Rozdział 13

272 30 14
                                    

Cześć, mamo!

Wiem, że dawno nie pisałam, ale po prostu nie mogłam znaleźć na to czasu. Teraz już go znalazłam, choć troszkę na siłę, ale po prostu było mi już tak źle, iż nie mogłam wytrzymać. Ostatnimiczasy odczuwałam ogromną potrzebę, żeby z tobą porozmawiać. Najchętniej pomówiłabym z tobą tak, jak za starych, dobrych czasów. Najlepiej twarzą w twarz. Niestety obie doskonale wiemy, że to niemożliwe. Bezustannie tęsknię za twoim głosem, przytuleniem, uśmiechem... za całą tobą. Ale co ja mogę? Jestem tylko człowiekiem. Przynajmniej poprzez te listy w pewnym stopniu, nawet najmniejszym mogę poczuć twoją obecność, wyżalić się. W ostatniej wiadomości wspominałam Ci o Janie. Pamiętasz?  Jak już wiesz lub nie, został on uduszony... przez Amandę. To okrutne, że ten niczemu winny (no chyba, że szczęściu mojemu i Tae) mężczyzna musiał umrzeć z jej rąk. A to wszystko przez schizofrenię i jej chorobliwą zazdrość. Cholera tak mi z tym źle. Ciężko mi ze świadomością, iż komuś odebrano życie i to przeze mnie. Właściwie to Amanda zrobiła to, myśląc, że to Taehyung, a później sama popełniła samobójstwo. Cała ta sytuacja wydaje mi się chora i niedorzeczna. W dodatku Jan przepisał coś w testamencie mi i V. Chociaż mam straszne wyrzuty sumienia. Nie powinnam nic od niego brać. To niezgodne z moją moralnością. Z drugiej strony to jego ostatnia wola, tak jak twoja... już sama nie wiem co powinnam zrobić. Jedno na razie jest pewne. Ja i Tae jesteśmy oficjalnie parą. Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo się cieszę! Chciałabym w tym momencie wtulić się z uśmiechem w twoje ramiona. Ty wtedy pogładziłabyś moje włosy, szepcząc na ucho miłe słowa. Mam nadzieję, że cieszysz się z tej wieści, tak jak ja. Muszę już kończyć, bo jadę z Tae na odczytanie testamentu... proszę, zajmij się należycie naszym przyjacielem tam, na górze. Buziaki!

Twoja na zawsze, Soo.

Podniosłam się z łóżka, odrzucając kołdrę na bok. Postawiłam stopy na chłodnej podłodze, ocierając wierzchem dłoni mokre oczy. Tak, jak ostatnio rozkleiłam się do granic możliwości. Myślałam nawet, że nie dokończę tego listu. Dłoń cały czas mi drżała, a łzy skapywały na zapisaną kartkę, rozmywając co poniektóre literki. Strasznie trudno było mi, przez to cokolwiek napisać. Wstałam z materaca, piąstką przecierając oczy i skierowałam się do szafy w celu wybrania ubrań. Musi to być coś stosownego. W końcu jedziemy do prawnika. Mam tylko nadzieję, że się tam nie rozkleję. Nie chcę, żeby ktokolwiek widział jak płaczę. Poza tym wylałam już dzisiaj wystarczająco duży strumyk łez. Czuję się jakby moje oczy były całkowicie suche. Odłożyłam na łóżko wyjęte z szafy ubrania, po czym wyszłam na balkon z listem. Po drodze złapałam jeszcze zapalniczkę i pudełko pełne kojących zszargane nerwy papierosków. Ostatnio bardzo mi się przydają. Mogłabym nawet powiedzieć, że pomagają, ale sama nie wiem ile w tym prawdy. Odpaliłam płomień, przykładając do niego papier, który zaczął się palić.

- Ogień jest doskonałym listonoszem. Szczególnie jeśli chodzi o listy adresowane do nieba. Nie sądzisz? - mówiąc to wpatrywałam się w niebo, kierując słowa prosto do niej.

Kiedy kartka była już prawie całkowicie spalona, a płomienie dochodziły do moich palców puściłam ją, a ona swobodnie spadała na ziemię. Nie zdążyła nawet na niej wylądować, bo płomień strawił ją w całości. Przez co na zieloną trawę spadł tylko czarny popiół. Uśmiechnęłam się blado i z paczki wyciągnęłam bardzo potrzebnego mi w tej chwili papierosa. Włożyłam go do ust i podpaliłam moją ulubioną, niebieską zapalniczką. Można powiedzieć, że polubiłam to uczucie drapania w gardle i płucach. Oparłam się wygodnie o poręcz i patrząc przed siebie smakowałam kolejnych porcji dymu, które przyjemnie muskały moje podniebienie. Zaciągnęłam się ponownie, żeby po chwili wypuścić z ust dosyć sporą, białą chmurę. Kąciki moich ust momentalnie powędrowały do góry. Ten dym doskonale odzwierciedla ludzkie życie. Niby jest, ale poczekaj chwileczkę, a nim się obejrzysz już go nie będzie. I dokładnie tak jest z wszystkimi ludźmi, naszymi bliskimi, i nie tylko. Ten dym jest tak ulotny, jak każde istnienie na tym świecie. Rozpływa się w powietrzu i nikt nawet nie wie, że kilka sekund wcześniej unosił się tutaj, roznosząc zapach spalonego tytoniu.

- Sop... - usłyszałam wołanie mojego chłopaka, które ucichło w połowie mojego imienia i zamykanie drzwi. - hie - dokończył zdenerwowanym tonem.

- O cholera - mruknęłam spanikowana i czym prędzej zgasiłam trzymanego w dłoni peta.

- Nie trudź się i tak widziałem - burknął i złapał mnie za dłoń w chwili, gdy chciałam pozbyć się używki. - Po co to robisz? - warknął, odwracając mnie w swoją stronę.

Gdy tylko uniosłam na niego wzrok od razu pożałowałam. Patrzył na mnie z taką złością, a na jego zwykle uśmiechniętej twarzy malował się grymas zawodu i niezadowolenia. Nie miałam pojęcia co powiedzieć. Po prostu zatkało mnie. Stoi przede mną mój ukochany, który zobaczył coś czego nie powinien. Jego swidrujący wzrok i smukłe palce mocno wbijające się w mój nadgarstek sprawiły, że czuję się tak jakby przyłapał mnie na zdradzie.

- To boli - jęknęłam cichuteńko płaczliwym tonem, spuszczając głowę i próbując wyrwać rękę z uścisku szatyna.

- Przepraszam - szepnął i w mgnieniu oka uwolnił moją dłoń z mocnego uścisku. Wyglądał jakby wybudził się z jakiegoś letargu.

Przez ten krótki moment chyba w ogóle nad sobą nie panował. Powinnam się go bać? Po chwili przyciągnął mnie do siebie i czule objął swoimi ramionami. Cała roztrzęsiona wtuliłam się w niego. Bałam się, że coś mi zrobi. Nigdy nie był w stosunku do mnie agresywny, a tutaj tak nagle stracił kontrolę nad sobą. Pomimo wszystko to nadal mój kochany Taehyungie, ten sam co dwa lata temu.

- Przepraszam, kochanie - powtórzył smutno, gładząc moje włosy. - Nie wiem co we mnie wstąpiło, a zabolało mnie jak zobaczyłem Cię z tą fajką - załkał, przyciągając mnie do siebie jeszcze bliżej.

- N-nic się n-nie stało - wydukałam, przymykając powieki i rozkoszując się przyjemnym ciepłem jego ciała. Tae złożył delikatny pocałunek na mojej skroni, po czym odsunął mnie na odległość ramion.

- Ale proszę Cię, rzuć to w cholerę - uśmiechnął się sztucznie, a ja przytaknęłam. Starł kciukami łzy z moich policzków, po czym ponownie wylądowałam w jego objęciach.

To była tylko jednorazowa sytuacja. To już na pewno się nie powtórzy. Mój Taehyung jest ciepłą i czułą osobą. Jestem pewna, że nigdy by mnie nie skrzywdził. Przecież on ma takie dobre serce. W końcu jestem jego skarbem, prawda? Nie zrobił by mi nic złego. Nigdy. Za to go kocham.

~*~

**Tae pov**

Cholera. Nie wiem co mi się dzisiaj stało, ale jestem na siebie tak wściekły! Jak mogłem sprawić jej ból?! No jak?! Przecież powinienem ją przed tym chronić, a nie jeszcze samemu ją krzywdzić! No co ze mną nie tak?! Muszę się ogarnąć. Teraz, natychmiast. Przejechałem dłonią po twarzy i usiadłem na rogu swojego łóżka. Nigdy nie byłem w stosunku do nikogo agresywny, ale jak zobaczyłem ją w tedy na tym balkonie to coś we mnie pękło. Jestem idiotą! Jebanym idiotą! Położyłem się na miękkiej pościeli. Swój wzrok wlepiłem w idealnie biały sufit. Niedawno razem z Soo wróciliśmy z uroczystego odczytania testamentu. Okazało się, iż Jan przepisał nam domek letniskowy. Ten fakt również wyprowadził mnie z równowagi. Mam okropne wyrzuty sumienia, że przyjąłem coś tak drogiego od człowieka, który bądź co bądź zginął z mojej winy. Ach, niech te wszystkie problemy się wreszcie skończą. Mam już tego wszystkiego serdecznie dość. Chciałbym wreszcie ze spokojem spędzać każdy dzień. Bez większych zmartwień. Czy kiedyś wreszcie będzie mi dane obudzić się rano z uśmiechem i moją ukochaną u boku oraz myślą "tak, ten dzień będzie wspaniały"? Sam w to nie wierzę...

●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●

Witam wszystkich po dwutygodniowej przerwie! Tak, aż tyle minęło od ostatniego rozdziału... okropnie mi z tego powodu głupio, ale z całych sił postaram się już takich przerw nie robić! Mam nadzieję, że rozdział się podoba 😊❤

I still love U •Kth•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz