9. death seems better than the migraine in my head

1.7K 202 134
                                    

Tyler się rozchorował.

Sam do końca nie wiedział, jak właściwie do tego doszło. Nie był raczej typem osoby łatwo łapiącej wszelkiego rodzaju infekcje i swoje zachorowania mógł policzyć na palcach jednej ręki. Tym większe było jego zaskoczenie, kiedy w poniedziałkowy poranek obudził się roztrzęsiony, z silnym bólem głowy zdającym się rozcinać mu czaszkę i drapiącym gardłem.

Swoim zwyczajem jednak, postanowił to zignorować. Martwienie i tak zabieganej matki średnio mu odpowiadało. Poza tym, ten dzień był ważny. Nie mógł go przegapić. Z trudem więc zwlókł się z łóżka i z wysiłkiem wprawiając w ruch obolałe mięśnie, poszedł do łazienki, mentalnie szykując się na odegranie przed światem niezłego przedstawienia. Nie mógł pokazać, w jakim jest stanie. Zaczną się rozczulać i litować. Nie chciał tego. Wolał święty spokój. Poza tym fizyczne tragiczne samopoczucie jakoś odrywało go od rozmyślań nad jeszcze fatalniejszym stanem psychicznym.

W ten sposób skończył oparty o umywalkę w łazience, rozpaczliwie pokasłujący i próbujący wymyć zmęczenie z oczu chłodną wodą. Ku jego rosnącemu sfrustrowaniu, nic to nie dawało. Stał tak od dobrych dziesięciu minut, ale pulsowanie pod skroniami nie zmniejszyło się, a ciemne koła wokół powiek zdawały się jeszcze wyraźniejsze niż zwykle. Chłopak ze złością zacisnął powieki, po czym zaczął trzeć twarz dłońmi. Czuł się słabo i żałośnie.

- Tyler! - wrzasnął nagle Zack, z całej siły uderzając pięścią w drzwi łazienki. - Co ty tam robisz tyle czasu? Wyłaź, bo spóźnię się przez ciebie na trening!

Wystraszony brunet podskoczył lekko, po czym pochylił się nad umywalką i wziął głębszy oddech.

- Zaraz wyjdę - odparł, siląc się na mocny głos. Kosztowało go to więcej, niż zakładał i nabrał nagłej ochoty, żeby się rozpłakać nad swoją bezsilnością. Szybko jednak zdławił w sobie to uczucie i zaczął wyzywać się w myślach. Tak dla zasady. I może żeby postawić się na nogi.

A potem ostatni raz przemył twarz chłodną wodą, szybko położył pod oczy trochę korektora siostry i wtarł go w skórę. Poprawił dłonią włosy, zacisnął usta i złapał za klamkę. Jakoś nie mógł się w sobie zebrać, żeby wykonać ten ruch - był tak bardzo zmęczony, że nie mógł tego nawet opisać. Ostatecznie jednak otworzył drzwi - tylko po to, żeby czekający za nimi Zack niemalże natychmiast i do tego gwałtownie przesunął go na bok i wpadł do środka, mrucząc pod nosem jakieś przekleństwa.

Tyler odetchnął, pocierając czoło.

Czekał go długi dzień.

* * *

Plakaty o dzisiejszym występie szkolnego zespołu House of Heroes wisiały w każdym możliwym miejscu - poprzyklejane i przyczepione do ścian, drzwi, tablic, gablot i innych tego typu powierzchni. Przestawiały one zdjęcie zespołu, a pod wypisanym czarnym markerem nazwą miejsca i godziną występu widniały same superlatywy na temat jego członków i ich muzyki. Tylerowi podobał się fakt, że Josh stoi obok wokalisty, a nie trochę z tyłu, tak jak gitarzyści - zupełnie, jakby to właśnie on był ważniejszą osobą w zespole.

- Organizatorki widać nieźle się napaliły na ten cały event - mruknął Tyler, ściągając jeden z plakatów z drzwi swojej szafki. Skronie nadal boleśnie mu pulsowały, a gorączka zdawała się wzrastać. Ze wszystkich sił starał się jednak to zignorować.

- Bardziej na Josha - odparła Jenna, wzruszając ramionami i wyjmując z szafki książki od geografii.

Tyler prychnął, udając, że się przesłyszał. Tak naprawdę jednak na słowo Josh jego serce zrobiło jakąś dziwną rzecz, od której aż ścisnęła mu się klatka piersiowa.

not today || tøp auOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz