Leżeli na dywanie tuż obok siebie, z jakimś dziwnym zainteresowaniem wpatrując się w sufit - głowa przy głowie, ramię przy ramieniu, ciało przy ciele. Ze stojących na biurku kubków z herbatą unosiła się para, tworząc dziwne, wręcz fantazyjne wzory, które kończyły rozpływając się w nicość w ciepłym powietrzu. Wpadające przez odsłonięte okno promienie słońca tańczyły na pokrytych szarą farbą ścianach, odbijając się od małego lusterka stojącego na szafie i finalnie kończąc na różowych włosach i twarzy Josha. Chłopak dłonie złożył na piersi, a po jego bladej, nieco zmartwionej, choć uśmiechniętej twarzy tańczyły drobne, jasne plamki światła. Tyler musiał używać całej siły woli, żeby na niego nie spojrzeć.
- Wiesz, to w sumie zabawne, tak pomyśleć o naszych problemach i jak niewiele znaczą z perspektywy ogromu wszechświata. - Powiedział Dun, w bezruchu wpatrując się w jakiś punkt na suficie.
- Racja. Ale z drugiej strony, musimy tu być w jakimś celu - odparł Tyler, kątem oka spoglądając na miarowo unoszącą się klatkę piersiową Josha.
- Zawsze się obawiałem, że wszystkim rządzi przypadek.
- Co masz na myśli? - spytał brunet, marszcząc brwi. Josh zamilkł na chwilę, jakby próbował znaleźć odpowiednie słowa.
- Lubię myśl, że rzeczy są zaplanowane. - Odpowiedział w końcu. - To dużo bezpieczniejsza opcja niż, jakby, świadomość, że nie powinno nas tu być. Że cała ludzka egzystencja to jakiś dziwaczny zbieg okoliczności i wszystko, co nas otacza, nie ma najmniejszego znaczenia.
- To rzeczywiście byłoby straszne.
Rozmowa ta unosiła się między nimi już od prawie godziny. Obaj upili trochę herbaty, a potem za namową Josha ułożyli się obok siebie na puchatym, szarym dywanie, twarzami do sufitu. Dun wyjaśnił, że zawsze tak robi, kiedy źle się czuje i musi przemyśleć pewne sprawy.
- A co z alternatywnymi rzeczywistościami? - dopytał Tyler, śledząc przy tym wzrokiem lekko podskakującą obok lampy plamkę światła. Niesamowicie lubił rozmawiać na takie tematy. Uspokajało go to - świadomość, że nie tylko on zastanawia się nad nawet najdziwniejszymi aspektami tego, co go otacza.
- Myślę - odparł Josh po chwili namysłu - myślę, że jest coś takiego.
Joseph uśmiechnął się nieznacznie.
- Też w to wierzę.
- Jakkolwiek szalona opcja to nie jest.
- Dokładnie.
- Miło jest w sumie wyobrazić sobie, że jakieś pięć równoległych rzeczywistości dalej mam poukładane życie.
- Tak. To krzepiące.
Josh zamilkł. Chwilę nieobecnym wzrokiem wpatrywał się w sufit, po czym bezwiednie chwycił dłoń Tylera i z głębokim zamyśleniem w oczach zaczął liczyć jego palce, a potem rozpoczął zabawę czarnym pierścionkiem, który Joseph miał założony na środkowy palec. Chłopak, zaskoczony, przerażony i jednocześnie zalany falą błogości ze strachem przyglądał się, jak ciepła lewa ręka Duna trzyma jego prawy nadgarstek, podczas gdy palce prawej tańczą delikatnie po jego skórze, obracając pierścionek raz w jedną, raz w drugą stronę.
- C-co robisz? - wykrztusił wreszcie Tyler, patrząc rozszerzonymi oczami na ich złączone delikatnym dotykiem dłonie. Miejsca, w których ich skóra się stykała, zdawały się go palić.
Na jego słowa Dun otrząsnął się z dziwnego stanu. Zamrugał parę razy, a mgła zniknęła sprzed jego oczu. Jak oparzony puścił rękę Tylera i momentalnie czerwieniejąc, zerwał się na równe nogi. Podszedł do okna i wbił wzrok w coś na zewnątrz, jednocześnie chwytając się za włosy. Zmartwiony takim obrotem sprawy Joseph usiadł, przenosząc wzrok ze swojej prawej dłoni na Duna.
CZYTASZ
not today || tøp au
Fanfictiontracę cały ten czas, próbując od ciebie uciec, postradałem zmysły.