》42《

743 86 20
                                    

- Spike? Po co nas tu sprowadziłeś? – zapytała zaskoczona Applejack, widząc resztę przyjaciółek w głównym holu. Jej powiedział, że musi przyjść, by poprzycinać rośliny doniczkowe w pałacu. Ale reszta? Po co wszystkie na raz?

Smok zaczął iść w kierunku tylko sobie wiadomym. Powierniczki podążyły za nim.

- Najpierw wytłumaczcie mi, co się stało w Canterlocie. Odkąd wróciła i przeprosiła mnie, nie mogę od niej nic wyciągnąć. Ciągle jest jakaś nieobecna.

- Z chęcią byśmy ci powiedziały, ale same nic nie wiemy – odparła półszeptem Fluttershy.

- Jak to...? Przecież byłyście tam – zwrócił się do nich.

- Tak, ale... Sombra rzucił na nas zaklęcie bezruchu. Gdy znów się otrząsnęłyśmy, Twilight zniknęła – kontynuowała Rarity.

Spike zamyślił się. Pewnie wtedy musieli odbyć jakąś poważną rozmowę. Ale na tyle poważną, że aż uciekła stamtąd z płaczem, przepłakała całą noc i połowę dnia? Coś grubego musiało się między Nimi wydarzyć. Tylko co? Chociaż... jakby się tak nad tym zastanowić to... czy Oni przypadkiem ze sobą nie skończyli?

Nagle stanął jak wryty, wbijając wzrok w ścianę przed sobą. To miało sens. Nawet całkiem sporo. Czyli dlatego księżniczka była nie do życia. W jednej chwili zrobiło mu się źle na sercu. Przecież mógł to wcześniej pojąć. Westchnął ciężko i objął wzrokiem wszystkie klacze.

- Już wiem – ogłosił.

- Niby co? – odburknęła Rainbow Dash.

Cały czas wisiała w powietrzu, udając, że nie obchodzi ją ta cała sytuacja. Jeżeli lawendowa alikorn cierpiała przez Sombrę, to tylko na własne życzenie. Wszak miała ogrom szans, by odwrócić się od Niego i z powrotem zamieszkać w Ponyville. Nawet ona wraz z Applejack kilka razy wmawiała jej, że to nie jest dobry pomysł. Jednak władczyni wiedziała lepiej. To teraz ma za swoje.

Błękitna klacz skrzyżowała kopyta na piersi.

- Możliwe, że On jest przekonany, iż to właśnie Twilight sprowadziła was i księżniczki do zamku Canterlot. I najzwyczajniej ją o to posądził, kończąc ich znajomość – powiedział.

- Łał, Spike... – westchnęła znudzona tęczowogrzywa. – Nie mów, że dopiero teraz to pojąłeś – Lecz smok patrzył na nią z niezrozumieniem. – Ech, naprawdę? Nic? Przecież to było zbyt oczywiste. Ogarnijcie się w końcu!

- Dobra, nieważne – Applejack spławiła ją, odwracając się. – Chodźcie, musimy zobaczyć, w jakim ona jest stanie – stwierdziła i udała się przed siebie. Przyjaciółki śledziły każdy jej krok. Lecz farmerka szybko zorientowała się, iż właściwie nie wie, gdzie znajduje się Twilight. – E, Spike? To... w którą stronę? – Smok tylko wskazał łapą na wrota sali tronowej. – Dzięki.

***

Księżniczka Przyjaźni leżała na swoim tronie, kompletnie nic nie robiąc. Nawet nie starała się myśleć o czymkolwiek. Jej umysł był tak pusty, jak ten przeklęty zamek. Westchnęła, opierając głowę na poręczy.

Nagle usłyszała jakieś hałasy dobiegające zza zamkniętych drzwi. Szybko rozpoznała głosy Spike'a i przyjaciółek. Pewnie spierali się o nią. No bo po co innego smok miałby je tu ściągać? Chyba, że przyszły z własnej woli, ale raczej nie. Miały ważniejsze obowiązki, niż szlajanie się po domach innych.

Wtem usłyszała, jak wrota za jej grzbietem otwierają się. Nie chciało jej się odwracać. Wciąż niemo obserwowała marmurowe oparcie swojego tronu. Zdawało jej się nawet, jakby sześcioramienna gwiazda była jakaś przygaszona. Może... wzorowała się na jej emocjach?

- Twilight! Jak dobrze cię widzieć! – krzyknęła imprezowiczka, wywołując nieznośną kakofonię w głowie młodej klaczy. Jej pyszczek wykrzywił grymas bólu, gdy poczuła silny uścisk przyjaciółki.

- Nie tak m-mocno, Pinkie – wydyszała, pomiędzy łapczywymi wdechami powietrza.

- A, wybacz, Twi – odparła i odstawiła ją na podłogę, odsuwając się.

- Co się dzieje? – zapytała Fluttershy.

- Nic ważnego – zdobyła się na wymuszony uśmiech. – Niepotrzebnie Spike was tu sprowadzał.

Odwróciła się i podeszła do okna. Miała stąd doskonały widok na Ponyville i oczywiście zamek Canterlot. Poczuła ponownie ukłucie w sercu. Brakowało jej Go. Szkoda tylko, że On nie był skłonny do uwierzenia w jej słowa. Był święcie przekonany, że to właśnie ona stała za atakiem księżniczek.

Podparła pyszczek kopytkami, rzucając wzrokiem na pełne mieszkańców uliczki miasteczka. Chciałaby znów żyć, nie przejmując się niczym, jak wcześniej u Jego boku. Ale wszystko się zmieniło. A najzabawniejsze było to, że chciała tylko dostarczyć list przyjaciółkom.

Uśmiechnęła się smutno. Potem wydarzenia potoczyły się tym torem tylko przez jakąś zwykłą przesyłkę. Wystarczyło ją podać Spike'owi do wysłania i zaoszczędziłaby sobie, Jemu, przyjaciółkom i księżniczkom wielu krzywd. Czy naprawdę była aż tak głupia?

- Twilight, widzimy przecież, że cierpisz. Co się wtedy między wami wydarzyło? – zapytała Rarity, odgarniając lśniące loki na bok.

- Przecież już to ustaliłyśmy! – wybuchła Rainbow. Jednak klacze zgromiły ją wzrokiem. Dash od razu stanęła na ziemi, składając skrzydła. Może nie powinna być aż tak porywcza. – Ups, sorki.

- Nic się nie stało, Rainbow – wyszeptała księżniczka. Przekrzywiła lekko głowę, ciężko wzdychając.

Przyjaciółki zamyśliły się przez moment. Gdyby Twilight przeprowadziła z Nim spokojną rozmowę, wszystko byłoby w porządku. Lecz to nie miało racji bytu. On na pewno nie chciał nawet widzieć jej na oczy. A ona nie byłaby w stanie z Nim rozmawiać. Ale przecież one mogłyby pójść do Niego i wytłumaczyć całe zajście. Aczkolwiek jakie miały szanse, że On je w ogóle wpuści do zamku Canterlot? Tak na dobrą sprawę, to... żadnych. Ale wypadałoby przynajmniej spróbować.

Powierniczki Elementów Harmonii cicho wycofały się z sali tronowej. Musiały dostać się do stolicy. Poinformowały tylko Spike'a o swojej decyzji i ruszyły.

Zupełne milczenie panowało między nimi. Nie wiedziały, czego mają się spodziewać. Może będzie tak, że zawrócą i nic nie zdziałają? A może On wtrąci je do lochów? Lub jeszcze gorzej? Poczuły mrowienie na grzbietach. Wprawdzie bały się tam iść i stanąć z Nim w pojedynkę. On był nieobliczalny. W takich chwilach, jak ta zastanawiały się, jakim cudem Twilight zakochała się w Nim, zyskując tym samym też Jego miłość. To było... dziwne.

Stanęły tuż pod ciemną kopułą i uniosły wzrok na zamek. Pokryty był czarnymi diamentami, a nad nim kłębiły się burzowe chmury. Przełknęły ślinę.

- Na pewno chcemy tam wejść? – zapytała Rainbow.

- Robimy to dla Twilight – odparła Applejack, nasuwając kapelusz na głowę. – Więc chcemy.

Zgodnie dotknęły kopuły i zastukały. Przez chwilę odpowiadała im tylko cisza.

- Może... nie ma Go w domu? – uśmiechnęła się głupio błękitna pegazica.

Lecz w tym momencie szara ściana zatrzęsła się, robiąc wnękę, w której mógłby się zmieścić tylko jeden kucyk. Przyjaciółki spojrzały po sobie. Żadna z nich nie miała odwagi przekroczyć granicy. Jednak musiały. Dla dobra własnej przyjaciółki. Pierwsza, o dziwo, kroki postawiła Fluttershy. Klacze z zaskoczeniem obserwowały jej pewne gesty.

Kiedy różowogrzywa stanęła w środku, pozostałe poszły w jej ślady. Gdy wszystkie były na terenie pałacu Canterlot, wejście zamknęło się.

Powierniczki uniosły wzrok ku górze. Z tej perspektywy zamek wyglądał jeszcze bardziej przerażająco. Lecz musiały dostać się do Niego. I wyjaśnić pewne kwestie.

✓ My Little Pony: Gdzie Ścieżki Mają Swój Początek [Twibra/Somlight]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz