Tyler przebierał się już czwarty raz w ciągu dwudziestu minut, za nic nie mogąc się zdecydować, co powinien założyć. Do tego presja czasu stawała się coraz silniejsza i obok zaniepokojenia dodatkowo zaczął wyrastać stres. Joseph z coraz większą nerwowością patrzył na swoje odbicie, przebierając nierówno nogami i po raz setny poprawiając świeżo umyte włosy.
Po długim namyśle spryskał się drogimi perfumami ojca i przykrył twarz cienką warstwą podkładu siostry. Chciał zrobić dobre wrażenie. Poza tym czuł się przez tę całą sytuację niesamowicie zobowiązany - nie tyle wobec innych, co siebie. Nigdy właściwie nie był na takiej imprezie i nie miał najmniejszego pojęcia, jak to wszystko się odbywa i - przede wszystkim - jak powinien się prezentować.
A poza tym miał być tam Josh. I nie chciał zrobić na nim złego czy - jeszcze gorzej - żenującego wrażenia.
Tak bardzo się wszystkim przejął, że przez krótką chwilę chciał w kieszeń koszuli włożyć jakiś kwiat, ale Zack szybko wybił mu ten pomysł z głowy. Może to i lepiej. Tyler jednak zamiast się nad tym rozwodzić, po prostu odłożył różę z powrotem do wazonika.
Spojrzał na zegarek i zorientował się, że jest spóźniony na ten cholerny event już prawie kwadrans. Nerwowo potarł dłonią szyję, po czym obrzucił pełnym wahania wzrokiem stos ubrań na łóżku. Ostatecznie jednak uznał, że opcja, jaką na sobie miał - czarne vansy, spodnie rurki i niebieska koszula - jest chyba jednak najlepsza.
Wziął głęboki wdech, odpiął ostatnie dwa guziki koszuli, strzepał z ramion niewidzialny kurz i zgarniając z oparcia krzesła kurtkę, ruszył do wyjścia. Jego serce biło niesamowicie szybko, a nogi zdawały się być jak z waty. Ekscytację skutecznie przykrywał strach - w końcu mieli tam być ludzie. Nie pięcioro czy dziesięć - dużo, dużo więcej. To w końcu impreza Brendona. On nigdy nie poprzestałby na czymś minimalistycznym.
- Mamo, wychodzę! - rzucił brunet w głąb domu, naciągając kurtkę na ramiona. Zapiął ją niemal pod szyję i już złapał za klamkę, kiedy nagle w przedpokoju pojawiła się Kelly.
- O której wrócisz? - spytała.
Tyler skrzywił się lekko i już miał odpowiedzieć średnio przyjemnym tonem, że nie powinno ją to obchodzić, bo w końcu ma już prawie 17 lat i swoje życie, ale powstrzymało go zatroskanie w oczach matki. Stała tam, z talerzem w jednej dłoni i mokrą ścierką w drugiej, a z upiętego na głowie koka wychodziły jej pojedyncze włosy.
Tak zająłeś się swoim dorastaniem, że zapomniałeś o tym, że ona też się starzeje.
- Nie wiem, mamo - odparł z lekkim uśmiechem. Wymuszonym co prawda, ale podobno liczą się intencje. - Postaram się nie być za późno. Nie martw się, to niedaleko, dziesięć minut drogi stąd. Gdyby coś się działo, będę pisał.
Kobieta uśmiechnęła się lekko, poklepując syna w ramię.
- To leć już. Baw się dobrze i uważaj na siebie!
Skinął jej z nadal przyklejonym do twarzy uśmiechem. A potem złapał za klamkę i wyszedł z domu.
Na zewnątrz było dużo chłodniej, niż przypuszczał. Listopadowe powietrze uderzyło go w twarz tak mocno, że aż musiał odwrócić głowę. Tak szybko, na ile pozwoliły mu drżące palce, wyjął z kieszeni czapkę i wcisnął ją na głowę, zaciągając materiał aż na uszy. Poprawił ją, wziął w płuca drżący oddech i chwilę patrząc na zasnute chmurami niebo, ruszył w kierunku domu Brendona, z całej siły próbując ukryć przed sobą fakt, że bardziej drży z nerwów niż zimna.
- - -
Głośną muzykę słychać było już na ulicy. Przez zasłonięte cienkimi firankami okna przebijały się jasne, migające światła, na których tle od czasu do czasu przesuwały się jakieś postaci. Przy krawężniku stało kilka samochodów i motor, a Tyler coraz intensywniej się zastanawiał, jak właściwie skończył w tak beznadziejnej sytuacji. Do tego czuł, że zaczyna panikować, ale nie był nawet w stanie się ruszyć, więc po prostu stał jak wryty na środku chodnika, wpatrując się rozszerzonymi ze strachu źrenicami w rozświetlony dom. Dopiero kiedy grupka kilku dziewczyn wyszła ze środka, śmiejąc się zdecydowanie zbyt głośno i potykając o własne nogi, chłopak odzyskał siłę w mięśniach. Naciągnął kaptur na czapkę i szybko przeszedł na drugą stronę ulicy, a następnie schował się za rosnącym na czyjejś posesji drzewem.
CZYTASZ
not today || tøp au
Fanfictiontracę cały ten czas, próbując od ciebie uciec, postradałem zmysły.