Tyler siedział na łóżku po turecku, rękami podbierając brodę i wpatrując się w leżącą przed nim poszarpaną serwetkę. Brwi ściągnięte miał w głębokim zamyśleniu, szczękę zaciśniętą, a na jego czole uformowała się pozioma kreska. W głowie chłopaka dosłownie odbywała się walka, a raczej kompletnie bezowocna i nie idąca do żadnych konkretnych konkluzji konwersacja między uczuciami a rozsądkiem.
Wypisany tępym ołówkiem numer telefonu Josha był już lekko przetarty, a sam kawałek cienkiego materiału wyglądał, jakby miał za sobą dwie wojny światowe, a nie niespełna trzy dni na dnie plecaka. Poza tym Tyler bez przerwy miął serwetkę w dłoniach, jakby miała w ten sposób magicznie ożyć i powiedzieć mu, jakie rozwiązanie będzie tym właściwym.
Bo on naprawdę nie wiedział.
Była to dla niego decyzja tak trudna do podjęcia, że nie potrafił tego ubrać w słowa. Z jednej strony bał się jak cholera, tak bardzo, aż tracił oddech, a serce zaczynało bić mu zdecydowanie zbyt szybkim rytmem. Na czole zbierały mu się krople potu, a dłonie drżały na myśl, że Josh mógłby nie odpisać albo nie odebrać i zupełnie go olać. To byłby dosłownie najgorszy możliwy scenariusz i chłopak za nic nie wiedział, jak wyszedłby z takiej sytuacji w jednym mentalnym kawałku.
Z drugiej strony jednak stała ciekawość wymieszana z tęsknotą tak silną, że Josephowi aż zbierało się na płacz. W końcu to przed sobą przyznał - tęsknił za obecnością chłopaka, który pachniał gumą balonową i w cieplejsze dni jeździł do szkoły na deskorolce. Chłopaka, który zadbał o niego, gdy był samotny i chory, który śmiał się do niego z końca stołówki i z którym zatańczył w pozbawionym świateł holu, ostrożnie obejmując jego biodra.
I bał się. Bał się tak, że przerażenie ściskało mu gardło, tętnice i większość mięśni. Strach przed odrzuceniem go paraliżował.
Tyler przełknął z trudem ślinę, z roztrzęsieniem spoglądając na zmaltretowaną serwetkę. Jego palce już kilka razy zawisły nad klawiaturą telefonu, ale za każdym razem w ostatniej chwili się wycofywały. Obawy były wciąż nieco silniejsze od uczuć, jakie chłopak przejawiał w kierunku Duna.
Pisać.
Nie pisać.
Pisać.
Nie pisać.
Pisać.
N i e.
Psychomachia.
Tyler westchnął ciężko i schylił się, ukrywając twarz w dłoniach. Był naprawdę zmęczony. Sobą, tym co się działo wokoło niego i czuciem. Doszedł do prostego wniosku, że emocje są naprawdę do niczego i przynoszą więcej zawodu niż radości.
Opanuj się i napisz do niego wreszcie.
Tyler poczuł się, jakby ktoś go kopnął w tyłek. Gnany tym wewnętrznym głosem, jakimś dziwnym przeczuciem, rozżaleniem tak silnym, aż bolało go w piersiach i tęsknotą panoszącą się po jego ciele, wysłał na numer podany na serwetce jedno słowo.
Natychmiast zalała go fala wstydu i strachu. Jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu, nieruchomo wpatrując się w wysłaną wiadomość.
do: josh
hej:)Tyler zaczął się trząść. Całe jego ciało wpadło w konwulsyjne drgawki, a tlen uciekł z płuc. Ściskanie między żebrami stało się tak silne, że chłopak aż zapragnął zawyć z bólu.
A potem, zupełnie nagle i niespodziewanie, przyszła odpowiedź, zupełnie jakby Dun cały ten czas czatował przy telefonie niczym przy drzwiach na imprezie u Brendona.
CZYTASZ
not today || tøp au
Fanfictiontracę cały ten czas, próbując od ciebie uciec, postradałem zmysły.