Rozdział 17

62 11 0
                                    


Obudziło mnie wrażenie ,że jestem obserwowana. Nie myliłam się. Znajdowałam się w klatce. Czułam się słaba.

-Sprytne posunięcie. - Powiedział Lok dawm. Znajdowałam się nieopodal miejsca w którym siedział. W ręku trzymał naczynie wypełnione czystą energią. - Wiesz co by się stało gdybym teraz rozbil pojemnik ? - Spojrzał na mnie ale nic nie powiedziałam bo szczeże mówiąc nie miałam pojęcia o co mu chodzi. - Energia wruciłaby do właściciela. Twoje ciało nie wytrzymałoby nadmiaru energi.

-I co ? - Zapytałam tak jakby mnie to nie obchodziło a w rzeczywistości trochę się bałam.

-Jesteś nedznym ssakiem który otrzymał dar przeznaczony dla potomków naszej rasy. Nie wiem dlaczego ani po co. Ale jest pewne ,że coś musi w tobie być. Stwórcy się przejeli.

Oparłam się o drzwi klatki. Ku mojemu zdziwieniu były otwarte. Szybko z niej wyszłam i prubowałam się unieść.

-Jesteś za słaba by używać energi.

-W cale się taka nie czuje. - Skłamałam. Na jego twarzy pojawiło się coś w rodzaju uśmiechu.

-Choć ze mną. - Wstał i wyszedł. Poszłam za nim. Dotarliśmy do czegoś w rodzaju dziedzinca. Zamarłam. - Możesz uratować setke ludzi lub jednego autobota.

W jedenj z klatek znajdowali się zupełnie mi obcy ludzi a w drugiej znajdował się Bambelbi. Podbiegłam do niego.

-Bi to moja wina przepraszam. Nie powinnam iść z Megatronem. - Łzy same leciały mi po policzkach. - Głupia moc.

-To nie twoja wina. Powinniśmy dać ci więcej swobody.

-Nie jesteś mi już potrzebna. Ale muisz podjąć decyzje. - Niecierpliwił się Lok Dawn.

-Ratuj ludzi. - Powidział Bi. - Poradze sobie.

Wcisnęłam dłoń między kraty i dotkęłam jego policzka.

-Uratuje was wszystkich. - Wyszeptałam i podeszłam do robota. - Ludzi zostaw w spokoju. - Powiedziałam.

-Skoro tak. - Pociągną za dźwignię a pod obiema klatkami otworzyły się zapadnie. Zamarłam.

-Powiedziałeś ,że mogę uratować jedną klatkę. - Pobiegłam do zapadnij. Spojrzałam przez ramie ale On już znikną.

Skoczyłam mimo świadomości ,że nie mogę latać. Skupiłam się. Nie wierzyłam ,że nie mogę kożystać z energi. Megatron powiedział ,,Energia bierze się ze środka. Nie można wydobyć jej całej bo zawsze jedna cząstka zostaje we właścicielu. Lecz regeneracja całej energi jest bardzo długa i bolesna." Oznaczałoby to ,że mam w sobie energie.

Złapałam za kraty klatki z ludzimi. Skupiłam się na locie. Nic.

-No dalej ! - Krzyczałam. Naglę wokół moich dłonie pojawiła się jasnoniebieska otoczka. Była prawie przezroczysta ale jednak była. Ziemie była coraz bliżej. Ciągnęłam klatkę w góre. Była strasznie ciężka. Klatka Bi zaczęła spadać z ogromną prędkością co oznaczało ,że cela z ludźmi zwalnia. Wycelowałam z trudem jedną z dłni w stronę Bi. Pomyślałam o linie któraby podniosła go do góry. Rzeczywiście z moich dłonie wyleciała lina która złapała klatkę Bambelbi. Szarpnęłam nią z dużym trudem w góre i w tej chwili lina zniknęła.

Kupiłam sobie trochę czasu. Ludzie krzyczeli co utrudniało mi skupianie się. Naglę klatka walnęła o ziemie. Znalazłam się pare metrów za nią. Szybko wstała. Myślałam ,że zwymiotuję. Chciałam otworzyć drzwi. Zamknięte. Energia zaiskrzyła a po klatce przeszedła iskra która otworzyła drzwi. Ludzie ze strachem i podzięką w oczach wychodzili.

Lecz mnie bardziej obchodził teraz Bambelbi. Odwróciłam się w drugą stronę i naglę usłyszałam huk. Zamarłam. Odłamki klatki rozszypały się woków. Podleciałam w strochę skąd dobiegał dźwięk.

Usłyszałam wozy. Zapewne Autoboty. Szukałam Bi ale gdy go znalazłam myślałam ,że zejde na zawał. Kilka grubych prętów wystawało z jego klatki piersiowej. Przełknęłam śline i podleciałam do niego.

-Bi słyszysz mnie ? - Położyłam mu dłoń ca policzku. - Powiec coś ! - Otworzył oczy i spojrzał na mnie.

-Bywało gorzej. - Powiedział a oczy powoli mu się zamykały.

-Nie Bi ! Nie zamykaj oczu ! Patrz na mnie ! - Musiałam coś zrobić. Tylko nie wiedziałam co. Miałam pustkę w głowie. Mój przyjaciel umierał na moich oczach a ja nic nie mogłam zrobić. Myśl ! Rozkazałam sobie.

Naglę mnie coś tknęło. Skoro mogłam uleczyć Megatrona ze śmiertelnych ran to może mogłam też uleczyć Bi.

Przetarłam łzy. Usiosłam się metr nad nim. Westchnęłam prubując powstrzymać łzy. Na moich dłoniach pojawiła się niebieska otoczka. Skupiłam się na energi. Pomyślałam o tym by wyciągnąć pręty. Otoczka zaiskrzyła. Wyobraziłam sobie jak rany się zasklepiają. Zamknęłam oczy. Poczułam ból który przeszywał mi klatkę piersiową. Krzyknęłm ale nie przestawałam leczyć Bambelbi. Czułam jego ból. Przejęłam go i zneautralizowałam.

Poczułam energie na całym ciele. Światło mignęło mi przed oczami ale później była już tylko ciemność i cisza.

Żywa energia Cz.1    Energia WszechświataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz