Chapter 7: Weirder And Weirder

658 62 46
                                    


Alice, Alice!

Pozwól nam obedrzeć cię ze skóry,

chcemy poznać wszystkie twoje sekrety.


   Moje serce biło zdecydowanie za szybko i sprawiało, że zaczęło mi się przewracać w żołądku. Wzięłam kilka głębokich wdechów i wydechów, ale miałam klatkę piersiową tak spiętą, że oddychanie wręcz bolało.

   Słowa i związane z nimi obrazy uderzały we mnie, jakby były młoteczkiem, który zamiast w kolano, trafiał w moją głowę.

   Ellie. Wyprzedaż. Gra. Cleverbot. Laptop. Cienie. Ciemność. Koszmary. Ślepota. Nieskończoność. Wspomnienia. Meg. Rozkład. Cierpienie. Lustro. Fatum.

   Sama to na siebie sprowadziłam. Nie powinnam przejmować się Ellie. Nie była członkiem mojej rodziny ani przyjaciółką, tylko współlokatorką z przypadku. Miałyśmy wchodzić ze sobą w interakcje przez grzeczność. Nic jednak nie szło zgodnie z założeniami, na jakie się nastawiłam przed wyjazdem na studia i kompletnie nie wiedziałam, co należało z tym zrobić.

   — Idziesz dzisiaj na zajęcia? — zapytałam. Udawałam całkowicie pochłoniętą szukaniem odpowiednich ubrań, żeby nie musieć patrzeć bezpośrednio na Ellie. Lekkie zerkanie w jej stronę w zupełności mi wystarczało. — Jeśli chcesz, możemy zostać razem w akademiku.

   W tym samym momencie zaburczało mi w brzuchu. Od rana mój żołądek wydawał żenujące dźwięki, lecz na tyle subtelne i ciche, że nikt poza mną nie zdołałby ich usłyszeć. Dopiero teraz coś mu się odwidziało, jakby zamierzał dać mi dosadniej do zrozumienia, że muszę pójść do stołówki.

   Jaka szkoda, że jego dyktatorskie numerki nie robiły na mnie wrażenia.

   — Daj spokój — odparła Ellie. Zabrzmiała dziwnie, obco, gdy wypowiadała swe słowa w sposób graniczący z parsknięciem i warknięciem jednocześnie.

   — Chcę ci tylko pomóc... — powiedziałam szczerze. Czułam kłucie w sercu, jak i w obolałym po uderzeniu nosie.

   — Aha. I dlatego tak nagle zaczęłaś się mną interesować?

   — Nie, ja...

   Znieruchomiałam z parą jeansów w ręce. Nie mogłam wyznać, że robiłam to z żalu i — co najgorsze — nie z żalu do Ellie, ale do samej siebie. To nie było właściwe. Wiedziałam o tym. A jednak nie zdołałam przestać porównywać obecnego stanu Ellie do tego, w którym tkwiłam zaraz po śmierci Meg i w pewien sposób czułam się lepiej, pomagając jej przebrnąć przez tę sytuację. Tyle że miało to nikły związek z empatią...

   — Nieważne. Robię to bez powodu.

   — Świetnie. Więc zostaw mnie w spokoju i więcej nie wtrącaj się w moje sprawy.

   Spojrzałam na Ellie, przekonując się na własne oczy, że jej twarz odpowiadała podniesionemu głosowi; mięśnie szyi miała mocno napięte, brwi zmarszczone, a oczy przymrużone. Gdybym zaczęła ją przekonywać o dobroci swoich intencji, puściłabym pawia zaraz po jedzeniu. Nie mogłam być aż tak obrzydliwa.

   — Skoro tego właśnie chcesz... — mruknęłam i wyciągnęłam resztę potrzebnych rzeczy z szafy, nie patrząc, czy w jakikolwiek sposób do siebie pasowały. Ważne, że były czyste.

   Ubierałam się w milczeniu. Ellie leżała bokiem na łóżku i patrzyła w ścianę. Chciałam powiedzieć coś, co polepszyłoby panującą atmosferę, ale nic właściwego nie przychodziło mi do głowy. Czy w ogóle istniały jakieś właściwe słowa w takiej sytuacji? Obcowanie z ludźmi kosztuje naprawdę sporo nerwów, pomyślałam, zanim doszłam do wniosku, że do niczego Ellie nie zmuszę. Zdecydowałam się więc uszanować jej decyzję i zaczekać, aż zmieni zdanie.

| Po drugiej stronie ekranu |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz