skryłem się w zaciszu mojej ciemności
tej marnej atrapie zagłębienia twojej szyi
by ronić diamenty, swymi ostrymi krawędziami
niczym szkło raniły moją skórę
na takie oczyszczenie byłem gotów się odważyć
na takie drobne cierpienia...
lecz nie dały mi one ulgi
łgały, tak zawzięcie łgały
straciłem ochotę by wsłuchiwać się
w ich brzęczący szept
ostry niczym fragmenty rozbitego lustra
wyszedłem z ciemności
światło uczyniło mnie chwilowo ślepym
a potem obnażyło
torsje szarpnęły moim ciałem
ocean wszystkiego
wszechogrom doświadczeń
nieskończoności pytań
zacząłem tonąć w barwach, w obrazach
walczyłem o oddech
moje poranione palce
chwytały każdy okruch stabilności
niczyje ręce nie wyrwały mnie ze światła
tak jak niczyje nie otuliły mnie w mroku
tracąc świadomość odczołgałem się
do zacisza mojej ciemności
wróciłem
do tej nędznej atrapy zagłębienia twojej szyii zostałem
![](https://img.wattpad.com/cover/88895230-288-k900815.jpg)