Róże są śmiercią.
Fiołki są łzami.
To nimi usłana jest twoja droga, Alice.
Nie byłam w stanie zasnąć, w moim umyśle pędził istny rollercoaster myśli. Nie potrafiłam odciąć się od wcześniejszej rozmowy z duchem ani od tego, że najpewniej bez przerwy mnie obserwował; nic na to nie wskazywało poza dreszczami, które co jakiś czas przebiegały mi po plecach, ale wiedziałam, że znajdował się stosunkowo blisko.
Chcąc skupić się na czymś innym, acz wciąż związanym z głównym problemem, zdecydowałam się na stworzenie listy obelg dla niechcianego – lekko ujmując – towarzysza. Wiedziałam, że nie wypowiem ich na głos, żeby go niepotrzebnie nie drażnić, mimo to coś kojącego kryło się w tym działaniu. Na szczególne wyróżnienie zasłużyły trzy określenia, niezbyt oryginalne, lecz pasujące w sam raz: zboczeniec, prześladowca, idiota. Po każdym ich powtórzeniu czułam się odrobinę lepiej, aż w końcu, gdzieś o blisko czwartej nad ranem, zaczęłam się uspokajać.
Gdy potem przeanalizowałam wcześniejsze wydarzenia, doszłam do wniosku, że wszystkie odpowiedzi miałam prawie podsunięte pod nos; Ellie musiała załamać się po ciągłym nękaniu przez Bena i wróciła – najprawdopodobniej – do rodziny, wiedząc, że jedyne, co może ją uratować przed samobójstwem, to ucieczka przed nim. Mogła nie zdawać sobie sprawy, że ten drań potrafił się przemieszczać bez względu na to, czy ktoś trzymał w swoich rękach grę, czy nie, ale pewnie była zbyt zdesperowana, żeby chociażby rozważyć taką możliwość.
Kiedy zastanowiłam się trochę dłużej, uzmysłowiłam sobie, że to, z czym się teraz borykałam, mogło spotkać także Meg. Może też omyłkowo spojrzała niewłaściwej marze w oczy? Może z nią walczyła przez dłuższy czas, aż wreszcie nie wytrzymała i się poddała? Może...
Może mnie miało spotkać to samo?
Wiedziałam, że to kwestia czasu, zanim Ben zrobi się jeszcze bardziej zaborczy, a potem brutalny. Stopniowe i powolne niszczenie woskowej świeczki z pewnością sprawiało więcej zabawy, niż natychmiastowe jej zdmuchnięcie. Zmory przypominały pod tym aspektem nieco koty; mogłyby zabić mysz od razu, ale przecież o wiele ciekawiej jest pozwolić jej uciekać i się szamotać, zamiast pozbawić ją głowy zaraz po złapaniu.
Gdybym zagłębiła się bardziej w przeszłość, przypomniałabym sobie jeszcze więcej, ale na ten moment moje serce by tego nie zniosło. Biło trzy razy za szybko, choć tylko lekko liznęłam wspomnień z dzieciństwa.
Zrobiłam nerwowy wdech i wydech, próbując uspokoić buzujące w głowie myśli. Niestety, nie zdołałam pokonać natarcia istnego tsunami wspomnień.
Gdy miałam jedenaście lat, a Meg trzynaście, był to czas, który teraz określiłabym jako najlepszy w moim życiu. Bardzo różnił się od wypełnionego strachem dzieciństwa, kiedy to nas obie przerażało wszystko to, co widziałyśmy, a co zdawało się niewidoczne dla innych. Na szczęście im stawałyśmy się starsze, tym więcej zapału i pewności siebie zyskiwałyśmy. Zaczęłyśmy mnóstwo czytać o zjawiskach paranormalnych, rodzice nazywali to chwilową zajawką, mającą z wiekiem minąć; te naprawdę mroczne książki przed nimi ukrywałyśmy, co sprawiało nam niemal tyle samo satysfakcji, jak dzielenie ze sobą sekretu widzenia zjaw. Choć nie każdy opisany sposób na chronienie się przed duchem działał (krzyże w większości wypadków się sprawdzały, lecz bywały wyjątki, podobnie jak w przypadku soli), nie poddawałyśmy się, nawzajem się wspierając i pozytywnie nastawiając. Później jednak coś się zmieniło...
![](https://img.wattpad.com/cover/90176240-288-k134989.jpg)
CZYTASZ
| Po drugiej stronie ekranu |
TerrorŚ̶m̶i̶e̶r̶ć̶ ̶n̶i̶e̶ ̶j̶e̶s̶t̶ ̶u̶c̶i̶e̶c̶z̶k̶ą̶.̶ Druzgoczące samobójstwo Meg rzuciło cień na rodzinę Dawson. Wbrew zapewnieniom spotkania z psychoterapeutą nie przyniosły Alice ulgi. Postanowiła więc wyjechać na studia do innego miasta, by tam spr...