Alisson death

560 32 34
                                    

*Śmierć Alisson

Stiles:

Jechaliśmy moim Jeep'em do opuszczonego obozu Oak Creek na walkę o odzyskanie Lydii. Wszyscy mieliśmy się tam spotkać na miejscu.

- Jeżeli jedynym sposobem, żeby go powstrzymać będzie zabicie go i jednocześnie mnie, nie krępujcie się. - powiedziałem z przekonaniem, ale wiedziałem, że chociażby to było jedyne rozwiązanie- a nie jest- i tak tego by nie zrobili.

- Uratujemy ją i ciebie. - rzekł pewnym siebie głosem McCall.

-A tak przy okazji śmierci. Wszyscy się zastanawiamy, czy jeżeli ty tak źle wyglądasz, to on wygląda sto razy lepiej? - zapytał poważnie z uśmiechem na ustach Isaack.

Scott spojrzał na niego karcącym wzrokiem, a ten się lekko zgarbił.

- No co? Źle powiedziałem?- Obruszyła się beta.

- Nie, ale to nie jest ważne, jak ja wyglądam ani jak on. - wymamrotałem.

- My się po prostu o ciebie martwimy, Stiles. - powiedział cicho meksykańczyk, a po chwili dodał ze smutkiem:- Czuję przecież, jak cierpisz. Czuję twój ból oraz widzę, jak się z nim zmagasz.

- To co!?- odparłem wkurzony. Zamknąłem oczy, chcąc powstrzymać gniew. - Najważniejsza jest teraz Lydia! Nie ja! - Tak naprawdę Lydia nic mnie w tej chwili nie obchodziła. Obchodziło mnie natomiast śmierć, która miała ulżyć mojemu cierpieniu. Ale cóż... musiałem grać.

Dojechaliśmy na miejsce i stanęliśmy przed bramą do Oak Creek, czekały tam na nas już Kira i Alisson. Scott jakby nie mógł się oprzeć przemowie.

- W zeszłym tygodniu staliśmy tak, aby pomóc Malii, a dziś musimy pomóc naszej przyjaciółce. - Nuuuudyyyy. Możemy już iść? - Musimy pomóc Lydii Martin!- Zakończył, a ja myślałem, że będę musiał coś dodać, ale chyba wystarczyło, że robiłem smutną minę.

- Jest jedną z nas. Jest niezastąpioną przyjaciółką. Trzeba ją odbić! - mówiła dobitnie Ali.

- Może jej nie znam zbyt dobrze, ale nikomu nie życzę, żeby był w jego łapach. - wymamrotała Kira, a ja miałem ochotę ją uderzyć. On był też mną! Po części, ale był. Poczułem się obrażony.

- A mi się po prostu nie chciało odrabiać lekcji. - powiedział obojętnie Isaack i ruszył w stronę bramy.

Wszyscy się na niego spojrzeli z niedowierzaniem. Oprócz mnie, ja przyglądałem mu się z lekkim rozbawieniem. Dobrze to ujął.

Przeszliśmy przez bramę i ku naszemu zdziwieniu, na placu przed budynkiem czekała na nas matka Kiry z sześcioma Oni.

- Kira wracaj do domu! To nie twoja walka! Ja go muszę zniszczyć. - Gdy to powiedziała Oni za nią zniknęli. Pewnie poszli po Nogitsune, cóż w duchu życzyłem im powodzenia... choć nie mogli tego usłyszeć.

- Isaac, Alisson i Kira wy tu zostańcie, a ja ze Stiles'em pójdziemy poszukać Lydii. - rozkazał alfa i grzecznie go posłuchałem, udając się za nim w stronę budynku.

***

Nogitsune:

Wszedłem do tego okrągłego pomieszczenia, gdzie zamknąłem Lydię. Czułem Stiles'a. Wiedziałem, że przybyli po Lydię i maja Oni. Doskonale się spisał. Czułem, jak biegnie korytarzem, żeby tutaj dotrzeć. Był podekscytowany tak jak i ja.

- Przyszli.- Po prostu stwierdziła, na pewno słyszała dźwięk stup biegnących po betonie.- Zaraz umrzesz. - syknęła blondynka.

I dokładnie, jak w zegarku. Kiedy to powiedziała zewsząd otoczyli mnie Oni. Wyciągnąłem ostatni lisi ogon, który wyglądał jak czarny sztylet i kiedy mroczne widma szykowały się do przeszycia mnie swoimi katanami złamałem go na pół. Raptownie poczułem, iż mam nad nimi władzę. Zniknęliśmy i pojawiliśmy się na głównym placu.

Mroczny Ja (Stiles/Nogitsune) [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz