POV Scott
Przyjechałem do kliniki od razu po wyjściu mojego najlepszego przyjaciela, którego opętał zły lisi duch. Czekali już tutaj na mnie Lydia, Allison, Isaac oraz Deaton. Wszyscy staliśmy przy blaszanym stole, na którym zwykle ciemnoskóry weterynarz pomaga chorym zwierzętom i czasem nam, nadprzyrodzonym stworzeniom. Omawialiśmy sytuację, którą zastałem u szeryfa.
- Stiles mówił ojcu, żeby mówić do nich w liczbie mnogiej. Mówił też, że razem mają większą moc. Ktoś wie, co to może oznaczać dla niego i dla nas? - spytałem po dłuższej ciszy kończącej moje wcześniejsze sprawozdanie dotyczące wymiany zdań poprzez dwóch Stilinskich.
Weterynarz oparł się o stół i przetarł rękami swoją łysą głowę, będąc w głębokiej zadumie, w której zapewne szukał odpowiedzi na moje pytanie. Lydia ze zdenerwowania zaczęła maszerować wzdłuż kliniki.
- Powiedział, że są razem silniejsi. - dopytał się Deaton. Być może miał już swoje podejrzenia, lecz zanim je ujawni, chce mieć zapewne stuprocentową pewność, iż się nie myli.
- Teraz przydałoby się logiczne myślenie Stiles'a- powiedziała na głos zielonooka, w końcu się zatrzymując. Wszyscy myśleliśmy o tym samym, lecz tylko ona odważyła się wypowiedzieć te słowa.
- Przydałoby się... - westchnęliśmy razem z All. Nasze spojrzenia się skrzyżowały i moje serce leciutko zatrzepotało w mojej klatce piersiowej. Kocham ją, ale nie jestem na tyle głupi, aby wierzyć, że ona do mnie wróci. Choć widzę, że nadal coś do mnie czuje, ale nie zamierzam przeszkodzić jej i Isaackowi w ich miłości. Każdy powinien mieć kogoś. Ja mam mojego najlepszego przyjaciela, choć może teraz nie... To wszystko przez tego Nogitsune!
Chcę się zaszyć w swoim pokoju i płakać jednocześnie szukać rozwiązania, ale nie mogę. Jestem Alfą i wymaga się ode mnie, abym silny, nawet za cenę utraty przyjaciela. Wszystko, co spotkało Stilinskiego, było i jest tylko moją winą. Zapewne nigdy mi tego nie wybaczy.
- A może połączyli się razem ze sobą, tworząc układ... - Dalej spekulował mój mentor. Rozejrzałem się po wszystkich skupionych twarzach, raczej nikt nie zauważył znacznej zmiany na mojej twarzy. Chciałbym się teraz znaleźć wszędzie, byle nie tutaj... Może na boisku do lacrossa razem ze Stiles'em, który zawiózłby nas tam swoim niebieskim Jeepem?
- Jak to? - zapytała z niedowierzaniem, malującym się na jej delikatnej twarzy z zaostrzoną brodą, Allison.
- Lydia, Scott jedźcie wypytać się szeryfa o jak najdokładniejszy przebieg ich rozmowy, musimy więcej się dowiedzieć, abym mógłbym być pewien. All, Isaac poszukacie informacji w Bestiariuszu. - rozkazał weterynarz, niczego nam nie tłumacząc.
Zakasaliśmy rękawy. Allison i Isaac zaczęli przeglądać jej rodzinną księgę, a ja z Lydią pojechaliśmy moim zielonym motorem do szeryfa.***
Lydia nacisnęła dzwonek do białych drzwi domu Stilinskich. Zwykle nie musieliśmy kłopotać się dzwonieniem tutaj, ale teraz sytuacja wyglądała całkowicie inaczej. Nie było z nami Stiles'a...
Drzwi otworzyły się powoli, wyjrzał z nich niezaskoczony naszym przybyciem szeryf. Truskawko-blond włosa Lydia uśmiechnęła się nieśmiało.
- Dzień dobry panu, chcieliśmy porozmawiać o całej rozmowie pana z nimi. - Dziewczyna specjalnie nie wypowiedziała imię jego syna ani imienia złego lisiego ducha.
-Tak sądziłem, że niedługo przyjdziecie- odpowiedział starszy mężczyzna ubrany w prywatne ubranie, w którym rzadko go widujemy. Za pewnie Stiles widzi go częściej poza służbowym ubiorem, lecz nam ten widok jest tak rzadki, jak uśmiech Dereka. - Wejdźcie- Zaprosił nas do środka, otwierając, szerzej drwi.
Przeszliśmy od razu do salonu, gdzie usiedliśmy na zielonej sofie razem z Lydią, czekając jednocześnie na nasze herbaty. Rozejrzałem się po wnętrzu, wszędzie walały się brudne kubki po kawie, papierzyska i puste talerze.
Dom załamanego człowieka. - Pomyślałem.
Kiedy o tym pomyślałem, przyszedł do nas szeryf, niosąc nasze naparstki.
- Zanim zadacie jakiekolwiek pytania, co do mojej rozmowy z nimi. Musicie wiedzieć, iż nagrałem ją na dyktafon.- Przełknął głośno ślinę, jednocześnie siadając naprzeciw nas na zielonym fotelu.- Sądzę, iż oni go włączyli...
- Ale czemu?- Zastanowiłem się głośno, gdy siedząca obok mnie dziewczyna upiła łyka gorącej mięty.
- Gdy miewałem ciężkie dni w pracy, Stiles nagrywał na dyktafon różne zagadki, kiedy mnie nie było. Miałem je rozwiązywać. Kiedy ich słuchałem, robiło mi się od razu lepiej na duszy i wiedziałem, że mam wsparcie w swoim synu. - Wyjaśniał Stilinski, przełykając łzy smutku.- Dlatego myślę, iż to on, a nie oni włączyli ten dyktafon.- Wyjął dyktafon z tylnej kieszeni swoich jeansów i położył na stoliku do kawy.
- To by oznaczało, że...- rozpoczęła Lydia. Wszyscy wiedzieliśmy, o co jej chodzi.
- Że mój syn chce się stamtąd wydostać. - dokończył ojciec mojego najlepszego przyjaciela.
- Zaczynamy? - spytałem, a w odpowiedzi kiwnęli głowami.
(Nie będę pisać całego przebiegu rozmowy, bo możecie się cofnąć do poprzedniego rozdziału. Przejdę tutaj do sceny po tym, jak Stiles z Nogitsune wychodzą z komisariatu).
Końcówka nagrania:
- Stiles czekaj! - krzyczał kilka razy szeryf z dyktafonu.
- Przepraszam pana. - Przeprosił drugi ja. Mój głos dziwnie brzmiał w tym małym urządzeniu.
- Nic się nie stało Scott i tak za pewnie niedługo by uciekł.
- A dlaczego przyszedł?- Spytałem wtedy.
CZYTASZ
Mroczny Ja (Stiles/Nogitsune) [Zakończone]
FanfictionStiles po wpuszczaniu Nogitsune do swojego umysłu, aby uratować Malię. Próbuje walczyć, lecz mrok jest zbyt kuszący. W końcu Stilinski współpracuje ze złym Kitsune, co prowadzi do wielu krzywd i rozlewu krwi. Najbliżsi starają się uratować chłopaka...