Po prostu 19 rozdział

5.8K 661 61
                                    

-Mój boże Julia nie wierzę. No po prostu nie wierzę!- wrzeszczała Vanessa, stojąc przed wejściem na lotnisko- nie wierzę, że ktoś może być tak głupi.
-Przepraszam- szepnęła pokornie z opuszczoną głową.
-Pytam się, co to twoim zdaniem mamy tera zrobić- Vanessa wciąż krzyczała.
-Dobra, nie krzycz po niej to i tak nic nie zmieni- powiedziała spokojnie Mazurek.
-Ja rozumiem, że można być nieogarniętym. Gosia jest apogeum nie poradności i nieogarnięcia. Ale nawet ona zamówiłaby dobrze bilety.
-No, po prostu pomyliły mi się daty, myślałam, że jest już styczeń -szepnęła, próbując się jakoś obronić.
-Julia jest 23 grudnia! Za dwa dni Pieprzona wigilia! A my nie wrócimy na czas do domu.
-Wrócimy, ale za miesiąc. Powiemy rodzicom, jaka wyniknęła sytuacja.
-Już to widzę "Słuchaj mamo, bo wiesz wrócę za miesiąc, bo Julią jest- tu chciała użyć jakiejś okrutnej obelgi, ale się powstrzymała- i zamówiła nam złe bilety.
-No dobrze, powinnyśmy się cieszyć, że chociaż zamówiła na miesiąc w przód, a nie tył- wtrąciłam.
-A ty jej bronisz. Tak? Zobaczymy, jaka będzie reakcja twoich rodziców, jak dowiedzą się, gdzie jest ich córeczka.
W tym momencie zdębiałam. O tym nie pomyślałam. Pal ich licho, że wrócę w innym terminie. A co jeśli będę musiała im powiedzieć, gdzie jestem?
-I nie masz wyboru, będziesz musiała im powiedzieć, gdzie jesteś. Rodzice muszą nam przelać pieniądze, bo nie będziemy miały za co żyć.
Panika zaczęła ogarniać całe moje ciało. Wiele razy miałam przypadki, w których ubarwiłam prawdę. Ale tym razem było to, co innego. To nie były przelewki. Powiedzenie, że idę do koleżanki na noc, tymczasem pójść na imprezę do jakiegoś nieznajomego gościa, było przy tym porównywalna do zabawy klockami lego. Teraz, byłam w innym kraju. Ba na innym kontynencie. Byłam w pieprzonej Korei.
-Ja mam takie podstawowe pytanie, gdzie będziemy mieszkać?-zapytała Mazurek.
-No za pieniądze, które mamy możemy..- Van wyciągnęła z kieszeni kurtki drobniaki- kupić sobie butelkę wody na spółkę.
-Chciałaś dietę. No to masz. Od dziś żyjesz miłością do Bartka. Nie potrzebne ci jedzenie- powiedziałam.
-Właśnie Bartek!- krzyknęła Van- zapytam go, czy nam jakoś pomoże. Albo nie mogę przecież prosić go o takie rzeczy.
-Okej, wolisz spać na dworcu? Nie ma sprawy.
-Ale nie chcę się wpraszać.
-Boże, nagle zaczęłaś się zastanwaić, co jest poprawne? Dzwoń i mnie nie denerwuj- powiedziała Mazurek.
Vanessa westchnęła, ale wykręciła numer do swojego chłopaka. Odeszła od nas kawałek.
-Julia, dziękuję- powiedziała Mazurek, zerkając na Julkę.
Podniosłam na nie zdziwione spojrzenie.
-Nie ma za co- odparła Julia.
Ja w dalszym ciągu kompletnie nie rozumiałam, o co chodzi.
-Przepraszam bardzo, powie mi ktoś, o co chodzi?- zapytałam obruszona.
-Mazurek powiedziała mi, żebym kupiła bilety na późniejszy lot- wyjaśniła Julia.
-Słucham ?- wrzasnęłam- Zaplanowałyście to?
-Tak, już dawno. Nie możemy przecież tak szybko wracać, jeszcze tak naprawdę niczego tu nie przeżyłyśmy.
-Wy jesteście chore! Co wy sobie myślałyście. Co my mamy teraz zrobić!
-Coś się wymyśli- powiedziała spokojnie Mazurek.
-Coś się wymyśli?! Ty sobie żarty robisz. Jeszcze nie raczyłyście mnie nawet o tym poinformować..
-Bo byś się wygadała i byłyby nici z naszego planu.
-Ja po prostu nie wierzę. Nie odzywajcie się do mnie- powiedziałam, odchodząc.
-Gosia daj spokój- krzyknęła za mną Julia.
Byłam wściekła, miałam ochotę coś zepsuć. Przelać swoje sfrustrowanie na coś, co nie ucierpi.
Wiedziałam, że rodzice zawiodą się na mnie. Jak zwykle postanowiłam odwlekać, sprawę do samego końca. Wolałam nie myśleć o cierpieniu, jakie mnie spotka. Zauważyłam, że Vanessa podeszła do dziewczyn. Ja jednak nie miałam ochoty tam wracać. Usiadłam na schodach i patrzyłam w jeden punkt milcząc. Kompletnie się wyłączyłam. Pewnie wyglądałam jak wariatka.
-Gosia- poczułam czyjąś rękę na ramieniu- chodź, idziemy- powiedziała Van.
-Gdzie?-zapytałam nieprzytomnie.
-Mazurek powiedziała, że ma pewien plan. Lepiej iść z nią niż zostać tutaj.
Pomogła mi wstać.
Znając życie, pojedziemy do jakiejś rudery. Pewnie Bartek załatwił nam jeden nocleg. Miałam ochotę zakopać się w poduszkach i zacząć płakać. Nie nawiedziłam momentów, w których byłam bezradna.
Wsiadłyśmy do taksówki. Nie miałam pojęcie, jak chcą zapłacić. Ale miałam to gdzieś, same nas wpakowały w kłopoty, to niech nas teraz z nich wyciągają.
Po dłuższej jeździe wysiadłyśmy z taksówki. Mazurek podała kierowcy nasze ostatnie pieniądze.
-Gdzie my jesteśmy?-zapytałam zmęczonym tonem.
-Mnie też to zastanawia- wtrąciła Van.
Julia także wydawała się trochę zgubiona.
-No więc mój plan brzmi następująco.. Tylko obiecajcie, że się nie wkurzycie dobra?
-To znaczy?-zapytałam, nie rozumiejąc sytuacji, w której się teraz znajdowałyśmy.
-Bo ludzie, którzy będą dzielić z nami mieszkanie nie wiedzą jeszcze, że będą go dzielić.
-Mazurek nie podoba mi się ten plan. Komu ty chcesz się zwalić na głowę.
-Wymusiałaś to na Park'u, znając życie. Ten biedny chłopak zawsze się na wszystko zgadza.
-Raczej wątpię, Bartek stanąłby za nim w obronie.
-Zaczynam się niepokoić. Powiesz nam wreszcie?
-Trochę trudno mi to powiedzieć wole pokazać.
O czym nie wiedziałyśmy? Trzymała tu jakichś ukrytych koreańskich przyjaciół? Okolica wydawał się zwyczajna. Ale Mazurek to Mazurek..
Jeśli okaże się, że podała przypadkowy adres i ma zamiar zwalić się jakimś obcym ludziom na głowę, to przysięgam na seksowną szczękę Kooka, że ukatrupię ją, zanim zdąży wykrzyczeć ''Namjoon".
Weszłyśmy do czegoś przypominającego blok. Jednak nie wyglądało to tak jak w Polsce. Cała nasza czwórka szła w ciszy, mijając kolejne mieszkania. Odrzuciłam pomysł z wtargnięciem do obcych ludzi. Ponieważ widziałam, że Mazurek ewidentnie szukała jakiegoś numeru.
Podeszłyśmy pod drzwi. Bez krępacji zapukała. Nic się nie działo. Jednak po może kilku sekundach usłyszałyśmy, dźwięk przekręcanego zamek, chciałam podejść bliżej, aby zobaczyć, kto nam otworzy, ale potknęłam się o buty poukładane obok drzwi. W tym momencie naszły mnie jeszcze gorsze myśli. Jednak wszystko bije na głowę moment, kiedy w drzwiach ujrzałam zdziwioną twarz gospodarza. On chyba też nie spodziewał się nas w takim miejscu. Kiedy doszedł do mnie fakt, przed czyimi drzwiami stoimy, zaczęłam w głowie układać plan morderstwa Mazurek, bardzo, ale to bardzo brutalny.
-Chyba nas nie wyrzucisz?-zapytała, podnosząc torbę z ziemi, patrząc na niego maślanymi oczami- Nie mamy się gdzie podziać..

We Are BOYS 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz