Chapter 11: I See You

629 53 40
                                    


Bądź kimś, kim chcesz się wydawać, Alice.

Albo zastąpi cię to, co chce zostać tobą.


   Szlag, za długo się nie ruszam, uświadomiłam sobie z paniką i czym prędzej położyłam się, zakrywając ciało kołdrą aż po szyję. Zamknęłam oczy, uparcie trzymając powieki opuszczone i nieruchome. Nie mogłam zdradzić się z tym, że widziałam to... coś. Żaden człowiek nie zdołałby wejść bez hałasu do zamkniętego na klucz pokoju. Zresztą, nawet jakbym ogłuchła na kilka chwil, to wciąż byłabym zdolna zauważyć ruch drzwi, dlatego z całą pewnością mogłam stwierdzić, że nie towarzyszył mi nikt żywy.

   A skoro nie było żywe, nie mogłam tego zobaczyć. Meg zawsze powtarzała, że tylko obraz widziany własnymi oczami potwierdzał faktycznie istnienie czegoś, więc dopóki nie skupi się na tym uwagi, odejdzie, zostawiając cię w spokoju.

   Wystarczyło udawać ślepą — tylko tyle i aż tyle.

   Jak mantrę powtarzałam sobie, że zaatakowała mnie halucynacja, bo nie zażyłam leków. Dodatkowo żyłam niezdrowo, chronicznie niedosypiając i stresując się każdą drobnostką — to oczywiście zszargało moje nerwy na tyle, żebym zaczęła świrować. Zawsze tak się działo, gdy traciłam kontrolę nad którymś aspektem mojego życia. A to, niestety, zdarzało się nieustannie.

   — Heeej, Aliiii! — przedłużające się samogłoski wwierciły mi się w uszy; głos je wypowiadający brzmiał niewinnie i złowrogo zarazem, zupełnie jak matka, która zwraca się do krnąbrnego dziecka miło przy innych, ale jak tylko znikną świadkowie, da mu popalić. Choć do przykładu powinnam użyć raczej ojca, jako że ów dziwne coś wydawało się być mężczyzną. — Wiem, że nie śpisz.

   Żołądek podszedł mi do gardła, ale wiedziałam, że nie mogłam się niczym zdradzić,  bo inaczej byłby to mój koniec.

   — Nie zasnęłabyś tak szybko — dodał.

   Powtórzyłam te słowa w myślach, nieomal otwierając oczy. Przewróciłam się na drugi bok, twarzą do ściany, możliwie jak najnaturalniej. Czułam, jak po plecach przeszły mi dreszcze. Ktoś, z kim rozmawiałam za pośrednictwem Cleverbota i to, co teraz stało w moim pokoju, musiało być tym samym, inaczej nie wiedziałoby, że dopiero się położyłam.

   W pokoju zrobiło się nagle chłodniej. Myśli w mojej głowie plątały się tak bardzo, że utworzyły pajęczą sieć. Mogłabym ją łatwo rozerwać; wystarczyłoby, żebym go nazwała. Miałam przecież tyle poszlak, a nawet dowodów potwierdzających jego istnienie. Musiałam to tylko otwarcie przyznać.

   Nie mogłam, przez co sieć zrobiła się większa.

   — Jesteś naprawdę uparta — w jego głosie rozbrzmiał jednocześnie gniew i rozbawienie.

   Coś mi mówiło, że to nie była deklaracja kapitulacji, choć wolałabym się mylić, oj, bardzo mylić.

   Poczułam zimne opuszki palców przejeżdżające po mojej szyi, kierujące się ku obojczykowi i z powrotem. Nie zdołałam powstrzymać wzdrygnięcia, uczucie było nieprzyjemnie realistyczne, jak gdyby naprawdę dotykał mnie prawdziwy człowiek. Wkrótce delikatne muśnięcia zniknęły, a na ich miejsce wkroczyły lekkie uszczypnięcia. Jeszcze tak długiego napastowana nigdy nie doświadczyłam. Zdarzało się, że coś zdzierało ze mnie kołdrę, patrzyło, jak śpię albo głaskało po głowie, ale nic nie ośmieliło się mnie równie długo i bezpośrednio drażnić.

| Po drugiej stronie ekranu |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz