Tyler z ogromnym wysiłkiem targał za sobą ogromny karton, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Chłopak najpierw skrzywił się i zaklął pod nosem, a dopiero potem z wyraźnym wysiłkiem odstawił pudło na podłogę. Od rana był na nogach - najpierw pomagał mamie w świątecznych porządkach, a potem wraz z Zackiem wybrał się po choinkę. Niedawno cała rodzina wybyła na zakupy, ale widać Tylerowi nie na długo było dane cieszyć się ciszą i spokojem. Ocierając pot z czoła jedną ręką, a rozmasowując obolałe plecy drugą, ruszył w kierunku drzwi, przeskakując przy tym nad mnóstwem rozsypanego igliwia. Był już prawie u celu, kiedy rozległ się kolejny dzwonek.
- No już idę! - krzyknął z wyraźnym zdenerwowaniem, jednocześnie przyspieszając kroku. Dopadł do drzwi i nawet nie zaglądając przez wizjer, przekręcił klucz i otworzył je na oścież. Do środka natychmiast wpadł mróz, a za nim wirujące płatki śniegu. Postać stojąca w progu uśmiechnęła się na widok Tylera.
- Josh! -zawołał Joseph z czymś pomiędzy radością a zaskoczeniem. - Nie uprzedziłeś mnie, że przyjdziesz - dodał brunet, robiąc krok w bok i wpuszczając wyższego chłopaka do środka.
- Chciałem ci zrobić niespodziankę - odparł Dun, wchodząc do przedpokoju i ściągając czapkę z głowy. Niemal natychmiast wysypały się spod niej różowe włosy.
- Doceniam to - mruknął z uśmiechem Tyler, zamykając drzwi na klucz. Josh odpowiedział mu na to jeszcze szerszym uśmiechem, po czym podszedł o krok do przodu, schylił się lekko i chwytając bruneta za ramię, ucałował go prosto w usta. Joseph mógł poczuć drobne igiełki lodu na wargach starszego chłopaka.
- Jesteś sam? - spytał Dun, zrzucając z siebie kurtkę i wieszając ją na stojak.
- Tak - odparł Tyler, ocierając wierzchem dłoni wykrzywione w półuśmiechu usta. - Rodzice są razem z Zackiem, Jayem i Madison w sklepie. Zostałem więc sam z odpowiedzialnym zadaniem ubrania choinki na głowie. - Tyler poprawił dłonią włosy. - Chcesz może mi w tym pomóc?
- Jasne - odparł Josh z nieukrywaną radością. Nie spodziewał się, że dane mu będzie tak miło spędzić ten wieczór. W końcu strojenie choinki należało do jednego z jego ulubionych świątecznych aktywności.
- Ale zanim - dodał Tyler, ruszając w kierunku kuchni - musisz napić się czegoś ciepłego. Pewnie zmarzłeś po drodze, strasznie wieje. - Jego ton był pewny siebie, wręcz beznamiętny. Dun z góry założył, że wszelkie próby sprzeciwu nie mają szans powodzenia, ale szybko się z tym pogodził.
- Okej - kiwnął głową, po czym podążył za Tylerem. Jego uwagę niemalże natychmiast przykuła ozdobiona gałązkami świerku poręcz schodów prowadzących na piętro i jasne lampki przyczepione do łuków drzwiowych. Przy oknach wisiały długie do ziemi, złote zasłony, a dywany i tapicerki wręcz pachniały czystością. Z jakiegoś powodu Dun poczuł niesamowite bezpieczeństwo.
- Co powiesz na kakao? - spytał Joseph, zapalając światło i wchodząc do kuchni. W twarze uderzyło ich ciepłe światło.
- Brzmi świetnie - odpadł Dun, siadając przy stole. Jego uwagę przykuł kolorowy stroik, w który wetknięta została jakaś zapachowa świeczka. Chłopak skupił się na niej przez chwilę i z zaskoczeniem zorientował się, że wosk ma zapach czegoś pomiędzy cynamonu a igliwia.
- Ile łyżeczek?
Josh otrząsnął się z zamyślenia.
- Słucham? - spytał, unosząc wzrok na stojącego po przeciwległej stronie pomieszczenia Josepha.
- Ile łyżeczek? - powtórzył spokojnie Tyler, stając przy tym na palcach i wyjmując z szafki kakao i dwa kubki w renifery. Przez chwilę miał problem z dosięgnięciem do nich - nie wynikało to jednak z jego wzrostu, a raczej wysoko umieszczonej półki.
CZYTASZ
not today || tøp au
Fanfictiontracę cały ten czas, próbując od ciebie uciec, postradałem zmysły.