Rozdział 24- Granica życia i śmierci

6.1K 722 663
                                    

W uszach huczał ci potworny dźwięk. Miałaś wrażenie, że krwawią.

Kula przeszyła chłopaka w miejscu poniżej serca i żeber, a na białej koszuli rozlała się krew. Osunął się na kolana. Widziałaś, jak stara się łapać powietrze ciężkim oddechem, a jego twarz wykrzywia się w grymasie bólu. Docisnął wolną dłoń do rany, próbując utrzymać się w pionie, a z jego twarzy stopniowo odpływał kolor.

Nagle i dla ciebie powietrze stało się ciężkie. Straciłaś władzę w nogach, jednak wyznawca brutalnym szarpnięciem podciągnął cię do góry. Chciał, żebyś patrzyła. I tak nie mogłaś odwrócić wzroku. Krew na kontrastującym materiale raziła swoim lepkim, ciemnym kolorem, sprawiając, że drętwiał każdy twój mięsień.

Wiedziałaś, że gdyby chciał, przesunąłby lufę kilka centymetrów wyżej, by zabić go celnym strzałem w głowę czy serce. Wtedy musiałabyś znosić ten widok tylko parę sekund, które już teraz, ciągnące się w nieskończoność przeszywały cię jak małe igły. Jednak sposób podziemnej sekty był inny, brutalny i okrutny. Zadawali bolesne rany i czekali, aż ofiara całkiem się wykrwawi, do ostatniej sekundy bezowocnie walcząc z przeznaczeniem. Zbyt poważne, by móc utrzymać się przy życiu i jednocześnie zbyt płytkie, by zapewnić szybką, bezbolesną śmierć.

Żywili się cierpieniem. Rozkoszowali się krzykami torturowanych ludzi i złamanymi spojrzeniami. Już to widziałaś, tamtego dnia gdy wchodziłaś do Podziemia. Chociaż już dawno z tego wyrosłaś, miałaś wrażenie że przed tobą, wyszczerzone w uśmiechu masek stoją prawdziwe demony.

- Masz cudowny wyraz twarzy, moja droga.- Zachwycił się kapłan.- Jak to jest, patrzeć na najdroższą ci osobę, która powoli się wykrwawia?

Przekrzywił głowę, odsłaniając kły. Dla niego to była zabawa. Potworna gra, mająca na celu sprawdzenie jak daleko sięgają wasze granice, splamiona łzami i krwią. To nie był pierwszy raz, kiedy to robił, jednak pierwszy kiedy tak bardzo kogoś nienawidził.

Widziałaś to w jego płonących chłodnym metalem oczach. Słyszałaś w echu jego głosu, kiedy zwracał się do ciebie z przerysowanym zdrobnieniem. Chociaż krył słabość pod warstwą szaleństwa, nie mogłaś tego przeczyć.

Całkiem to odwzajemniałaś. A teraz, kiedy przez niego Levi ledwo nabierał powietrza w płuca, miałaś ochotę rozszarpać go własnymi paznokciami. Jednak nie mogłaś nic zrobić, a ta bezsilność wpędzała cię w palącą frustrację i rozpacz.

- Rozkoszuj się tym uczuciem.- Szepnął obok twojego ucha, kościstymi palcami łapiąc cię za twarz.- Poczuj, jak to jest, gdy tracisz coś ważnego. A to dopiero rozgrzewka. - Kąciki jego ust delikatnie się uniosły.- W Podziemiach zobaczysz, jakie atrakcje dla ciebie zaplanowałem.

Już nie obchodziło cię, co się z tobą stanie. Chciałaś tylko cofnąć czas i sprawić, by do tego nie doszło. Pozbawić życia arcykapłana już wtedy, gdy miałaś ku temu okazję.

Nagle Levi dźwignął się na nogi. W dłoni cały czas trzymał nóż. Teraz, słabym ruchem zagłębił go w udzie jednego z trzymających go mężczyzn, który ryknął z bólu, zataczając się na kamienną ulicę.

Chociaż był wyczerpany utratą krwi, nadal walczył. Jeśli miałabyś opisać, jak wygląda nienawiść, powiedziałabyś że to wtedy jego oczy. Błyszczało w nich coś, co przypominało samo piekło.

Wtedy wydarzyło się coś niespodziewanego. Toby, który stał za arcykapłanem, korzystając z zamieszania doskoczył do ciebie i szarpnął za trzymany przez wyznawcę pistolet. Był blady na twarzy, a jego dłonie trzęsły się do tego stopnia, że ledwo udało mu się utrzymać broń w rękach. Mężczyzna był tak zdezorientowany zamieszaniem, jakie wywołał Ackerman że oddał ją praktycznie bez walki, a kiedy dotarło do niego co się dzieje, chłopiec już celował mu w pierś.

[ Levi x Reader ] Tylko Pod GwiazdamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz