No, dobra, pomyślał Tyler obserwując cienki strumyczek uczniów oczekujących na swoją kolej do odebrania lunchu. Sytuacja wygląda tak: Mark twierdzi, że wyglądasz dziś gównianie, rano niemal zemdlałeś u stóp Josha Duna i odwołałeś spotkanie u starej, dobrej przyjaciółki Jenny. I co teraz? Niech się dzieje co chce? Po prostu akceptujesz sytuację?
Ziewnął przeciągle, zasłaniając otwartą dłonią usta i mrużąc oczy, do których napłynęły mu łzy. Szybko zamrugał, żeby się ich pozbyć. Był wykończony. Podobno są ludzie, którzy świetnie radzą sobie z egzystencją przy trzech, czterech godzinach snu na dobę. Niewiele ich jest, ale istnieli, istnieją i mają się dobrze.
Na nieszczęście Tyler Joseph nie mógł tego o sobie powiedzieć. Przeżycie tych pierwszych godzin lekcji było dla niego nie lada wyzwaniem, a przed nim był jeszcze cały, długi dzień do przeżycia.
Był blady, zmarznięty i ogólnie rzecz biorąc miał dość wszystkich i wszystkiego.
Nagle drzwi do stołówki otworzyły się i oczom bruneta ukazał się winowajca jego dziejszego omdlenia. Miał na sobie szarą bluzę, która świetnie wyglądała w połączeniu z zielonymi włosami. Potem Tyler pomyślał o kawowych oczach i niemalże jęknął w myślach.
Dun spojrzał w głąb sali, wyraźnie szukając kogoś wzrokiem i Tyler szybko się odwrócił, czując jak wstyd wypala na jego twarzy dorodny rumieniec. Zaciągnął rękawy dalej na nadgarstki i wlepił zmęczony w wzrok w tacę pełną nietkniętego jedzenia. Może i podobał mu się Josh Dun, ale bycie przez niego dostrzeżonym to zupełnie inna sprawa. Wymagająca dużej ilości nerwów i jako takiego ogarnięcia fizycznego. Tymczasem Joseph był niemalże pewien, że wygląda jak wyszarpnięty z trumny.
Zaczął bawić się kotletem, wbijając w niego widelec tak, żeby sztuciec utrzymywał się w pionie pod różnymi kątami. Nie było to łatwe, bo mięso było rozgotowane i co chwilę rozjeżdżało się na boki. Brunet tak bardzo zaabsorbował się wykonywaną czynnością, że zapomniał o bożym świecie i zorientował się, że ktoś go woła, dopiero kiedy został intensywnie poklepany po plecach.
- Tyler!
Joseph podskoczył, odwracając się gwałtownie w kierunku nieproszonego gościa. W dłoni nadal trzymał widelec z nabitym na niego rozmamłanym kawałkiem kotleta. Źrenice rozszerzyły mu się na widok zawadiackiego uśmieszku i błyszczących, brązowych oczu. Wbił w nie zachwycone spojrzenie i uchylił usta, nawet nie dostrzegając, że mięso zsunęło się w widelca i spadło mu na kolana.
- Wszystko w porządku, Ty?
Ty.
T y.
Serce bruneta zaczęło się rozpływać, ale zaraz przypomniał sobie, co właściwie robi i otrząsnął się, w ciągu sekundy przybierając swoją słynną, obojętną - znudzoną wręcz - minę.
- Tak - odparł jakoś bez wyrazu, po czym odwrócił się w kierunku swojego talerza, ignorując kawałek gorącego kotleta, który spoczywał mu na nogach.
- Jakiś jesteś dziwny dzisiaj.
Brunet momentalnie poczerwieniał. Po kilku sekundach niezręcznego milczenia wykrztusił z wysiłkiem:
- Uch, to chyba z niewyspania, tak myślę.
Josh przekrzywił głowę, po czym uśmiechnął się szeroko. Ten cały Tyler był naprawdę uroczy i chyba nawet nie zdawał sobie z tego sprawy.
- Przyjdziesz do nas?
Pytanie było nagle i sprawiło, że Joseph o mały włos nie zsunął się z krzesła pod stolik.
CZYTASZ
not today || tøp au
Fiksi Penggemartracę cały ten czas, próbując od ciebie uciec, postradałem zmysły.