A więc to już? Nie, ja nie chcę!

6.1K 651 21
                                    

UWAGA!!
  Mógł wystąpić błąd, przed tym rozdziałem jest jeszcze jeden, dodany dziś.
Wiec wróć!! ;D  

 
Leżałam pod cieplutką kołdrą i było mi tak dobrze. Gdyby nie to okropnie głośne chrapanie Mazurek i kolano Vanessy wbijające się w mój brzuch było, bo cudownie. W pokoju rozbrzmiał dzwonek alarmu. Podniosłam głowę i spojrzałam na zegarek. Co za debil nastawił budzik na piątą?
Zakryłam głowę poduszką i jęknęłam. Obok mnie zrobiło się luźniej i zimniej co oznaczało, że Vanessa była naszym wybawicielem i wstała włączyć budzik. Gdy nieznośny dźwięk ustał, odsłoniłam twarz i położyłam się wygodniej. Po chwili ugięło się łóżko. Poczułam jak Vanessa przerzuca przeze mnie nogę i ramię.
-Van co ty robisz?-spytałam.
-Przytulam się-odparła poprawiając się.
-Aha-powiedziałam sennie i poszłam spać dalej.
Śniły mi się takie cudowne rzeczy. Nie chciałam się budzić. Było mi tak dobrz...
-Kurwa, kurwa laski wstawajcie- usłyszałam rozżalony głos Mazurek, która biegał po pokoju w panice. Nasz trójka spojrzała na nią wściekle.
-Laski za cztery godziny mamy samolot- krzyknęła, wrzucając na oślep rzeczy do walizki.
-Coo?- wrzasnęła Van, zrywając się z łóżka, przerażona pobiegła do łazienki. Wstałam gwałtownie, zaczynają wrzucać rzeczy do torby nie ważne czyje ważne, żeby wszystko zabrać.
Julia jedynie patrzyła chwile na nas. Aczkolwiek nie mogłam zobaczyć jej twarzy, bo rude włosy zasłaniały ją w całości. Wyglądała jak jedne wielki kołtun, już jej współczułam.
Julia jedynie jęknęła przeciągle, uderzając twarzą o poduszkę. Wydawało mi się, że odcięła sobie, jakikolwiek dostęp powietrza. Teraz nie było to ważne. Musiałyśmy zdążyć na ten samolot, nawet jeśli leciałybyśmy z jej trupem.
-Julia, wstawaj- powiedziałam, podnosząc torbę.
Zero rekcji.
-Juli!- wrzasnęłam delikatnie szturchając ją nogą.
Odpowiedział mi jedynie jej jęk i pomachała na oślep ręką.
-Julia wstawaj serio- krzyknęła Mazurek.
-No już, już - powiedziała, nie ruszając się nawet o milimetr.
-Sama tego chciałaś- powiedziałam, spychając ją nogą z łóżka.
Nastąpił głuchy huk, a chwile potem zobaczyłam z powrotem tą za kołtunioną głowę, wychylając się zza łóżka.
No i dobrze niech boli.
Podniosła się powoli i powędrowała do łazienki, gdy Vanessa z niej wychodziła.
W trójkę w szale dalej pakowałyśmy wszystkie rzeczy.
Może po trzech minutach z łazienki wyszła gotowa Julia, poczesna, umalowana, ubrana.
Jak ona to zrobiła?
-Jak ty? Jak tak szybko?- zapytałam zdziwiona.
Ona jedynie uśmiechnęła się głupkowato i dołączyła się do pakowania.

-Dziewczyny to chyba nasz autobus!- krzyknęła Vanessa. Biegłyśmy ile sił w nogach.
Gdy wtargnęłyśmy do środka, ludzie dziwnie na nas spojrzeli.
-Jesteśmy w plecy o 30 min- powiedziała wściekła Mazurek.
-Jest dobrze, zdążymy. Odlot jest za godzinę. Zdążymy na styk. Ale damy rady- powiedziała Van, sapiąc.
Jechałyśmy nie odzywając się do siebie.
Każda z nas był pogrążona w rozmyśleniach. Czułam wewnętrzny ból, że to już się kończy moja najwspanialsza przygoda życia. Ludzie, których kochałam tylko z internetu, okazali się jeszcze bardziej cudowni w realnym świecie. Było tak dużo rzeczy, których nie byłam im w stanie powiedzieć.
Do oczu napłynęły mi łzy. Życie było okrutne. Czekałam na jakiś znak, na coś, co pozwoli nam tu zostać. Jutro miała być wigilia. A ja tak potwornie nie chciałam wracać. Tu wreszcie czułam się dobrze. Nie udawałam. Spędzałam ten czas, z ludźmi których kocham. Spojrzałam na dziewczyny. Julia patrzyła w telefon, uśmiechając się smutno, zapewne pisząc z Tae. Mazurek spoglądała w podłogę, kompletnie się wyłączając. Vanessa natomiast wyglądała przez szybę, odwracając od nas wzrok, abyśmy nie zauważyły jej zaszklonych oczu. Zostawiała tu Bartka. Jednak wydawało mi się, że Jin także stał się jej bliski. Oboje byli różowymi księżniczkami.
Zastanawiało mnie czy chłopcy jakkolwiek odczują to, że zniknęłyśmy. Dobijało mnie to, że nie mieli nas czasu nawet dobrze poznać, a już musieli o nas zapomnieć.
Nim się obejrzałyśmy, autobus zatrzymał się na naszym przystanku.
Wyładowałyśmy na zewnątrz nasze rzeczy. Powoli ruszyłyśmy w stronę lotniska. Kiedy miałyśmy już wejść na jego teren. Mazurek stanęła jak wryta.
-Ja nie chcę tam wracać- powiedziała ze łzami w oczach.
Wiedziałam co czuła, przez ten tydzień bardziej pokochałam to miejsce niż przez tyle lat mój własny dom.
-Mazurek nie rób teraz scen, bo zaraz się spóźnimy- powiedziała Vanessa ciągnąc ją za rękę.
-Nie chce go zostawić. Wiem, że to głupie, ale przy nim czuję się jakoś inaczej. Do nikogo nie czułam jeszcze czegoś takiego. Nawet gdyby był biedny, to chciałabym, żeby był zemną. Boże nie wierzę, że to powiedziałam- szepnęła sama do sobie.
A my stałyśmy zaszokowane. To może nie było jakieś wielkie wyznanie dla normalnego człowieka. Jednak to była Mazurek. Główną cechą jej przyszłego męża miał być gruby portfel. To była podstawa. Powtarzała nam to zawsze.
-Jezu. Naprawdę byłabym z nim, gdyby był biedny- dodała po chwili, gdy doszło do niej to, co powiedziała wcześniej- Ja go chyba kocham. Matko boska.
Zaczęła płakać.
-Mazurek ja wiem, ja też bym oddała wszytko, żeby tu zostać. Ale to jest niemożliwe, nie mamy już pieniędzy. Nie będziemy miały za co żyć, gdzie mieszkać.
-To zostańmy tu na zawsze. Nie wracajmy. Umrę, jeśli będę musiała wrócić do tego gównianego życia.
-Nie mamy innego wyboru- powiedziała Van, podnosząc torbę i kierując się w stronę lotniska.
Spojrzałyśmy na siebie złamane. Miała rację.
Weszłyśmy do środka. Zostawiając za sobą najlepsze wspomnienia.
Skierowałyśmy się do kasy. Oddałyśmy bagaże.Byłyśmy niczym nieczułe roboty. Kobieta stojąca na bramkach wyciągnął rękę po bilet. Vanessa wręczyła go jej z grobową miną.

Ciąg dalszy nastąp

XXXXXXXX

  Mam pytanie wolicie, żebym zniknęła na jakiś czas i dodała większą ilość rozdziałów. Czy dodawała pojedynczo, co jakoś czas?  

We Are BOYS 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz