》35《

822 82 11
                                    

Twilight usiadła przed swoją toaletką. Chwyciła w objęcia amarantowej magii srebrną szczotkę i zaczęła powoli rozczesywać swoją granatową grzywę. Jej asystent wdrapał się na dość wysokie łoże i ułożył na nim. Gdy w końcu znalazł idealną pozycję, spojrzał na przyjaciółkę. Na razie nie zwracała na niego większej uwagi.

- Czy twoi rodzice o tym wiedzą? A Shining Armor? – zapytał smok, obserwując ją jednym otwartym okiem.

Księżniczka zmieszała się, gdy tylko usłyszała te słowa. Nie orientowała się, co ma mu odpowiedzieć. Poza tym, skąd on miał takie podejrzenia?

- Nie wiem, o czym mówisz, Spike – odparła, przełykając nerwowo ślinę. Nawet przez chwilę wydawało jej się, że utknęła w przełyku.

- Nie udawaj, Twilight. Widziałem was. I to bynajmniej nie były tylko niewinne pocałunki – rzekł. Nagle podniósł się i podszedł do niej. Jednak ona w ogóle nie odwróciła się w jego stronę. – Kiedy był ten pierwszy raz...? – zapytał.

Położył łapy na jej ramionach i delikatnie wmasowywał się w jej sierść. Wiedział, że klacz uwielbia takie zabiegi. Od razu poczuł, jak jej spięte mięśnie powoli rozluźniają się. Usłyszał jej pełen ulgi oddech. Mimo że dawno już tak nie robił, doskonale pamiętał każdy jej gest.

- Spike... proszę cię, przestań...

Lecz masaż tylko pogłębił się.

- Jestem w tym ekspertem, Twilight. Pozwól mi ocenić, kiedy będzie idealny moment na zakończenie – powiedział. – Widzę, że tego potrzebujesz – wyszeptał jej do ucha.

Lawendowa klacz wzdrygnęła się. Mimo że smok był jej oddanym przyjacielem, jakoś nie potrafiła się tym z nim podzielić. To w końcu dość intymna kwestia.

- Już prawie świta, Spike. Wracaj do łóżka – poleciła. Aczkolwiek w tonie jej głosu można było doszukać się rozkazu.

- Pójdę, jeśli tylko odpowiesz na moje wcześniejsze pytanie – stwierdził. Twilight obruszyła się. Ale przecież i tak dłużej nie wytrzyma. Prędzej czy później smok sam pozna prawdę.

- Około miesiąc temu – westchnęła.

- Miesiąc? – powtórzył. – Zrobiłaś to z Nim już na początku?

- Tak. Nie panowałam nad sobą. Błagam cię, nie mów rodzicom. Ani Shining'owi. Załamią się, jak to usłyszą. Przecież oni są za tym, by czekać do ślubu. Spike, jeżeli się dowiedzą... będzie po mnie. Wydziedziczą mnie – zaczęła panikować.

Smok położył palec na jej ustach, tamując wylew niepotrzebnych słów. Nie lubił zbytnio u niej tej skłonności do paniki. Uśmiechnął się, kiedy uzyskał kontakt wzrokowy.

- Przestań... Zbyt cię kochają, by to zrobić. Poza tym, to jest niemożliwe. Ale gdy wrócimy do Ponyville, nie pozbędziesz się pytań Rarity, co do tego – rzekł i odwrócił się.

Ponownie z trudem wszedł na pościel i próbował zasnąć. Szybko znalazł się w Krainie Snów, bowiem był bardzo zmęczony. Wyczerpał siły na obserwacje Sombry i Twilight. Siedział tak długo tylko po to, by upewnić się, czy ma rację. No i jak zwykle okazało się, że jednak nie mylił się, układając w całość Ich relację. Jednak jednego nie mógł pojąć. Jakim cudem jego przyjaciółka tak szybko się Mu poddała? Czyżby faktycznie znalazła już tę prawdziwą miłość...?

***

Uchylił leniwie powieki, kiedy tylko promienie słoneczne oświetliły jego twarz. Przekręcił się na drugi bok z cichym westchnięciem. Nie chciało się mu podnosić. W końcu jednak zmusił się do podparcia. Rozejrzał się po komnacie przyjaciółki, ale nigdzie jej nie dostrzegł. Czyli musiała po prostu wstać wcześniej. Skierował wzrok na zegar. Południe. Świetnie. Przespał już prawie cały dzień.

Wybiegł z pomieszczenia. Starał się zarejestrować jakikolwiek dźwięk, ale nie udawało mu się to. W całej budowli było tak beznadziejnie cicho. Pochwaliłby to, gdyby wiedział, na czym stoi. Zamek Canterlot nie był jego mocną stroną. I w ogóle nie miał pojęcia, gdzie się udać. Tym bardziej, że budowla była całkiem spora.

Zajrzał do królewskiej kuchni, lecz nikogo nie dostrzegł. Minął bibliotekę, ale nawet tam, ku jego osobistemu zdziwieniu, nie było Twilight Sparkle. Przebiegł nagle obok dość dużego okna. Było ono zapewne wyjściem na taras. Poszedłby dalej, gdyby nie mignęła mu szara sylwetka. Zawrócił i przyległ do czystej, szklanej powierzchni. Na ławce w ogrodzie canterlockim siedział Sombra, a do niego przytulała się lawendowa klacz.

Smok poczuł w gardle coś na kształt odruchu wymiotnego. Nie gustował w takich scenach. Nie rozumiał wtedy wielu rzeczy. A już na pewno tego, że bezduszny dyktator Kryształowego Imperium zakochał się w księżniczce, której obowiązkiem było szerzenie przyjaźni. Przyjaźni! Czyli pojęcia zupełnie dla Niego względnego.

Westchnął, siadając na ziemi. Jakoś nie miał ochoty, by do Nich schodzić. Zresztą, czuł się tutaj jak piąte koło u wozu. Oni pałali do siebie bezgranicznym uczuciem, podczas gdy on jedynie Im przeszkadzał. Teoretycznie, wczoraj mógł to uznać za przysługę, ale tak codziennie? To robiło się nudne.

Uniósł wzrok i zobaczył tych dwoje liżących się wzajemnie. Powstrzymał się przed rzuceniem jakiegoś komentarza i po prostu odsunął od okna. Raz na jakiś czas przyda im się chwila prywatności. Chociaż... czy nie mieli jej ostatnio aż nadto? Skoro postawili w związku tak dalekosiężne kroki, to... może...?

***

- I co? Poszedł już? – zapytała prawie niedosłyszalnie lawendowa klacz.

- Owszem. Nie widać go – przyznał król, uśmiechając się.

Wczoraj jeszcze mógł darować smokowi zastanie Ich akurat w tym dwuznacznym momencie, ale codziennie to stanowczo zbyt często. Nie mógł pozwolić, by czuł się aż tak swobodnie w Jego zamku. Tym bardziej, że i tak już na za dużo pozwolił. Stanowczo za dużo. Miał szczęście, iż Spike nie znosił podobnych widoków i sam się usunął. Po prostu nie chciało Mu się interweniować jakimś innym sposobem. Ten w zupełności wystarczył.

- Niepotrzebnie nam wczoraj przerwał... – westchnął władca. Poczuł jak przytulona do Niego klacz lekko się wzdryga. – Coś nie tak, Wasza Wysokość?

- Nie... W porządku. Tak tylko... Nic ważnego – stwierdziła. Przymknęła powieki, opierając głowę na Jego barku. – Jakie plany na dziś?

- Dziś? – powtórzył po niej. – Dziś pójdziemy do miasta. Tym razem nasz tradycyjny spacer odbędzie się w Canterlocie. Także... zapraszam, Wasza Wysokość – uśmiechnął się i wyciągnął ku niej swoje kopyto.

Twilight niemal od razu zeskoczyła z ławki i wymijając Go pokłusowała przed siebie.

- Ścigamy się? Kto pierwszy na dziedzińcu – zarządziła i zniżyła się nieco. Król podszedł do niej.

- Nie masz szans – rzekł i zajął miejsce obok niej.

- Nie? Jeszcze zobaczymy – powiedziała, uśmiechając się. – Trzy, dwa, start! – krzyknęła i rozłożyła skrzydła, wzbijając się w powietrze.

Poleciała w wybranym kierunku. Starała się otrzymać tempo godne jej tęczowej przyjaciółki. Władca natomiast zamienił się w zwyczajowy, fioletowy dym i ruszył za księżniczką.

✓ My Little Pony: Gdzie Ścieżki Mają Swój Początek [Twibra/Somlight]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz