Tyler był w beznadziejnym humorze. Spał niecałe cztery godziny, a do tego obudził się z potwornym bólem głowy jakieś dwadzieścia minut później niż powinien. Kiedy wreszcie zwlókł się z łóżka, w łazience wpadł na równie zaspanego Zacka i o coś się z nim pokłócił, ale teraz już za nic nie mógł sobie przypomnieć o co. Do tego na zewnątrz wszystko okryte było szarą, gęstą mgłą i w ogóle wszystko było jakieś takie.. nijakie.
A mimo to brunet rzucał się w czymś pomiędzy agonią a pośpiechem, niczym goniące kogoś zombie. Wiedział, że jeśli nie zdąży na ostatni autobus, będzie musiał pokonać drogę do szkoły na pieszo i za pewne finalnie spóźni się na lekcję angielskiego, a tego zdecydowanie nie chciał. Bycie spóźnionym oznaczało wejście do zapełnionej już, pogrążonej w ciszy klasy. A to z kolei ciągnęło za sobą konsekwencję w postaci skupienia na sobie całkowitej uwagi wszystkich obecnych tam osób. To była chyba najgorsza możliwa opcja, jaka mogła się przytrafić.
Zaraz po skompromitowaniu się przed Joshem Dunem.
Przestań o nim myśleć. Przestań.
Wcisnął na nogi czarne vansy, w dłoń złapał plecak, poprawił czapkę na głowie, sprawdził, czy w kieszeni są słuchawki, po czym wybiegł z domu.
Nic nie zjadł, ale nie mogło go to mniej obchodzić. Jedzenie go brzydziło. W ogóle wszelkie czynności życiowe napawały go niechęcią.
A mimo to szedł szybkim krokiem, podbiegając co jakiś czas, ale tylko wtedy, kiedy był pewien, że nikt go nie widzi, i w ten sposób jakoś dotarł na ten cholerny przystanek dokładnie w momencie, w którym przyjechał autobus.
Wszedł do środka zmęczony, ale mimo to ze wszystkich sił starał się oddychać normalnie, choć nie przychodziło mu to łatwo. Ostatnie, co chciał, to zwracać na siebie uwagę, dysząc jakby przebiegł maraton. Co oni wszyscy by sobie o nim pomyśleli? Nie mógł się wyróżniać. Nawet szybszym oddechem.
Szybko przejechał wzrokiem po siedzeniach, analizując, gdzie mógłby usiąść. Nawet nie wziął pod uwagę kilku siedzeń na końcu autobusu, gdzie rozkrzyczana gromada "fajnych" osób doskonale bawiła się w swoim towarzystwie. Dalej porozrzucane grupki dziewczyn. Wszystko zajęte. Wszystko oprócz...
Tyler musiał kilka razy zamrugać, zanim uświadomił sobie, że to jednak nie jest przewidzenie i Josh Dun naprawdę siedzi samotnie na podwójnym siedzeniu, wpatrując się w jakiś nieistniejący punkt za oknem. I brunet pewnie stałby tak, patrząc na Josha patrzącego na coś innego, gdyby autobus nie ruszył. Tyler poleciał w przód, ale w ostatniej chwili chwycił się oparcia jakiegoś siedzenia i odzyskał równowagę. Mimo to ktoś się zaśmiał i Joseph zrozumiał, że musi natychmiast zniknąć z pola ostrzału.
Zrobił kilka długich kroków w przód i tak szybko, jak potrafił, usiadł koło Josha.
Już miał odetchnąć z ulgą, że nikt już na niego nie patrzy, ale zaraz przypomniał sobie, co właściwie przed chwilą zrobił i niemalże z przerażeniem odwrócił głowę w kierunku Duna. Ten na szczęście nadal patrzył na coś za oknem, na tyle pogrążony we własnych myślach, że nawet nie dostrzegł niespodziewanego współpasażera. Tyler westchnął z ulgą, po czym uznał, że nadeszła najwyższa pora zająć się tym, co najlepiej umiał - udawaniem, że nie istnieje. Wciąż była mała szansa, że Josh w ogóle nie zda sobie sprawy, że ktoś obok niego siedzi.
Niestety, ten scenariusz byłby zbyt prosty.
Po krótkiej chwili autobus gwałtownie zahamował i szarpnięty w przód Josh niemalże uderzył twarzą w zaparowaną szybę. Tyler, widząc to, natychmiast skulił się na swoim siedzeniu, ale to nie sprawiło, że zniknął.
CZYTASZ
not today || tøp au
Fanfictiontracę cały ten czas, próbując od ciebie uciec, postradałem zmysły.