Zakopane 22.01.2017 r.
Peter Prevc siedział w jednym z zakopiańskich klubów, do którego zaciągnął go Richard Freitag. Zresztą ten cholerny Niemiec przywlókł tu praktycznie wszystkich skoczków, którzy przyjechali na konkurs. Richard uznał, że wczorajsza wygrana, dzisiejsze dwa miejsca Niemców na podium oraz zwycięstwo Kamila, z którym, ku niezadowoleniu Petera, Niemiec utrzymywał całkiem niezłe stosunki, były dobrym pretekstem do zorganizowania imprezy roku. Nie! Imprezy miesiąca. Impreza roku zazwyczaj była organizowana pod koniec grudnia i obfitowała w większe szkody niż te organizowane wcześniej. I więcej trupów.
Słoweniec przeniósł swój wzrok na Kubackiego kręcącego się na parkiecie. O wiele bardziej wolał patrzeć na słabo radzącego sobie w tańcu Polaka niż na Domena, który z dziwną intensywnością wpatrywał się w Wellingera. Wizje Andreasa i Domena razem były dla niego na tyle złe, że miał wrażenie, że zjedzone dziś przez niego jedzenie może zaraz wylądować na głowie siedzącego naprzeciw niego Daniela. Wolał więc nie kusić losu i pozbyć się z głowy tych nieprzyjemnych wizji.
Chociaż... Po dłuższym zastanowieniu pomysł ten nie wydawał się dla Petera już taki zły. Ten cholerny Norweg irytował go odkąd tylko śmiał przekroczyć dozwoloną przestrzeń zbliżania się do Kamila. W normalnych warunkach wynosiła ona metr, ale dla tego przebrzydłego miłośnika kotów Prevc był w stanie zwiększyć ją do pięciu. Na dodatek ośmielił się patrzyć w te piękne oczy koloru wzburzonego morza dłużej niż 20 sekund! Wszystko to jeszcze może byłoby do przeżycia gdyby ten blond włosy dupek nie dotknął włosów Stocha. Ale oczywiście Norweg nie zamierzał sobie nic robić z ustalonych przez Słoweńca zasad. To, że o regułach tych wiedział jedynie Peter no i może jego młodszy brat, Prevc naprawdę nie był pewien czy przypadkiem nie powiedział mu o tym przez sen, nie zmieniało faktu, że wszyscy powinni ich przestrzegać.
Peter miał już tego serdecznie dość i naprawdę byłby zdolny zwymiotować na te perfekcyjnie ułożone włosy, gdyby Tande nie podniósł się ze swojego miejsca i nie ruszył na parkiet. Słoweniec miałby to oczywiście w głębokim poważaniu gdyby ta kreatura nie zaczęła ciągnąć za sobą Stocha, który nawet nie myślał o tym by stawiać opór.
Prevc tupnął nogą zwracając tym na siebie uwagę siedzącego po jego prawicy Hayböcka, który spojrzał na niego wyraźnie rozbawiony. Niech się lepiej zajmie swoim Kraftem - pomyślał Słoweniec prychając pod nosem. Najwyraźniej jednak nie zrobił tego tak cicho jak myślał, bo większość skoczków siedząca przy jego stoliku spojrzała na niego dziwnie.
Westchnął zirytowany podnosząc się ze swojego miejsca z postanowieniem zwinięcia się z tej doprowadzającej go do szaleństwa imprezy. Na szczęście ten jeden raz bogowie skoczków postanowili ułatwić mu zadanie. Richard załatwiał właśnie atrakcję wieczoru, a reszta, która mogłaby go powstrzymać od opuszczenia klubu była pochłonięta rozmową.
Kiedy zaczął się przeciskać przez małą przestrzeń między Forfangiem a stolikiem wiedział już, że dekoncentracja jego znajomych była jedyną dobrą rzeczą, która go dziś spotkała. Najwyraźniej bogowie skoczków nie mieli zbyt dobrych wpływów u bogów stolików, a na pewno nie mieli ich u tych zajmujących się plamami, bo okazało się, że na krawędzi tego cholernego czerwonego blatu było coś zielonego i klejącego co uznało, że nowe spodnie Petera będą świetnym materiałem na nowe miejsce pobytu.
Peter przeszedł szybko przez środek klubu nie zważając na to, że po drodze kogoś potrącił. Był już prawie przy wyjściu kiedy coś tchnęło go by się obrócić. Oczywiście okazało się to słabym pomysłem, bo pierwszym co zobaczył po odwróceniu się był Tande i Stoch przy barze.
Niech go diabli porwą! Nie podejdę tam! Nie zrobię tego!
Kiedy jednak Prevc zauważył jak jego Kamil zbliża swoją twarz do twarzy Norwega coś się w nim zagotowało. Był bardziej wściekły niż wtedy, gdy jego brat zniszczył jego kolekcję żołnierzyków.
Och pieprzyć to. Przegina. - Peter ruszył w stronę baru zastanawiając się dlaczego nikt jeszcze nie wymyślił czegoś takiego jak zakaz flirtowania, z kimś kto wygląda lepiej niż pitbull.
- Coś nie tak, Pero? - zapytał niewinnie Kamil bawiąc się kieliszkiem z martini. Jego słodki uśmiech był tak piękny, że z Petera prawie wyparowała cała złość. Prawie.
- Tak - warknął i chwycił kieliszek, który trzymał Stoch. Odstawił go na blat i przyciągnął swojego niewiernego kochanka do pocałunku. - Jeszcze raz będziesz się tak ze mną droczył, a nie wyjdziesz z naszej sypialni przez pięć kolejnych nocy.
- Skoro tak mówisz. Chyba muszę to robić częściej - mruknął znów łącząc ich usta w pocałunku.
CZYTASZ
The Wings Of Love
FanfictionZbiór miniaturek o skoczkach narciarskich. Wynik zbyt małej ilości czasu na pisanie wielorozdziałowych opowiadań i kapryśnej weny.