Klucz ospale szczęknął w zamku, jakby drzwi po wieloletnim używaniu ledwo dawały sobie radę. Przy otwieraniu skrzypiały jak myszy pod podłogą starego domu. Zaczęłaś mieć wrażenie że one też są dzisiaj przeciwko wam, i za wszelką cenę nie chcą wpuścić was do środka, torturując wam uszy.
Levi wszedł do pokoju przed tobą i zaraz po przekroczeniu progu usłyszałaś jego syknięcie pełne pogardy i zniesmaczenia. Zaciekawiona, co tak wkurzyło twojego towarzysza wyjrzałaś mu przez ramię, i po chwili przekonałaś się o co chodzi.
Nie dość, że kobieta na parterze wynajęła wam tylko jeden, wspólny pokój, bo rzekomo wszystkie inne były już zajęte, to jeszcze wasze miejsce noclegu przypominało bardziej starą spiżarnię niż sypialnię. W skromnie urządzonym pomieszczeniu nie było okien, a jedynymi meblami były jednoosobowe łóżko, które przypominało te z celi i więzień, półka z kilkoma książkami, stół i dwa bogato zdobione krzesła. Skrzywiłaś się ze zniesmaczeniem. Jakby jeden luksusowy element świadczył o jakości całego mieszkania. W świetle starej lampy zawieszonej pod sufitem tańczyły chmary kurzu. Mogłabyś przysiąc, że nikt tam nie sprzątał od co najmniej dziesięciu lat, a już na pewno nikt tego przed wami nie wynajmował.
Stanęłaś w miejscu z niedowierzaniem, że los może być tak okrutny. Jasne, ten tydzień nie mógł już być gorszy. Miałaś okropnego kaca, przez nieuwagę jakiegoś żółtodzioba rozcięłaś sobie brzuch i zaryłaś w ziemię, trzy goryle skopały ci dupę i odesłały do szpitala, a przez Levi'a wysłali cię do najbardziej oddalonego dystryktu. Spędziłaś dziesięć godzin na koniu, z palącą raną na brzuchu, potem okazało się że tego pieprzonego ministra jednak nie ma, bo został porwany, a wy teraz musicie tłuc się aż do Stohess żeby go odbić. Na dodatek macie spać w czymś, co wygląda jak sala tortur przerobiona przez staruszkę bez gustu na sypialnię. Cudownie. Musiałaś być bardzo złym człowiekiem w poprzednim życiu.
Levi podszedł do stołu i przejechał po nim palcem, na którym zebrała się gruba warstwa kurzu. Jego twarz wykrzywiła się w grymasie odrazy. Sama po chwili wahania klapnęłaś na materac, który wydał nieokreślony dźwięk. Poczułaś, że robi ci się niedobrze, a miałaś na nim spędzić całą noc.
Nagle czarnowłosy bez słowa wyszedł z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. O co tym razem chodzi? Nawet nie raczył ci powiedzieć, gdzie idzie. Teraz wszystko cię irytowało, byłaś zmęczona i zła na cały świat, że tak się na ciebie uwziął.
Po chwili drzwi otworzyły się, i w nich stanął Levi razem z kobietą która wynajęła wam ten pokój. Staruszka była równie wkurzona co chłopak, a ty zdezorientowana wgapiałaś się w tą dwójkę. Oni jednak kompletnie nie zwracali na ciebie uwagi. Nagle powiedziała:
-Ja tu nie widzę żadnego problemu. Macie państwo własny pokój, we dwójkę się zmieścicie na łóżku, nawet jeszcze wygodne fotele! A i czysto w miarę jest, a jak chcieliście coś lepszego, to trzeba było wcześniej przyjechać! Nie wiecie, że teraz się ludzie zjeżdżają do rodziny? Mamy festyny, święto miasta za kilka dni!-mówiła z akcentem, którego nie potrafiłaś rozpoznać.
-Nie interesują mnie wasze wiejskie tradycje. Zapłaciliśmy za pokój, a nie komórkę na miotły. Ciekawe, że masz jakichkolwiek klientów, jak nawet nie potrafisz wysprzątać pokoju przed przenocowaniem w nim gości. Chyba zależy ci na klientach, a w tej dziurze w ciągu roku pewnie nie ma wielu.- przerwał jej ostrym tonem.
Kobieta gwałtownie wciągnęła powietrze, ale chyba nie znalazła słów żeby wyrazić swoje oburzenie, bo tylko spiorunowała Levi'a wzrokiem. Niestety trafiła na mistrza w tej dziedzinie.
-Posprzątaj ten chlew. Nawet się nie da usiąść- Rozkazał jej tonem nie znoszącym sprzeciwu. Staruszka ze wściekłością podciągnęła długą spódnicę i ruszyła po miotły, mamrocząc pod nosem jako to ten klient jest niewychowany i bezczelny.
CZYTASZ
[ Levi x Reader ] Tylko Pod Gwiazdami
Fanfiction„Przypomniałaś sobie ze szczegółami scenerię na szczycie Marii, gwiazdy bezładnie rozsypane na niebie, ostatnie, czerwone promienie zachodzącego słońca, bezkresny świat za granicą wytyczoną przez mur, Orion i Kasjopea, twoje szalejące ze szczęścia s...