Luke #6

96 3 0
                                    

Dzisiaj sobota. Dzień wolny.
Wstałem trochę później... około 9:30.
Bolała mnie głowa. Jak Ash nadal żyje tyle pijąc?! Ja wypiłem wczoraj może dwa, tyrzy kieliszki wina a on pije trzy jak i nie więcej razy tyle i nic mu nie jest! Jak?!

Wstałem i poszłem do łazięki. Wziąłem zimny prysznic by się obudzić i ubrałem się w miarę wygodnie ale nadal w moim biznesmenowym stylu czyli jeansy i jakaś bluzka od Michaela.

Zeszłem na dół i zrobiłem sobie śniadanie. Dzisiaj tak trochę inaczej bo były to tosty.
Do kuchni wszedł Cal.

-Nie biegasz? -zapytałem zdziwiony.

-Nie... -usiadł na stołku -byłem w szpitalu zobaczyć jak się czuję Ali.

-U... A tego coś będzie... - do kuchni wszedł Ash pijąc coś.

-Weź przestań! Ja nawet jej nie znam.

-No to ją poznaj, a poza tym od kiedy Ci to przeszkadza że nie znasz jakiejś dziewczyny? -powiedziałem obojętnie wyciągając tosty z tostera.

-Dajcie spokój! -powiedział Cal wychodząc z kuchni.

-Ja myślę że jednak coś z tego będzie...

-Słyszałem Ash! -krzyknął czarnowłosy ze schodów. Zaczęliśmy się śmiać.

Wziąłem tosty i poszłem do salonu je zjeść. Na kanapie siedział Mike, jadł pianki i oglądał coś na telefonie.
Usiadłem obok niego i zacząłem spożywać mój posiłek.

-Luke... -zaczął niepewnie Mike.

-Co -zapytałem pierwszy raz z pełną buziom.

-Wiesz... ostatnio tak myślałem nad znalezieniem pracy...

O mało sie nie zadławiłem tostami.

-Ty?! Praca?! Gdzie?! -zacząłem pytać zdziwiony i zaskoczony.

-Jeszcze nie wiem... Ale coś co mi będzie pasować... coś w moim stylu.

-A jaka praca jest w twoim stylu?

-No jeszcze nie wiem ale postanowiłem że pójdę do pracy że byś Ty sam na nas nie zarabiał i byś nas nie utrzymywał...

Fakt... ja sam utrzymuje nas czworo no ale nigdy mi to nie przeszkadzało...

-... bo Ash na pewno nie pójdzie do pracy a na pewno nie w przeciągu najbliższych kilku lat... -kontynuował Mike.

-Mike... narazie jest ok, jasne? Radzę sobie wspaniale i pieniędzy nam starcza a nawet mamy jeszcze trochę odłożone, nie martw się, gdy będzie potrzebna pomoc to wam powiem o tym -powiedziałem.

-No ale czuję się w tym domu nie użyteczny...

-Co Ty gadasz. Gdyby nie Ty to Ash już dawno by się upił na śmierć! Dobrze że jesteś w domu i nie pracujesz.

-Skoro tak mówisz... -wstał i wyszedł z pokoju.

Odniosłem talerz po tostach do kuchni po czym wróciłem do salonu i usiadłem na kanapie. Włączyłem telewizor, akurat leciał mecz piłki nożnej więc postanowiłem pooglądać chociarz to dla mnie nie typowe.

********************

Dochodziła 14:00. Stwierdziłem że najwyższy czas zjeść obiad. Zawołałem chłopaków by ustalić kto dzisiaj gotuję. Wypadło na Caluma.

-Co ugotujesz? -zapytał Mike.

-Chyba zrobię spaghetti... -stwierdził niepewnie Calum przeglądając szafki.

-Dobry pomysł! Tylko nie spal kuchni albo co gorsza znowu włosów Ashton'a -powiedziałem rozbawiony.

-To był wypadek! -oburzył się Calum.

-Dobra, dobra sorry. Ale na wszelki wypadek nie wchodzić narazie do kuchni. Ja ide na dwór umyć samochód -powiedziałem i wyszłem z kuchni a potem udałem się do swojego pokoju by się przebrać w coś odpowiedniego do takiej roboty.

Była piękna pogoda, około 30°C. Wyciągnąłem z piwnicy wiadro i gąbke do mycia auta. Nalałem wody i dolałem jakiegoś płynu. Postawiłem pełne wiadro obok Auta. Zacząłem od spryskania pojazdu wodą. Gdy to zrobiłem zabrałem się za mycie, poszło mi to nawet szybko.
Moje auto było całe w pianie. Wziąłem wąż, odkręciłem wodę i zacząłem ją zmywać.
W pewnej chwili wąż zaczął jakoś dziwnie latać i wyleciał mi z ręki. Na nieszczęście drogą szła dziewczyna która po chwili była cała mokra.
Szybko do niej podbiegłem.

-Tak mi przykro! Przepraszam Panią bardzo ja niewie... -Nie dokończyłem bo kobieta zaczęła się śmiać.

-Nic nie szkodzi! To tylko woda. A po za tym jest ciepło więc zaraz wyschne.

-Ale i tak bardzo Panią przepraszam. Jeśli jest co bym mógł zrobić...

-Proszę, tylko nie "Panią". Nazywam się Rous. A ty to...

-Luke, miło poznać i jeszcze raz przepraszam za to -podałem jej rękę.

-Nieszkodzi. Dobrze ja musze już iść. To... do zobaczenia?

-Tak... do zobaczenia pa... to znaczy Rous -odpowiedziałem lekko zakłopotany.

Dziewczyna lekko zachichotała i poszła. Stałem jeszcze na drodze chwilę, potem się odwróciłem by dokończyć myć auto, lecz moje oczy napotkały spojrzenia chłopaków stojących przy oknie. Posłałem im nie typowe dla mnie mordercze spojrzenie i dokończyłem myć auto.

Po parunastu minutach wróciłem do domu. Akurat Cal skończył robić spaghetti.
Zaczęliśmy jeść i rozmawiać. W pewnej chwili Ash wpadł na głupi pomysł a mianowicie wciągnięcia spaghetti nosem.

-Ash mówię Ci że to głupi i niebezpieczy pomysł -powturzyłem poraz kolejny.

-No i co z tego? Ryzyko to moje drugie imię! -powiedział podekscytowany.

-Nie prawda... na drugie masz Fletcher. -powiedział Mike.

-Oh.. fakt... no ale mniejsza... -Nie dokończył bo zaczął wcągać spaghetti nosem.

-To się źle skończy- powiedział Cal.

Po paru sekundach z nosa Asha wystawała już tylko końcówka makaronu. Nagle Ash zrobił dziwną minę.

-Chyba będzie kichał... -powiedział rozbawiony Mike.

Nie mylił się bo po paru sekundach Ash kichnął a makaron z jego nosa wylądował na mojej twarzy. Chłopaki zaczęli się zwijać z śmiechu.
Po chwili wziołem do ręki garść spaghetti z mojego talerza i rzuciłem nim w twarz Asha.
Mike i Cal zaczęli się śmiać jeszcze bardziej a ja z nimi. Ash postanowił że zrobi to co ja i rzucił w Cala i tak zaczęła się wojna która trwała dobrą godzinę.

Potem posprzątaliśmy i poszliśmy oglądać jakiś film.

Z innej perspektywy//5sosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz