-Ciągle nic?- zapytała Cassie, wpatrując się w skaner.
-Jakbyśmy coś znaleźli to byśmy ci z pewnością powiedzieli- burknęła Anastazja.
-Jezu, nie denerwuj się! Tak się tylko pytam.
-Cas, twoje pytania bardziej rozpraszają, niż pomagają.
Jak możecie przeczytać, nasi bohaterowie nie byli w zbyt dobrych nastojach. Już piątą dobę spędzali na poszukiwaniach "Klejnotu Midgartu", czy jak to się tam zwało. Na podstawie map Eddy'go i wyników badań aktywności pozaziemskiej, udało się Tommy'u określić obszar prawdopodobnego położenia szukanego kamyczka. Na ich nieszczęście, obejmował on kilkadziesiąt mil morskich.
Według Eddy'go kamień powinien znajdować się na wraku statku. Przeszukali wszystkie dwa na danym obszarze i nie znaleźli szukanej rzeczy.
-Może prąd morski go zniósł gdzieś dalej?- powiedziała Roxy pod koniec drugiego dnia.
-To mało prawdopodobne- mruknęła Amy, wypijając piątą butelkę wody tego dnia.
Niestety Roksana miała rację.
Trzeciego dnia postanowili przeszukiwać tereny oddalone od statków... i nadal nie mogli nic znaleźć. Tak samo było czwartego.
Tak więc dotarliśmy do piątego dnia. Wszyscy zanurzyli się pod wodę, poza Cassie, Cooper i Roxy. Zawsze ktoś musiał stać na pokładzie. Tak w razie czego.
Cassie w skupieni przyglądała się wszystkim przyrządom. W ciągu tych kilku dni nauczyła się nazw większości z nich i to co pokazują. Co było zadziwiające, bo nie miała wcześniej praktycznie żadnej styczności z pojazdami wodnymi. Raz tylko była na obozie żeglarskim, na który trafiła przez przypadek (to jest zbyt długa historia, aby ją teraz opowiadać). Mimo to została, nieoficjalnie, kapitanem statku.
W tym czasie Cooper leżał plackiem na pokładzie i próbował skorzystać choć trochę z karaibskiego słońca. Obok siebie położył łuk i udawał, że jest przygotowany na wszystko.
Roksana siedziała z Cassie w kajucie i czytała jedną z książek Eddy'go o historii tego dziwnego kamienia. Nie przepadała za wodą (domyślcie się dlaczego). Nasi bohaterowie wzięli ją na misję, głównie dlatego, że jest hiszpańskojęzycznym ratownikiem medycznym. Taka osoba może się przydać.
-Cas! Rox!- wrzasnął Cooper.- Pomocy!
Dziewczyny wybiegły z kajuty jak poparzone. Cassie powiększyła swoją rękę, a Roxy wyjęła swój nóż myśliwski. Były gotowe do walki.
Wbiegły na pokład.... i nic się stało. Barton dalej leżał plackiem jak leżał. Nie było widać śladów żadnej walki.
-Co się stało?- zapytała Roksana.
-Picie mi się skończyło!- powiedział i pomachał pustą butelką
-To po cholerę wołałeś o pomoc?
-Bo mogłem się odwodnić?
Roxy uderzyła się ręką w twarz. Lang wzięła jego butelkę i wyrzuciła przez burtę. Barton podążał wzrokiem za jej lotem.
-Idiota- burknęła Cassie.
-Gilipollas- dodała druga.
Chłopak zignorował je. Ucichnął i zaczął wpatrywać się w morze.
-Czy mi się wydaje, czy tam jest tornado?
Dziewczyny spojrzały po sobie.
-T o r n a d o?- zapytała powoli Roxy.
CZYTASZ
Next-Avengers 2: Dzieci Bogów
FanficNext-Avengers powracają! Minęło już kilka miesięcy, odkąd młodzi bohaterowie przyjęli propozycję na dołączenie do nowego oddziału Mścicieli. Muszą teraz godzić szkołę, studia i karierę z ratowaniem ludzkości. Co nie jest łatwe, kiedy zwala im się na...