naprawdę myślałaś, że cię nikt nie znajdzie? - zapytał.
Spojrzałam się na niego i to był błąd. To, co zobaczyłam w jego oczach, przeraziło mnie do tego stopnia, że nie potrafiłam teraz niczego z siebie wydusić. Czy tak robił ze wszystkimi swoimi ofiarami? Robił wszystko, aby ofiara spojrzała się w jego oczy a następnie próbował zabić wzrokiem? Nie wiem dlaczego przez kilka sekund wydawał mi się miły. A może wcale tak nie było, tylko próbowałam sobie wmówić to, aby mniej się bać? Ewidentnie zadawałam za dużo pytań, a za mało miałam odpowiedzi...
- Kim jesteś? -zadał mi to pytanie już nieco łagodniej.
Jeżeli sądził że przestanę się go bać, albo choć trochę zniknie mój strach, mylił się. Teraz jeszcze bardziej zaczęłam się go obawiać - o ile można było zwiększyć ten strach. Mogłam słuchać rodziców i nie mieszać się w cudze sprawy! Teraz zapewne popijałabym gorącą czekoladę czytając książkę... Ale nie! Wolałam wtrącić się, śledzić kogoś kto zabił i zapewne nie raz a kilka czy kilkanaście razy! Wilk uważnie się wpatrywał we mnie, co czułam na sobie, więc nie mogąc dłużej wytrzymać po prostu odpowiedziałam.
- Arita.
Czułam, że moje imię niezbyt dużo będzie mu mówić. Zapewne chodziło mu o stado, z jakiego jestem. Czy jestem pół krwi, czy czystej krwi. Jakby to w ogóle miało znaczenie! Owszem, byłam pół krwi wilczycą, ale to naprawdę dla mnie nie miało najmniejszego znaczenia. Przecież od lat już rasy się mieszają, już nie ma tak jak kiedyś gdy mój ojciec spotykał się z matką. Nie trzeba już tego ukrywać przed innymi, nikt się z nikogo nie śmieje. Ale co, jak ten tu znajduje takich i zabija? Co, jak zabity Królik był właśnie pół krwi? A może zaczął spotykać się z jakąś wilczycą, a temu tu się to nie spodobało i po prostu zabili go...
- Stado - powiedział.
Już nie zadał pytania jak poprzednio. Mogłam się domyślić, że tak będzie, że będę musiała wyjawić mu z jakiej rodziny pochodzę. Gdy nic nie mówiłam przed dłuższy czas wilk wkurzył się i krzyknął na mnie że mam się pospieszyć, do tego uderzył. Może w jego mniemaniu zrobił to lekko, ale nie dal mnie. Zabolało. Poczułam, jak do oczu napływają mi łzy.
- Córa Asynna - odparłam w końcu.
Nie powiedziałam nic o matce i siostrze. Nie byłam pewna czy o nich też wie, czy i nie. Wolałam jednak myśleć, iż niczego nie wie oraz że nie będę mu musiała mówić. Nie tak chciałam zakończyć to życie. Tyle razy spotykałam na swojej drodze różne zwierzęta, tyle razy im pomagała, a teraz... teraz miałam zostać zabita, bo rady rodziców poszły na wakacje? Nikłe były szanse, że wydostanę się stąd cała, ale jakieś na pewno były.
- Znam Asynna - odparł. Przez chwilę siedział w milczeniu, jakby nad czymś się zastanawiał - i Mayę - dodał.
Czyżby przypominał sobie imię mojej matki tak długo? Ale skoro znał ich obydwoje, to wiedział też, że jestem pół krwi. Czy wiedział także o mojej siostrze? A co, jeśli teraz ona stanie się jego celem do zabicia razem z moją matką? Nie chciałam, aby tak to się skończyło, choć byłam pewna, że ojciec nie pozwoli aby cokolwiek im się stało złego. Tylko nadal pozostawało najważniejsze pytanie. Kto uratuje mnie? Nie znałam żadnego księcia z bajki. Ba, nie znałam żadnego mężczyzny, który byłby bliski memu sercu aby mnie uratować...
- Jesteś ich córką?
- Tak - odparłam zgodnie z prawdą.
Zdziwiło mnie, że się nie domyślił. No bardzo przepraszam, ale skoro na początku powiedziałam, że jestem córą... nie. Powiedziałam mu, że jestem jego córą, czyli jedynym jego dzieckiem. A teraz potwierdziłam, że nie jestem jedyna! Czyli na pewno się domyśli, że jest jeszcze ktoś oprócz mnie i będzie się zastanawiał czy jest wilkiem, czy kotem, jak moja matka! Chociaż Asis nie była kotem, a lisicą... Odziedziczyła to po dalszej rodzinie mojej matki. Nienawidziłam teraz siebie za to, jaka byłam głupia. Zamiast przemyśleć co mówię, palnęłam gafę i nie mogłam się z niej wycofać. Powinnam była iść do jakiejś twórczej Akademii, czegoś mądrego się nauczyć może wtedy nie miałabym tego instynktu aby wszystkich naokoło śledzić. Wtedy całkiem też możliwe, że znalazłabym jakiegoś mężczyznę dla siebie, wyszła za niego za mąć, miała z nim gromadkę dzieci oraz przeżywając z nim dzień za dniem po prostu byśmy się zestarzeli razem. Ale nie, ja wybrałam inne życie. Wtedy też nie poznałabym zapewne tylu zwierząt co teraz, nie zawarłabym tylu przyjaźni co mam teraz. Tylko pytanie, co miałabym z nimi począć, skoro znalazłam się w pułapce i nikt nie wiedział gdzie aktualnie się znajduję.
- Nie cierpię mieszańców - odparł i wstał ze swojego miejsca.
Zaczął chodzić w kółko po pokoju. Ewidentnie się nad czymś głęboko zastanawiał. Domyśliłam się, że takich jak ja, to tylko zabija. Domyśliłam się, że Królik był mieszańcem, dlatego on go zabił. Nie wiedziałam tylko skąd się o tym dowiedział. I dlaczego trzymał mnie tutaj tak długo. Jeżeli sądził, że stanę się jego zabawką to się grubo mylił. W końcu stanął i patrzył na mnie przez chwilę. Wyciągnął rękę w stronę mojej broni, wskazując ją.
- Bierz broń i walcz ze mną - odparł.
Zdziwiłam się. Czy on nie pomyślał, że jak wezmę broń to będę miała większą szanse na ucieczkę stąd? Przecież już teraz mogłabym wymyślać plan ucieczki, gdybym tylko chwyciła za swoje zabawki, a on ot tak mi to ułatwił...
- Jeżeli wygrasz, puszczam cię wolno - podjął znowu temat.
Wstałam z miejsca i podeszłam do miejsca które wskazywał. Nie wzięłam ich jednak od razu. Bałam się, ze w między czasie coś mi się może złego stać. Ojciec, tak samo moi nauczyciele zawsze mi powtarzali, że mam być czujna. Co z tego, że moja czujność w parku zawiodła. Nie mogłam popełniać dwóch tych samych błędów!
- A co, jeśli przegram? - zapytałam.
Zadałam to pytanie z nadzieję, że nie usłyszę "zabiję cię" albo że ta walka jest na śmierć i życie. Choć to drugie raczej odpadało bowiem wątpiłam w to, aby pozwolił mi się zabić - tym bardziej, że za drzwiami zapewne kilku stało i w każdej chwili mógł ich zawołać by mu pomogli ze mną.
- Zostajesz tutaj - odparł.
Zostać, nigdy nie zobaczyć rodziny...
- A co miałabym robić tutaj?
- Wykonywać moje zlecenia.
No tak, czego mogłabym się innego spodziewać? Płatny zabójca, tyle że bez zapłaty. Spojrzałam kątem oka na drzwi i zdałam sobie sprawę, że jestem teraz w idealnym położeniu. Wystarczyłoby mi tylko chwycić moja broń, jakieś jego trofeum którym bym go ogłuszyła a następnie podbiec do drzwi. Tylko co dalej? Otworzyłabym i... trafiła na strażników, którzy toją zapewne za nimi i tylko czekają aż szef ich zawoła. Więc ta ucieczka na nic by mi się zdała...
- Nie próbuj uciekać, bo drugiej szansy nie dostaniesz - powiedział.
Czułam na sobie jego wzrok a gdy spojrzałam w jego kierunku nie myliłam się co do tego. Do tego zaczęłam się zastanawiać, czy aby nie czytał mi w myślach. Bo ja o czymś myślałam, a on zaraz o tym mówił. jednak robił to w taki sposób, aby właśnie się nad tym zastanawiała i była w pułapce. W końcu wzięłam swoją broń i spojrzałam na niego. Tylko przez chwilę spojrzałam na drzwi. Tak ostatni raz, ale moja nadziej samotnej ucieczki przez nie padła. Całkiem możliwy byłby mój wcześniejszy plan, ale na drodze stali mi wartownicy którzy nie wiadomo co by ze mną zrobili - zachowali przy życiu, czy może starali się od razu zabić. Gdy tam patrzyłam na Czarnego on stał przede mną bardzo pewny siebie. Za bardzo pewny siebie był. A przy takiej postawie mógł bardzo szybko przegrać, chociaż nie wiedziałam jak sobie radzi z walką wręcz. A to zawsze mówiło - według mnie - dużo o danym osobniku. Nim zaczęliśmy, on wyciągnął dwa miecze i podał mi jeden. Powiedział, że jednak będziemy walczyć jego bronią. Nie wiem co się stało, że nagle zmienił zdanie ale zaciekawił mnie ten fakt. Wzięłam broń od niego i zaczęłam lekko machać, on natomiast lekko się uśmiechnął do mnie. Czyżby przeczuwał że będę to robić?
- Zaciekawiła mnie Twoja osoba - powiedział cicho i przyjął pozycje do walki.
Stał tak chwilę a po pewnym czasie usłyszałam jakiś dzwonek. Nie wiedziałam skąd, ale wiedziałam jedno - przegapiłam swoja chwilę i teraz pozostało mi się jedynie bronić. Nie mógł mnie trafić, bowiem bym przegrała. A do tego nie mogłam pozwolić, musiałam być wolna. Nie wiem nawet kiedy, ale dotknął mnie, a raczej przeciął moje obranie na lewym ramieniu. Złapałam się za tamto miejsce sycząc cicho. On tylko stanął w tej swojej pozycji początkowej.
- Jeden zero dla mnie - powiedział z szyderczym uśmieszkiem.
Co za dureń!
- Do ilu?
- Do trzech - odparł i potrząsnął lekko swoim mieczem aby pokazać mi tym samym, że mam się przygotować.
Nie chcąc popełnić poprzedniego błędu stanęłam w podobnej pozycji co on. Niestety, niezbyt mi to wychodziło, dlatego w końcu stanęłam po swojemu. Znowu ten sam dzwonek, jednak tym razem ja zaatakowałam go pierwsza. Byłam szybsza, ale on pokazał że także jest dobry w tej sztuce i szybko odparował mój atak. Próbowałam go uderzyć z prawej strony, z lewej czy nawet od dołu. Każdy sposób był zły. Nie mogłam teraz dać się dotknąć, bo wtedy byłoby po ptakach - on by wygrał. Musiałabym u niego zostać, pracować dla niego a tego nie chciałam robić. Już wolałabym obiecać komukolwiek że nie wyjdę z domu przez najbliższy rok - moi znajomi wiedzieli, że tego bym nie zniosła, ale naprawdę wolałabym już to, niźli teraz z nim przegrać.
Biliśmy się tak kilka minut, a może nawet i dłużej aż w końcu wpadłam na ciekawy pomysł. Zaczęłam udawać, że niezbyt dobrze mi idzie, że to niby się zmęczyłam. Gdy zobaczyłam jego uśmieszek domyśliłam się, że poczuł drugą wygraną. Nie tak szybko kolego - powiedziałam w swojej głowie do siebie i zaatakowałam go z każdej strony aż w końcu udało mi się trafić go w prawe ramię. Tak się też stało, że w tej łapie trzymał miecz. Myślałam, że go wypuści, ale pomyliłam się.
- Remis - powiedziałam z uśmieszkiem.
Ten tylko pokiwał mi twierdząco głową. Poczułam, że drugi raz już się na to nie nabierze, dlatego musiałam teraz wymyślić coś innego. Coś, co będzie lepsze niźli tamta pułapka. Niestety, nic nie przychodziło mi do głowy a czasu było coraz mniej do myślenia. W czasie walki niezbyt było kiedy myśleć nad tym chociaż ten plan co wygrałam... Może kolejny znowu przyjdzie równie szybko? Może uda mi się wygrać, a wtedy mnie wypuści i pójdę na policję i... nie. Nie pójdę. Przecież nadal nie miałam pewności, czy mi niczego nie zrobi podczas gdy wypuści. Nie zaznaczył, że wypuścił całą i zdrową a ja głupia od razu na to przystałam. Mogłam negocjować te warunki, mogłam cokolwiek powiedzieć ale jak zawsze byłam zbyt głupia żeby o takim czymś wtedy myśleć.
Trzeci dzwonek. Obydwoje byliśmy przygotowani na wygraną. Obydwoje ruszyliśmy na siebie. Obydwoje równocześnie atakowaliśmy i broniliśmy się. Nie wiem kiedy, ale powalił mnie na ziemię. Myślałam, że będzie chciał lekko uderzyć ale w jego oczach dostrzegłam gniew dlatego zaczęłam cofać się do tyłu i na boki gdy było to możliwe. Kątem oka dostrzegłam, że zaraz będę pomiędzy dwoma ścianami czyli on dobrze wiedział co robi. Celował głównie w nogi, więc nic tak złego by mi się nie stało, jedynie przez kilka dni, tygodni bądź miesięcy bym nie mogła chodzić, albo moja noga byłaby w gipsie. Ale ta pułapka którą wymyślił była nadzwyczaj ciekawa. Szkoda tylko, że nie zauważyłam co on próbuje zrobić szybciej. Albo sama nie pomyślała o tym samym - chociaż wątpię bym mogła tak jak on teraz bić jak oszalała. Cieszył się coraz bardziej że wygra a ja miałam nadzieje, że jednak tak się nie stanie. Bardzo chciałam stąd wyjść. Oczywiście wyjść cało.
W pewnym momencie dostrzegłam lukę w tym co robił. Zawsze jak uderzał musiał po tym kilka sekund odczekać. Tak, jakby musiał odpocząć i zregenerować swoje siły na nowo. Już nie chciałam wygrywać tylko aktualnie wyjść z tej zasadzki którą na mnie zastawił. Postanowiłam, że w ciągu tych paru chwil, w ciągu tych paru sekund ja zaatakuję w taki sposób aby móc wstać na nogi. Teraz najbardziej to się dla mnie liczyło. Odczekałam dwa uderzenia, przy jego trzecim cofnęłam się do samej ściany, chwyciłam mocniej miecz i uderzyłam. Nie spodziewał się tego. prawie go trafiłam, ale odsunął się dosyć szybko. Ja w tym czasie mogłam wstać na nogi i odsunąć się od tej felernej ściany.
- Dobrze! - krzyknął do mnie i odsunął się.
Chciał znowu zaatakować, ale ktoś wpadł do pokoju i zamiast powiedzieć to z czym przyszedł spojrzał na nas i dobył swej broni. Czarny powiedział że ma mówić, zamiast mnie atakować i tak też zrobił tamten. Dowiedziałam się, że ktoś ich zaatakował i muszą uciekać. Ciekawiło mnie dosyć bardzo o co chodziło, ale nie było mi dane się zapytać o to. Czarny podszedł do mnie, lekko mnie dotknął swoim mieczem i uśmiechnął się.
- Wygrałem - powiedział, ściągając swój płaszcz i zakładając go na mnie.
Wziął pochwę i schował tam miecz który uprzednio wziął ode mnie. Następnie przypiął pasek z pochwy do mojego ubrania i uśmiechnął się odsuwając się lekko. Niezbyt wiedziałam co się dzieje, ale byłam pewna że nie powinnam na niego patrzeć. Porwał mnie, więził, a ja jak głupia patrzyłam się na jego mięśnie. Na szczęście po chwili założył jakąś koszulkę i chwytając mnie za ramię wyszliśmy z jego pokoju. Zobaczyłam, że po korytarzu biegają wilki - były tutaj tylko te zwierzęta czemu praktycznie nie było co się dziwić. On nienawidził mieszańców więc wątpiłam aby tutaj jakikolwiek był - prócz mnie.
- Przegrałaś, więc masz wykonywać moje zlecenia - powiedział, idąc dosyć szybkim krokiem ze mną.
Bałam się, że każe mi walczyć razem z innymi jego żołnierzami, o ile można było ich tak nazywać. Bałam się wszystkiego o czym mi powie. Chciałam tylko stąd uciec, najlepiej cała i zdrowa. Nie potrzebowałam jego ubrań, nie potrzebowałam jego broni. Nie potrzebowałam niczego co dotyczyło tego wilka. Chciałam tylko wrócić cało i zdrowo do domu.
- Macie ją wyprowadzić - powiedział, popychając mnie do jakichś pięciu wilków.
Oni najpierw patrzyli na niego jak na debila - którym nawiasem mówiąc był - a następnie na mnie. Gdy krzyknął, że mają się pospieszyć w końcu kazali mi iść w środku. Nie wiem ile to trwało, ale wyszliśmy na zewnątrz. Nie znałam tej okolicy. Ale gdy odeszliśmy kawałek od tego miejsca usłyszałam wybuch. Tamci zaraz pobiegli w tamtą stronę, ze mną został tylko jeden.
- Zaprowadzę cie do domu - powiedział.
Był całkiem okej, ale Czarny też na początku - chyba - się taki wydawał. Szliśmy przed siebie, natrafiliśmy na motor bez właściciela. Więc chłopak wziął mnie i zawiózł do miasta. Jak się okazało, byłam wiele kilometrów dalej niż się spodziewałam. Wróciłam do domu, rodzina bardzo się cieszyła bo jak się okazało, nie było mnie kilka dni. Szybko schowałam miecz i płaszcz aby ojciec nie pytał się skąd to mam. Ta przygoda bardzo dziwnie się dla mnie skończyła. A najgorsze w tym wszystkim był fakt, że nie poznałam imienia Czarnego. Do tego zaczęłam się o niego martwić. W wiadomościach przez kilka dni było o tym głośno, ale nie podawali co to było za miejsce, gdzie są zwierzęta stamtąd. Gdy znajdowali ciała słuchałam bardzo uważnie czy aby nie znaleźli ciała Czarnego. Ale nie było nigdy go w wiadomościach. A ja bardzo chciałam wiedzieć co się z nim stało. Nie, ja to musiałam wiedzieć! Wzięłam jego rzeczy, napisałam list do rodziców i znowu wyruszyłam w swoją podróż. Jak zawsze, nie obiecałam im, kiedy wrócę - i że w ogóle wrócę. Bałam się, ale musiałam zobaczyć gdzie on jest. Zaciekawił mnie. Bardzo.

Kroniki FurryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz