Rozdział 13

78 11 0
                                    


Baza okazała się mniejsza niż ją sobię wyobrażałam. Siedząc na dachu hangaru poatrzyłam na zachodzące słońce. Myślałam o Bambelbi. Czemu akurat on ? Z zamyślenia wyrwał mnie głos Dina.

-Katarino choć sybko. -Poprosił. Zleciałam z dachu i wylądowałam na jego raminiu.- Musisz coś zobaczyć. Dostaliśmy wiadomość od Deseptikonów.

Gdy wypowiedział ostatnie słowo myślałam ,że zemdleje. Obawiałam się już najgorszego. Mogliby go nawet zabić.

Na jednej ze ścian był właśnie odtważany film. Na początku był duży szary robot.

-Megatron. - Powiedział Prime. - Mogłem się tego spodziewać.

-Autoboty. - Zaczą się film. - Oddajcie nam dziewczyne. -Pokazał Bambeli zakutego w łańchy. Jeden z robotów przykładał mu pistolet do głowy. - Albo wasz przyjaciel zginie. O północy do waszej bazy przyjeli nasz Kruk. On wskaże dziewczynie gdzie jesteśmy. I nie próbujcie sztuczek. Dziewczyna ma być sama. - Tu się urwało.

Zapadła cisza. Na twarzy Optimusa było widać złość a na innych napięcie. Postanowiłam przerwać tą niezręczną cisze.

-Pójde. -Oznajmiłam ,nie czekajać na ich reakcje.

-Nie ma mowy. - Pierwszy wyrwał się Prime. - Nie mam gwarancji ,że jeśli cię im oddamy to Bambeli przeżyje.

-Skoro nie mogę iść to w jakim celu były te wszystkie godziny ćwiczeń ? Nie mogę ich nawet wykorzystać w praktyce. Nie będziesz mnie wiecznie trzymać pod kluczem. - Uniosłam się by móc spojrzeć mu w twarz. - Dam rade.

-Twój dar jest bardzo cenny. Nie wiemy jak Megatron zachce cię wykorzystać. - Upierał się przy swoim.

-Poradze sobie. Uwolnie Bi i sama też ucieknę.

-Nie wyrażam zgody. - Oznajmił i wyszdł.

Byłam zła. Nie wierzył we mnie. Czułam to. Jego wzrok wyrażał wszystko. Traktował mnie jak dziecko.

-Musi to przemyśleć. - Powiedział Hand.

-Jego barki są obciążone odpowiedzialnością za ciebie. - Przyłączył się Drift. - Nie może pozwolić by coś tak cennego jak ty ,dostało się w ręce naszego Wroga.

-Ale szansa na to ,że cię puści jest raczej nikła. - Oznajmił IronHaid.

-Czemu traktujecie mnie jak dziecko ?

-Dziewczyno masz niezwykły dar. Nie jeden Autobot czy Deseptikon dał by wszystko by go mieć. Mamy prawo się o ciebie martwić i cię pilnować. - Wtrącił się Crosshair.

Ze złości wyleciałam z hangary i usiadłam na dach. Słońce już zaszło. Starałam się odstresować. Co mnie oni obchodzili. Przecierz zawsze było jakieś wyjście z sytuacji bez wyjścia.

-Dajmy jej spokój. - Zaproponował Dino.

Nie wiem ile siedziałam na dachu ale z pewnością długo. W oddali spostrzegłam ,że coś nadlatuję. Bezszelestnie podleciałam do tego czegość. Był to duży mechaniczny ptak nazwany przez Megatrona Krukiem.

-Widze ,że podjeliście słuszną decyzje.

-Owszem. Prowć do swego pana.

Spojrzał na mnie podejrzanie ale po chwili ruszył. Leciał obok mnie bo chciał mieć nnie na widoku. Gdy wschodziło słońce była wykonczona. Do miasta dotarłam pieszo. Było to niewnielkie pustynne miasteczko z zaledwie kilkoma sklepani i kilkunastoma domkami.

Czułam na sobie wzrok Kruka mimo iż go nie widziałam. Przechodnie dziwnie na mnie patrzyli. Musiałam coś zjeść. Chciało mi się pić i byłam zmęcozna. Poszłam za jeden ze sklepów i wleciałam na dach gdzie zastałam ptaka.

-Ruszajmy dalej. - Rozkazał.

-Nie dam rady. Jesem zmęczona, głoda i chce mi się pić. - Skarżyłam się leżąc na brzuchu. Poczułam metalowe szpony na plecach.

-Jeśli przyniosę ci jedznie i wode, ruszysz dalej ?

-Nazajutrz. - Powiedziałam krótko. - Do tego czasu odpoczne.

Kruk znikną. Leżąc na plecach próbowałam sobie wyobrazić gniew Prima. Lecz i tak moje myśli mimowolnie powracały do obrazu skutego łańcuchami Bambelbi.

Dzień zleciał mi na drzemaniu w cieniu komina i rozmyślaniu o dalszej drodze. Głód i pragnienie nie dawały o sobie zapomnieć a ból głowy zdawał się nie o zniesinia.

Gdy słońce zbiżało się ku zachodowi usłyszałam zgrzyt metalu. Obruciłam głowę. To był Kruk. Niósł w szponach jakąś szmacianą torbę. Rzucił ją obok mnie i przysidł z boku.

-Co to ? - Zapytałam ale mechaniczny ptak tylko skiną głową. Wzięłam torbę i ją otworzyłam. W środku było jedzenie i woda. Spojrzałam na niego podejrzliwie ale nawet się tym nie przeją. W milczeniu obserwował jak jem.

Leżenie na twardym dachu i tak było lepsze niż jakikolwiek ruch. Irytowało mnie tylko to ,że ten kruk cały czasz się na mnie gapił.

-Polece sprowadzić teren. - Oznajmił nagle ale gdy się odwróciłam już go nie było. Ale zaczęłam mieć dziwne uczucie ,że jestem obserwowana. Niechętnie wstałam i rozejrzałam się dookoła. Jak przewidywałam nic nie znalazłam. Na ulicach panowała cisza a jedynym źródłem światła były latarnie.

Lecz kiedy się odwróciłam zaledwie kilka metrów ode mnie stało pięć zakapturzonych postaci. były tak samo ubrane jak te które napadły na mnie w mieście kiedy pojechałam z Codim. Jedna z nich zbiliżyła się do mnie.

-Pójdziesz z nami po dobroci czy ma zaboleć ? - Zapytała dziwnie spokojnym głosem. Zaśmiałam się a z moich dłoni wyrosły dwa ostrza.

-Jeżeli coś będzie kogoś boleć. To was będzą boleć tyłki. - Powiedziałam prowokująco.

Trzech pobiegło do przodu. W każdej dłoni mieli dwa miecze. Uniosłam się w góre co dało mi przewagę. Kopniakiem zrzuciłam jednego z dachu. Drugiemu wbiłam ostrze w plecy. Nie dałam rady go wyjąc więc je zostawiłam. Trzeci napastnik zdążył lekko drasnąć mnie w ramie ale szybko tego pożałował bo przeszyłam mu gardło na wylot.

Nie miałam pojęcia skąd u mnie taka agresja anie siła. Lecz jedno wiedziałam na pewni. To było super ! Zrobiła w powietrzu dwie krótkie kreski ,które zmieniły się w małe sztylety. Dwaj następni napastnicy biegli na mnie. Jednym rzutem wbiłam obu szylet w czoło.

Odetchnęłam. Byłam już trochę zmęczona ale nagle mnie olśniło.

-Nie było ich pięciu ? - Zadałam sobie pytanie i w tej chwili coś powaliło mnie na ziemie.

-Jest w tobie tyle energi. Mojemu panu się to spodoba. - Wyszeptał mi do ucha. Uniosłam się zwalając go z siebie. Z prawej dłoni wyrusło mi ostrze. Podleciałam do niego i przyszpiliłam go do dachu przykładając mu ostrze do gardła.

-Kim jest twój pan ? Deseptikonem ? - Zapytałam ale on tylko się zaśmiał.

-Mój pan jest kimś kto nie dzieli się na dobrych i złych. Bardzo chce cię mieć a skoro nie mogę ci mu dać. - W tej chwili poczułam przeraźliwy bul w okolicach brzucha. Osunęłam się obok postaci. Ostrze zniknęło. - To przynajmniej sprawie ,że nie będziesz taka groźna.

Ciężko mi się oddychało. Miałam mroczki przed oczami. W tej chwili ujrzałam błysk ciemności. Zakapturzona postać padła przecięta na pół. To był robot. Kruk przysiadł obok mnie i zaczą oglądać ranę.

-Sztylet zawiera jakąś toksynę.- Oznajmił z niepokojem. - Musisz mi dać trochę energi tylko wtedy coś zdziałam. - Spojrzał na mnie. Przełknęłam śline. Na mojej dłonie pojawiła się jasnoniebieska otoczka. Dotknęłam kruka i pomyślałam o przekazaniu. Przez oczami zrobiło mi się biało. Było mi zimno i jednocześnie gorąco.

-Ał - Wyjąkałam.

-Jeszcze chwila. - Powiedział. Czułam w brzuchu metalowe pręty choć nie byłam pewna czy tak to mogłam określić. Było mi słabo. Mdliło mnie. Czułam się gorzej niż zbity pies.

Lecz w pewnej chwili poczułam ulgę. Wzrok mi się wyostrzył. Zobaczyłam pochylającego się nade mną ptaka.

-Jak się czujesz ? - Zapytał bez cienia troski.

-Lepiej. - Oznajmiłam lecz po chwili zobaczyłam tylko ciemność.

Żywa energia Cz.1    Energia WszechświataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz