~ Melanie ~
Podczas rozmowy z Oscarem, dostałam telefon od mojego starszego brata. Był tak spanikowany, że musiałam się o wszystko pytać, aby dowiedzieć się czegokolwiek. Niestety okazało się, że mój syn wylądował w szpitalu. W tamtym momencie chciałam jak najszybciej znaleźć się przy Nathanie. Postanowiłam odłożyć wyjaśnienia na bok i próbowałam pożegnać się z chłopakami. Niestety obaj ustalili, że idą razem ze mną. Głośno westchnęłam i niechętnie się zgodziłam.
Na izbie przyjęć z daleka widziałam czerwone włosy Michaela. Kiedy chłopak mnie zauważył, od razu podbiegł w moją stronę i zaczął wykrzykiwać. Jednak nie bardzo go słuchałam, w moich myślach krążył tylko Nate. Byłam bardzo ciekawa, co się stało, że moje dziecko wylądowało w takim miejscu.
Luke, widząc moje roztargnienie, od razu dał mi wskazówki, gdzie znajdę swoje maleństwo. Bez zastanowienia weszłam przez szklane drzwi do sali, wcześniej zabierając ze sobą pluszowego misia. Od razu rozpoznałam małego szatyna. Leżał cały zapłakany i trzymał bezwładną rękę na swoim brzuchu. Szybko podeszłam do chłopczyka i usiadłam na krześle tuż przy jego łóżku. Niestety nie zauważyłam, że biologiczny ojciec dziecka wszedł za mną do pomieszczenia.
Oscar próbował się dowiedzieć czegoś na temat Nathana, ale wolałam nie poruszać tego tematu tuż przy dziecku. Nie chciałam, aby Nate w taki sposób poznał swojego tatę. Jednak nie przewidziałam, że Enis mógł zareagować w taki sposób. Wyszedł wściekły, trzaskając przy tym drzwiami.
Mimowolnie łzy zaczęły płynąć po moich policzkach. Zanim się zorientowałam, poczułam małą dłoń na swojej twarzy. Podniosłam swój wzrok i z trudem ujrzałam swoją małą pociechę. Słony płyn rozmazywał moje pole widzenia, przez co niebieskooki chłopczyk był niewyraźny.
– Mami nie pakaj. Kosiam cię. Sysys i nie pakaj – usłyszałam jego delikatny głosik.
Starłam swoje łzy i spojrzałam na próbujące uśmiechnąć się dziecko. Wiedziałam, że ból w ręce nie pozwalał mu na jego naturalny uśmiech, więc mocno przytuliła do siebie jego drobne ciałko. W tym momencie do pomieszczenia wszedł młody lekarz i szeroko uśmiechnął się do mojego syna, na co ten zaczął skakać po łóżku.
– Witam. Pani jest prawnym opiekunem tego małego akrobaty? – spytał z szerokim uśmiechem na twarzy. W odpowiedzi skinęłam głową. Choć domyślałam się, że pojawi się cała masa pytań, dotycząca mojego młodego wieku, to żadne z nich nie padło z ust doktora. – Muszę przyznać, że pani syn miał wiele szczęścia. Spadając z huśtawki, złamał tylko rękę, którą wystarczy tylko nastawić, a mogło się to o wiele groźniej skończyć. Jednak potrzebna nam jest pani zgoda na dalsze leczenie dziecka – dodał i podał mi podkładkę z dokumentami.
Uważnie przeczytałam wszystkie papiery, bo chciałam się dowiedzieć, jakie badania czekają moje maleństwo. Po chwili podpisałam wszystko, a pielęgniarki zabrały moją pociechę na nastawienie ręki i założenie gipsu. Chciałam pójść z nimi, ale lekarz kazał mi czekać na synka w sali.
Kiedy Nate wrócił, miał policzki mokre od łez. Na jego ręce było widać biały gips, który miał położony na zielonej chustce. Mimo wszystko na jego twarzy widniał szeroki uśmiech. Chłopczyk od razu do mnie podbiegł i rzucił się w moje ramiona. Nie myśląc długo, przytuliłam go mocno do swojego ciała. Po chwili przyszła pielęgniarka, która zaprowadziła mnie do gabinetu lekarskiego, skąd odebrałam wypis mojego dziecka.
Szybko znalazłam się z powrotem w towarzystwie niewielkiego szatyna. Nie rozumiałam zachowania Oscara. Chciałam z nim jak najszybciej porozmawiać, ale zdrowie mojego dziecka w tym momencie było dla mnie priorytetem.
![](https://img.wattpad.com/cover/87736214-288-k109922.jpg)
CZYTASZ
Where are you daddy? /O.E.
FanfictionPo tajemniczym wyjeździe Melanie, Oscar nie potrafi sobie z tym poradzić. Trasa koncertowa zbliża się wielkimi krokami, więc wyjazd dziewczyny nie ułatwia mu życia. Po kilku latach wraca z nie małą niespodzianką, o której nie zamierza powiedzieć był...