• ISAK •
Choć nie czuję się pewnie, zakładam kurtkę i szalik, po czym wychodzę z mieszkania. Szybko zbiegam po schodach, a gdy jestem już przy wyjściu z bloku mieszkalnego, zatrzymuję się. Niestety, z tego miejsca nie widzę tego, co znajduje się na zewnątrz; jest zbyt ciemno. Naciskam więc na klamkę i pcham drzwi, a następnie wychodzę na zewnątrz.
Robię kilka kroków do przodu, drzwi zamykają się za mną. Rozglądam się dookoła, jednak nie widzę ani jednej osoby w pobliżu, więc wyciągam telefon z kieszeni dżinsów i wystukuję krótką wiadomość do chłopaka.
isakyaki:
jestem, ale
nic nie widzę
:)
Wzdycham cicho i stukam palcami o ekran, chcąc jak najszybciej dostać odpowiedź od Evena, która jednak nie nadchodzi.
— Cholera — szepczę z rezygnacją w głosie, gdy dociera do mnie, iż chłopak ponownie sobie ze mnie zażartował. Momentalnie opanowuje mnie gniew, postanawiam jednak nie pisać kolejnych wiadomości.
Cóż, to tylko postanowienie, którego nawet nie wypowiedziałem na głos.
isakyaki:
ja pierdolę,
po prostu
mam cię dość
isakyaki:
przestań sobie
ze mnie żartować,
to nie jest fajne,
dupku
Zaciskam palce jednej dłoni na telefonie tak mocno, aż bieleją mi knykcie, nie przeszkadza mi to jednak.
Powoli wypuszczam powietrze przez usta i przymykam powieki, starając się opanować złość, co udaje mi się po kilku sekundach.
Otwieram oczy i odrobinę spokojniejszy, wystukuję na klawiaturze kolejne wiadomości do Næsheima.
isakyaki:
w sumie to
nieważne
isakyaki:
proszę tylko,
byś przestał się
mną bawić,
czy to tak wiele?
isakyaki:
cholera.
— Isak?
Unoszę spojrzenie znad ekranu telefonu wprost na uśmiechniętego od ucha do ucha blondyna. Moje usta same otwierają się delikatnie z zaskoczenia, w oczach zapewne da się zauważyć lekkie zdenerwowanie, gdy uświadamiam sobie, co chłopak o mnie pomyśli, kiedy przeczyta wiadomości.
— Cholera, przestraszyłeś mnie. — Wymuszam na twarz nieznaczny uśmiech, w tym samym czasie chowający telefon do kieszeni kurtki i podchodząc bliżej blondyna. — Myślałem, że mnie wystawiłeś.
— Przepraszam, po prostu musiałem jeszcze pójść po coś do sklepu, ale już jestem — mówi ze skruchą wyraźnie słyszalną w głosie, a mój żołądek zaciska się w cholerny supeł. — Długo musiałeś czekać?
— Kilka minut — szepczę i wzruszam ramionami.
Przez dłuższą chwilę stoimy w ciszy, nie wiedząc, co powinniśmy właściwie powiedzieć. I po raz kolejny, nie czułem się przez to niekomfortowo ani niezręcznie.
Odchrząkuję cicho, przez co jego wzrok pada na mnie. Uśmiecham się, tym razem szerzej, co Even praktycznie od razu odwzajemnia.
— Chcesz wejść do środka?
— Z chęcią, ale najpierw muszę ci coś dać w ramach przeprosin.
— Co?
— To nic takiego, tylko taki drobiazg.
— Masz dla mnie prezent? Serio?
— Tak. — Parska śmiechem, gdy wyłapuje w moim głosie lekkie podekscytowanie, na co przewracam oczami.
— Przestań, po prostu daj mi to, co masz mi dać i wejdźmy do środka, jest zimno — mamroczę pod nosem, nie mogąc doczekać się podarunku od chłopaka.
I cóż, gdy wręcza mi mały podarunek, a ja orientuję się, co to tak właściwie jest, wybucham niekontrolowanym śmiechem.
Cholerny Even Bech Næsheim i kardamon.
*•*•*
awe, kocham to
po prostu piszcie, co myślicie hehe
CZYTASZ
ɪ ʟᴏᴠᴇ ʏᴏᴜ // ᴇᴠᴀᴋ
Fanfiction❝you know, the only way to have something for eternity - is by losing it❞. *•*•* ❝føler det du føler, even❞. *•*•* opowiadanie może zawierać spoilery copyright by © -bananek; 2016/2017
