Prologue: Queen Of The Damned

2.1K 122 110
                                    


Czy słyszysz mnie?

Tonę w mroku...


   Cienie rozciągały się po ścianach w pełni wykorzystując panującą w pokoju ciemność, rozrzedzaną jedynie ostrym światłem lampki stojącej na biurku. Meg zacisnęła zimne palce na odsłoniętych ramionach, czując, jak oddech śmierci muska jej szyję. Krople potu spływały po karku i wsiąkały w materiał podkoszulka. Dźwięk smyczka wprawiającego w drżenie struny skrzypiec i spokojne pociągnięcia gitary wydobywał się z przenośnego głośnika podłączonego do telefonu. W pomieszczeniu była sama, a jednak przysięgłaby, że ktoś ją obserwował. Starała się nie dygotać, ale głosy stawały się coraz głośniejsze i cały czas dochodziły nowe.

   Powoli wysunęła rękę po leżącą na komodzie książkę. Wzdrygnęła się, a następnie skuliła, kiedy cień przemknął po jej dłoni. Zanim zdążyła dojść do siebie, tom zaczął się bezgłośnie przesuwać. Dziewczyna odrzuciła głowę do tyłu, zanosząc się histerycznym śmiechem.

   — Tylko na tyle was stać?! — zawołała.

   Przepocony podkoszulek lepił się do skóry, ale Meg nie dbała o swój wygląd ani o to, że brzmiała jak wariatka. Jej klatka piersiowa gwałtownie unosiła się i opadała, gęste, zimne powietrze wypełniało płuca.

   Cienie wyciągały ręce w jej stronę, jakby chciał ją desperacko pochwycić. Wymknęła się im, wstając gwałtownie i uciekając do łazienki. Gdy włączyła światło, jakiś głos szepnął, że to daremne. Meg zauważyła spływającą po płytkach krew. Wsparła się o umywalkę i w wiszącym nad nią prostym lustrze ujrzała własną pobladłą twarz, którą pokrywały karmazynowe wstęgi. Z całkiem zaschniętego gardła wydobył się płaczliwy jęk. Przekonywała samą siebie, że to nie działo się naprawdę. Tylko wiara mogła ją ocalić.

   Zacisnęła obie pięści na zmierzwionych włosach i zaczęła wyszeptywać zdrowaśki. Niewyraźne głosy dochodziły jakby z daleka, ale tylko przez chwilę, by wkrótce rozbrzmieć intensywniej. Kolory dokoła wyostrzyły się, stając się rażąco jaskrawe. Głowa Meg pulsowała od bólu.

   Miała dość. Tak strasznie i rozpaczliwie dość.

   Lampa nad jej głową zamigotała, rzucając upiorne cienie na ściany. Nagle poczuła w gardle metaliczny smak, który przywoływał tyle nieprzyjemnych wspomnień. Zamknęła oczy i w wyobraźni zobaczyła strumień krwi spływający z nadgarstka jakieś młodej dziewczyny. Gdy na nowo je otworzyła, wiedziała, co powinna zrobić.

   Nie miała innego wyjścia, skoro tabletki przestały działać, a modlitwy nie przynosiły rezultatów. Szukanie pomocy również było bez sensu; nie chciała spędzić reszty życia w zamknięciu.

   Jej serce płonęło bezsilnością i lękiem. Wahała się, ale tylko przez chwilę. Gdy poczuła lodowate tchnienie na nogach, a potem na rękach i szyi, skręciła się z bólu, rozpoznając w piskliwym, ogłuszającym wrzasku swój głos.

   Krew uderzyła do zatok i zeszła w dół przełykiem jak lepki dym. Po języku tańczył cierpki posmak strachu. Nie wiedziała, jak z tym walczyć. Nie potrafiła dłużej znieść tego cierpienia. Wyjęła z szafki pod zlewem żyletkę i weszła w ubraniach do pustej wanny. Drżała jej ręka, ale już się nie bała. Chciała wierzyć, że w ten sposób wszystko zakończy i wreszcie zazna upragnionego spokoju.

   Przyłożyła ostrze do boku szyi, czując swój szaleńczy puls. Z oczami wypełnionymi łzami docisnęła żyletkę do skóry, a następnie przecięła ją przez całą długość gardła. Przez zaciśnięte wargi wyrwał się stłumiony okrzyk. Rozcięcie nabiegło ciemną, gęstą jak olej krwią, która strużkami spływała po dekolcie.

   Śmierć była jedyną ucieczką.


| Po drugiej stronie ekranu |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz