Misja

592 44 12
                                    

Taehyung

Na następny dzień dostałem telefon, że misja jest przesunięta. Okazało się, że trzeba całą akcję przyspieszyć, bo w przeciwnym razie możemy nie tylko nie wrócić żywi, ale też stracimy dość ważny trop.

- Jungkook... - zacząłem podchodząc do nastolatka siedzącego na kanapie i zająłem miejsce obok niego - Akcja będzie jednak dzisiaj. Muszę zaraz wyjść... - oznajmiłem, a w salonie zapanowała cisza przerywana jedynie tykaniem zegara i naszym oddechem.

Młodszy niepewnie skinął głową, po czym przysunął się do mnie i wtulił w mój bok. Od razu go objąłem uważając na połamane żebra, żeby nie sprawić mu bólu i delikatnie głaskałem go po ciemnych włosach.

- Ej, kochanie... Nie masz się o co martwić, naprawdę. - mruknąłem opierając policzek o jego głowę - Wrócę za kilka godzin, obiecuję.

- Na pewno? Nic ci się nie stanie? - zapytał podnosząc głowę, przez co spojrzeliśmy sobie w oczy.

Położyłem dłoń na jego policzku i przybliżyłem się do niego, po chwili złączając nasze usta w delikatnym pocałunku. Przelałem w ten gest wszystkie targające mną teraz uczucia. Mimo tego, że starałem się być naprawdę spokojny, to bałem się, że już nigdy go nie zobaczę, że coś pójdzie nie tak, że nie będę mógł powiedzieć tych trzech słów - Kocham cię, Kookie.
Pomyśleć, że wystarczy jeden błąd, dosłownie sekunda nieuwagi i wszystko legnie w gruzach.

- Kocham cię... Proszę, wróć cały i zdrowy, błagam. - usłyszałem zmartwiony głos chłopaka, więc posłałem mu troskliwy uśmiech, chcąc chociaż trochę podnieść go na duchu.

- Obiecuję, że wrócę. - powiedziałem składając na jego czole czuły pocałunek - Też cie kocham, Kookie. - posłałem mu ostatni uśmiech i wstałem z kanapy, kierując się w stronę drzwi wyjściowych - Będę pod wieczór. - zawołałem wychodząc z domu.


W biurze dziadka byłem po kilkunastu minutach. Zaparkowałem swój samochód przed budynkiem, wysiadłem z niego, żeby nastepnie skierować swoje kroki do tylnego wejścia.
Poszedłem do szatni, w której spotkałem resztę swojego oddziału, przebrałem się w mundur, kamizelkę kuloodporną, a następnie ruszyłem do busa, gdzie czekała już na mnie gotowa ekipa.
Przedstawiono nam wszystkim plan, którego mamy się trzymać, rozdano broń i słuchawki do komunikacji.
Po około godzinie drogi byliśmy niedaleko miejsca przemytu, do którego mieliśmy zadanie nie dopuścić.
Wysiedliśmy z pojazdu czekając na przemytników i kiedy tylko się pojawili wkroczyliśmy do akcji. Dwóch snajperów, którzy wcześniej zajęli swoje miejsca w opuszczonych budynkach, zestrzeliło kilka osób, aby ułatwiś nam dostanie się blizej, jednak nikt nie przewidział, że była to wzykła pułapka, w którą daliśmy się złapać jak totalni amatorzy.
Jeden z przemytników schował się za furgonetką przygotowując ładunek wybuchowy.

- Odwrót, szybko! - wrzasnąłem w ostatniej chwili dając wszystkim możliwość ucieczki i opuszczenia budynku.

Moi ludzie na szczęście nie zadawali głupich pytań i w kilka sekund opuścili budynek, jednak ja musiałem jeszcze chwilę zostać, musiałem się upewnić, że moich ludzi już nie ma i nic im nie grozi.
Rozejrzałem się ostatni raz i zerwałem się do ucieczki.
Nagle nastąpił ogromy wybuch, ściany zaczęły się walić, a wszystko wokół opanował dym i kurz przez co nie widziałem nic na odległość jakiegoś metra.
Nie zdążyłem nic zrobić, kiedy w pewnym momencie usłyszałem krzyk Hoseok'a i głośny huk.


Jungkook

Zaraz po wyjściu Taehyung'a poszedłem po leki przeciwbólowe i coś nasennego, żeby przespać te kilka godzin i nie łazić w te i z powrotem po całym domu, jednocześnie zwijając się z bólu.
Było jakoś przed południem, więc przynajmniej trzy godzinki pośpię.
Tae obiecał, że wróci i będzie tu przy mnie. Jak już wróci to przytuli mnie, powie, że nie było czym się martwić, bo nic mi się nie stało, będzie cały i zdrowy.
Tak, ta wersja zdecydowanie mi pasuje.

Wziąłem potrzebne mi leki, które znalazłem w jednej z szafek w kuchni, po czym wróciłem do salonu. Położyłem się na kanapie w celu zaśnięcia, co udało mi się po kilku długich minutach.
Ciągle w głębi serca martwiłem się, czy na pewno nic mu się nie stanie.


Obudził mnie jakiś hałas, krzyk, walenie w drzwi na przemian z dzwonkiem.

Co jest...? To na pewno nie V, bo on ma klucze, więc kto...?

Powoli wstałem i trzymając się za klatkę piersiową podszedłem do drzwi.
Przez okno zdążyłem zauważyć, że dobija się tak nikt inny jak Hoseok. Tyle, że on nie powinien być teraz razem z Tae?
Otworzyłem drzwi i od razu zostałem złapany za ramiona, przez co syknąłem z bólu.
Każdy ruch bolał, ale teraz myślałem, ze zejdę.

- Ho-Hoseok... Coś się stało? - zapytałem, kiedy mężczyzna trochę poluźnił uścisk na moich rękach i popatrzył mi prosto w oczy.

Dlaczego nic nie mówił tak długo?
Dlaczego tylko opuścił głowę?
Dlaczego już nie patrzył mi w oczy?

- Jungkook... Chodzi o Taehyung'a. - powiedział w końcu, ponownie spoglądając mi w oczy - On... On zginął podczas akcji. Przykro mi...

Że... Że co?!

Moje oczy zalały się łzami, kiedy tylko uświadomiłem sobie, jakie właśnie padły słowa. Nie chciałem w nie wierzyć. Chciałem sobie wmówić, że to tylko jakiś pierdolony żart, że tak naprawdę Tae tylko się zgrywa i życje, a zaraz wychyli się zza drzwi i wróci do domu.

To się nie stało.

Patrzyłem na Jung'a z niedowierzaniem przez kilka długich sekund, aż w końcu nogi odmówiły mi posłuszeństwa i upadłem na kolana zalewając się łzami.

Tae, błagam... Wróć do mnie...

My Princess || BTS || VkookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz