Rozdział 22 - Intrygi Stohess

7.4K 634 368
                                    

Patrzyłaś na kawałek papieru, ze złością marszcząc brwi. Po tym jak pogięłaś kartkę pochyłe pismo zwijało się w różne strony, tworząc z tekstu kwadratowe fale. Niewyraźne litery wykrzywiły się i rozmazały.

"Jesteście pod rozkazami oddziałów stacjonarnych. Wróćcie, kiedy wypełnicie zadanie. Przepraszam za niespodziewane zmiany." - Tak właśnie brzmiał krótki, a jednocześnie do bólu dosadny komunikat od Erwina. Nie pofatygował się do napisania niczego więcej, choćby słowa wyjaśnienia, tylko suchy, bezbarwny rozkaz. Przepraszam przy takim zestawieniu zdań jedynie bardziej cię zirytowało. Jakby uprzejma formułka wszystko załatwiała.

Najwyraźniej pobyt w twoim rodzinnym mieście miał się przedłużyć. Nie miałaś pojęcia o co chodzi i co było przyczyną, i jeśli miałaś być szczera, kompletnie zepsuło ci to nastrój. Nie dość, że Smith bez żadnych skrupułów wplątał was w charytatywną pomoc stacjonarnym, to jeszcze z każdą minutą coraz bardziej się stresowałaś. W każdym ciemnym zaułku mogli czaić się ludzie sekty, czekając, aż w chwili nieuwagi wpadniesz w ich szpony.

Najbardziej frustrujące było to, że Erwin o tym wiedział i sam był powodem twoich lęków.

- Co my, oddział do zadań specjalnych?- Warknął Levi, poirytowany tą sytuacją w podobnym stopniu co ty. Pytanie nie było skierowane do nikogo konkretnego, ale sposób w jaki to powiedział sprawił że młody chłopak pobladł ze strachu. Ty byłaś już przyzwyczajona do oschłego tonu i morderczego spojrzenia, ale inni najwyraźniej tak na niego reagowali.

- Przepraszam.- Pisnął.- Ja tylko wykonuję rozkazy.

Przekalkulowałaś tą sytuację w myślach. Jak najbardziej ci się to nie podobało, ale w gruncie rzeczy nie miałaś wyboru. Złamanie rozkazów oznaczało dezercję. Westchnęłaś, pocieszając się myślą, że tym razem to nie powinno być nic związanego z podziemiem. Oficer nie dopuściłby do czegoś tak niebezpiecznego.

Przynajmniej taką miałaś nadzieję.

Rozczarowani ruszyliście za żołnierzem, niechętnie zostawiając konie w miejscu z którego mieliście ruszać. Zerknęłaś w tył, machając na pożegnanie bezpiecznemu powrotowi do domu. Już z tego miejsca węszyłaś kłopoty, a żyłaś dostatecznie długo by wiedzieć że wasza dwójka je przyciąga.

Było dość wcześnie, więc po ulicach kręcili się tylko nieliczni przechodnie, a na targu rozstawiano pierwsze stragany. Słońce błyszczało w ciemnoczerwonych dachówkach jak małe koraliki.

W budynku ratuszu czekał oficer odpowiedzialny za ten dystrykt. Zaprosił was do gabinetu i wyjaśnił wszystko po kolei, a z każdym słowem twoje oczy robiły się coraz szersze.

- Chwila.- W końcu mu przerwałaś, nie wierząc że to słyszysz. Nie przejmowałaś się brakiem kultury, byłaś zbyt oburzona.- Mówi pan, że mamy czekać, aż dojdzie do kradzieży i dopiero wtedy schwytać sprawcę? Bo żołnierze po trzech latach szkolenia nie umieją sobie poradzić z szajką bandytów?

Gdyby chodziło o coś, do czego są zdolni tylko zwiadowcy, może przyjęłabyś to łagodniej. Jednak mówił o stałych obowiązkach oddziałów stacjonarnych. Nie sądziłaś że mogą upaść jeszcze niżej, ale teraz im się udało.

- Z grubsza, tak.- Odparł chłodno. Levi siedział ze skrzyżowanymi ramionami na krześle naprzeciwko, mierząc go wzrokiem. Promienie słońca wpadały do gabinetu wyłożonego mahoniową boazerią przez uchylone okno. - Jednak nie uważam, żeby moje oddziały były aż tak niekompetentne.- Zerknął na ciebie, nieskutecznie próbując zamaskować złość. - Ta grupa od kilku tygodni terroryzuje miasto. Dotychczas z takimi radziliśmy sobie po jednym, dwóch dniach, jednak tym razem są lepiej zorganizowani. Moim ludziom udało się dogonić po jednym już dwa razy, ale widać są gotowi poświęcić swoje życie, byleby nic nie mówić.

[ Levi x Reader ] Tylko Pod GwiazdamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz