Powietrze miało ten specyficzny, trudny do opisania zapach kończącego się lata. Zieleń zaczęła blednąć, a słońce zachodzić coraz i coraz wcześniej. Im niżej było, tym z większym trudem zdawało się wydobywać z siebie resztki ciepła, zostawiając je na pokrytych rosą trawnikach i żółknących liściach drzew. I chociaż popołudnia stały się chłodne, nadal słychać było podczas nich hałas deskorolek i krzyki dzieci - tak, jakby rozpoczęcie roku szkolnego wcale nie zakończyło letniego okresu beztroski. Jakby upływający czas był dla nich tylko pojęciem względnym. Jakby się wcale nie starzały. Jakby szkoła stała się tylko kolejnym dodatkiem do długich, szczęśliwych wręcz dni - a przynajmniej dopóki świat pływał w mglistym cieple odchodzącego lata.
Tyler stał naprzeciw tego wszystkiego, wystawiając opaloną twarz do ostatnich tego dnia przebłysków słońca. Chłodny wiatr rozwiewał jego nieco już za długie włosy, a on oddychał powoli, ze skupieniem analizując zapach otaczającego go, wrześniowego powietrza. Z każdą kolejną sekundą dziwne, słodko-gorzkie uczucie nostalgii gniotło jego pierś coraz bardziej. Miał wrażenie, jakby zgubił gdzieś coś swojego, ale nie miał pojęcia co to było, ani gdzie mogło przepaść. Im bardziej wsłuchiwał się w odgłosy dobiegające z dołu ulicy - odgłosy dziecięcej beztroski - poczuł się, jakby stracił te lata. Jakby wszystko przepadło i wszystko zmarnował, jakby to była tylko jego wina i...
- Hej Ty, nad czym tak się zastanawiasz?
Ciepły oddech na jego karku przyprawił go o ciarki, a do tego nagłość tej interakcji nieco go wystraszyła. Odskoczył więc bezwiednie, obracając się przy tym w kierunku stojącego za nim, wyszczerzonego Josha.
- Czemu stoisz na trawniku? Mogłeś po prostu poczekać przed drzwiami.
- Wystraszyłeś mnie! - odparł Tyler wymijająco, przybierając przy tym swoją udawanie obrażoną minę. Nie miał najmniejszego pojęcia, jak miał znowu wytłumaczyć się Joshowi swoich dziwnych rozmyślań bez czucia się przy tym jak skończony idiota. Na szczęście Dun nie drążył dalej tematu. Po prostu objął go ramieniem, przyciągnął do siebie i przycisnął usta do jego potarganych włosów. Powoli przesunął wzrok w kierunku, w którym patrzył Tyler i spróbował znaleźć punkt, w który tak usilnie wpatrywał się przed chwilą brunet. Nie był pewien, czy potrafi go zlokalizować, ale mimo to nie odezwał się nawet słowem. Stali tak więc przez chwilę w ciszy, patrząc przed siebie w zamyśleniu.
Byli ze sobą już niemalże rok. Pierwsze miesiące upłynęły im w spokoju i zgodzie, dogadywali się lepiej, niż którykolwiek z nich mógł przypuszczać. Lato minęło im na wycieczkach za miasto, spacerach po krawężnikach ulic przedmieścia i godzinach spędzonych na oglądaniu razem seriali. Z każdym kolejnym mijającym tak dniem w Tylerze rosło wrażenie, że tak było już zawsze. Że znają się od początku świata i to się nie zmieni. Nigdy i przez nikogo.
- Nie chcę już do szkoły - wymamrotał nagle Joseph. Jego rozbiegany wzrok trafił na odległy przystanek autobusowy i tam już został, a jego oczy nabrały dziwnej szklistości. Jakaś nieobecność rozlała mu się po twarzy, ale Josh szybko to dostrzegł. Chwycił bruneta za ramiona i lekko nim potrząsnął, jednocześnie opierając brodę na jego głowie.
- To już ostatni rok.
- Wiem.
- Nie wiem czy mnie to dobija, czy cieszy.
- Chyba raczej to drugie.
- Sam nie wiem. - Josh puścił Tylera i stanął obok niego. Potarł lewą dłonią twarz i przeczesał sobie włosy palcami. Głosy dzieci nieco zelżały, a słońce schyliło się jeszcze niżej ku linii horyzontu. - Ale to nieważne. Nieważne. - Potrząsnął głową, czując wzbierający w gardle ścisk. - Będziemy się tym przejmować potem. A teraz chodź, przejdźmy się. Robi się chłodno. - Nie czekając na bruneta, zszedł z trawnika i ruszył wzdłuż ulicy. Tyler szybko go dogonił, po czym wsunął swoją zmarzniętą dłoń w jego ciepłe palce.
CZYTASZ
not today || tøp au
Fanfictiontracę cały ten czas, próbując od ciebie uciec, postradałem zmysły.