~5~

10 0 0
                                    

    Ściągnęłamcienką czarną kurtkę, którą miałam na sobie i rozejrzałam się po barze, doktórego często przychodziłam. 

Nie był taki jasny jak inne restauracje, ale niebył też zbyt ciemny. Staroświecki żyrandol, z kawałkami kryształków, oświetlałpomieszczenie, razem z małą stojącą lampką, w kształcie słonecznika, którastała w kącie, obok chłopaka śmieszka. Ściany były koloru burgunda, z ciemnymizawijasami. Na nich, w metrowych odstępach, porozwieszane były obrazy, wpięknych antycznych ramach. Połowa przedstawiała filiżanki z kawą, lub ziarnkakawy, inne róże i drzewa. Obrazy nie były wesołe. Miały przygasłe kolory, lubbyły robione w sepii. Brązowe, skórzane narożniki i pięknie wyrzeźbione stołydopinały to wszystko na ostatnie guziki. Cała knajpa miała w sobie ten urok.Była bardzo przytulna, ale przede wszystkim jedyna w swoim rodzaju. Gdybym toja miała urządzić w jakiś sposób to miejsce, to zrobiłabym taki sam wystrój.

Bob podał nam bezalkoholowe drinki, które robił specjalnie dla nas. Nie lubiłyśmy się upijać, wolałyśmy być cały czas świadome tego co robimy. Tylko nasza trójka wiedziała, że nie ma tam alkoholu, to była nasza tajemnica. 

Zamieszałam napój rurką i spojrzałam na Boba. Ciemnoskóry czterdziestosześciolatek, o mądrych i ciepłych oczach, który zawsze, gdy mamy jakieś problemy, potrafi doradzić i współczuć jak nikt inny. Byliśmy swego rodzaju przyjaciółmi, dogadywaliśmy się, nie biorąc pod uwagę różnicy wieku. Był wspaniałym, miłym i mądrym człowiekiem.

    -Mogęjeszcze ciastko z kremem? – spytała nagle Ronnie, z nadzieją w oczach – Trzyciastka. – dodała gdy skinął głową. 

Bob ruszył na zaplecze i pół minuty później przyniósł talerz z trzema, pysznie wyglądającymi, ciastkami z kremem. Następnie postawił go przed nami, wziął wysokie krzesło, takie jak te na których siedziałyśmy, postawił po drugiej stronie lady i usiadł podpierając się ręką.

Veronica chwyciła jedno z pyszności, które już po chwili, wędrowało do jej ust. Wyglądała na smutną i przygnębioną.

-Problemy w raju? – spytałam.

Ciastko zatrzymało się w pół drogi. Zasępiła się. Barman uśmiechnął się i rzucił mi spojrzenie typu ,,z ust mi wyjęłaś".

-Mam wrażenie, że się ze mnie nabijacie. – posłała ironiczne spojrzenie mężczyźnie – Jakie znaki, tym razem, pani u mnie spostrzegła, pani detektyw? – spytała mnie.

-No cóż, spóźniłaś się, jesteś smutna, zamówiłaś trzy ciacha z kremem i masz na sobie szpilki, które lubi twój chłopak. Wnioskuję więc, że zanim się tu pojawiłaś byłaś u Lucasa i cokolwiek się tam stało, bardzo cię zasmuciło.

-Eh... Ty i te twoje durne wskazówki detektywistyczne.

-Czemu durne? Kaylen jest niezła w te klocki, sama to zresztą widziałaś. – odparł Bob i wziął jedno z ciastek – Ale jeśli będziesz się tak obżerać, to pójdzie ci w boczki. Widziałem tego twojego chłopaka i od razu stwierdziłem, że zasługujesz na coś lepszego. Nie muszę ci mówić, że jesteś mądra, sympatyczna, czy ładna, bo ty dobrze wiesz, że tak jest, a jeśli ten Lucas, tego nie docenia to on jest durny. – powiedział mądrze, jak zawsze, i ugryzł ciacho.

-A jak idzie z barem, po plotce Harry'ego? – spytałam.

Mężczyzna popatrzył na mnie i uśmiechnął się smutno. 

Tydzień temu, do jego baru, przyjechał dostawca z towarem. Głównie alkohol, kawa, herbaty, jakieś jedzenie i ciasta. Rozpakował, zaniósł na zaplecze razem z Bobem, rozliczyli się i dostawca wyszedł. Gdy wsiadał to auta, nagle zasłabł. Po chwili już nie żył. Okazało się, że miał rozległy zawał serca. 

Jednak Harry, pasierb Boba, nigdy nie przepuściłby takiej okazji, na zrujnowanie jego kariery. Dwa lata temu zginęła żona barmana, w testamencie przepisała ten lokal, w którym właśnie jesteśmy, dla swego męża. Jej syn, z pierwszego małżeństwa, poczuł się zdradzony i za wszelką cenę pragnie odebrać ojczymowi prawa nad barem. Rozpuścił w sieci plotkę, iż Bob zatruł czymś dostawcę i ten umarł. Ludzie, chcąc nie chcąc, woleli nie ryzykować i od tygodnia to miejsce świeci pustką. To wiąże się także, z narastającymi problemami finansowymi. Mniej klientów, mniej zarobków.

-Liczba odwiedzających wciąż spada. Ci nieliczni, prawdziwi klienci zostali, ale jest ich mało. Przydałaby się teraz jakaś reklama. Pamiętasz, jak u Franka na drugim końcu miasta, przyjechał ten znany kucharz i zadeklarował, jakieś tam pismo o dobrej obsłudze i świeżym jedzeniu?

-Tak, pamiętam.

-Ja też. – dodała Ronnie – Ten to miał później dużo kasy!

-No właśnie. W tym rzecz. – powiedział Bob – Tylko, żeby ściągnąć tu kogoś, też trzeba rzucić trochę grosza, ale z resztą nie ma potrzeby zawracania głowy jakiejś ważnej szychy. To tylko zwykły bar...

-Zwykły bar? To jest ulubione miejsce do naszych spotkań, i jedyne miejsce. Wiemy, że ty zrobiłbyś coś takiego również dla nas, gdybyśmy były w potrzebie. Załatwimy ci znanego kucharza, lub same coś wymyślimy. Jedno jest pewne. Załatwimy ci genialną reklamę! Prawda? – spytałam przyjaciółkę. 

Fallen Angels And MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz