Dzisiaj sobota. Dzień wolny.
Wstałem trochę później... około 9:30.
Bolała mnie głowa. Jak Ash nadal żyje tyle pijąc?! Ja wypiłem wczoraj może dwa, tyrzy kieliszki wina a on pije trzy jak i nie więcej razy tyle i nic mu nie jest! Jak?!Wstałem i poszłem do łazięki. Wziąłem zimny prysznic by się obudzić i ubrałem się w miarę wygodnie ale nadal w moim biznesmenowym stylu czyli jeansy i jakaś bluzka od Michaela.
Zeszłem na dół i zrobiłem sobie śniadanie. Dzisiaj tak trochę inaczej bo były to tosty.
Do kuchni wszedł Cal.-Nie biegasz? -zapytałem zdziwiony.
-Nie... -usiadł na stołku -byłem w szpitalu zobaczyć jak się czuję Ali.
-U... A tego coś będzie... - do kuchni wszedł Ash pijąc coś.
-Weź przestań! Ja nawet jej nie znam.
-No to ją poznaj, a poza tym od kiedy Ci to przeszkadza że nie znasz jakiejś dziewczyny? -powiedziałem obojętnie wyciągając tosty z tostera.
-Dajcie spokój! -powiedział Cal wychodząc z kuchni.
-Ja myślę że jednak coś z tego będzie...
-Słyszałem Ash! -krzyknął czarnowłosy ze schodów. Zaczęliśmy się śmiać.
Wziąłem tosty i poszłem do salonu je zjeść. Na kanapie siedział Mike, jadł pianki i oglądał coś na telefonie.
Usiadłem obok niego i zacząłem spożywać mój posiłek.-Luke... -zaczął niepewnie Mike.
-Co -zapytałem pierwszy raz z pełną buziom.
-Wiesz... ostatnio tak myślałem nad znalezieniem pracy...
O mało sie nie zadławiłem tostami.
-Ty?! Praca?! Gdzie?! -zacząłem pytać zdziwiony i zaskoczony.
-Jeszcze nie wiem... Ale coś co mi będzie pasować... coś w moim stylu.
-A jaka praca jest w twoim stylu?
-No jeszcze nie wiem ale postanowiłem że pójdę do pracy że byś Ty sam na nas nie zarabiał i byś nas nie utrzymywał...
Fakt... ja sam utrzymuje nas czworo no ale nigdy mi to nie przeszkadzało...
-... bo Ash na pewno nie pójdzie do pracy a na pewno nie w przeciągu najbliższych kilku lat... -kontynuował Mike.
-Mike... narazie jest ok, jasne? Radzę sobie wspaniale i pieniędzy nam starcza a nawet mamy jeszcze trochę odłożone, nie martw się, gdy będzie potrzebna pomoc to wam powiem o tym -powiedziałem.
-No ale czuję się w tym domu nie użyteczny...
-Co Ty gadasz. Gdyby nie Ty to Ash już dawno by się upił na śmierć! Dobrze że jesteś w domu i nie pracujesz.
-Skoro tak mówisz... -wstał i wyszedł z pokoju.
Odniosłem talerz po tostach do kuchni po czym wróciłem do salonu i usiadłem na kanapie. Włączyłem telewizor, akurat leciał mecz piłki nożnej więc postanowiłem pooglądać chociarz to dla mnie nie typowe.
********************
Dochodziła 14:00. Stwierdziłem że najwyższy czas zjeść obiad. Zawołałem chłopaków by ustalić kto dzisiaj gotuję. Wypadło na Caluma.
-Co ugotujesz? -zapytał Mike.
-Chyba zrobię spaghetti... -stwierdził niepewnie Calum przeglądając szafki.
-Dobry pomysł! Tylko nie spal kuchni albo co gorsza znowu włosów Ashton'a -powiedziałem rozbawiony.
-To był wypadek! -oburzył się Calum.
-Dobra, dobra sorry. Ale na wszelki wypadek nie wchodzić narazie do kuchni. Ja ide na dwór umyć samochód -powiedziałem i wyszłem z kuchni a potem udałem się do swojego pokoju by się przebrać w coś odpowiedniego do takiej roboty.
Była piękna pogoda, około 30°C. Wyciągnąłem z piwnicy wiadro i gąbke do mycia auta. Nalałem wody i dolałem jakiegoś płynu. Postawiłem pełne wiadro obok Auta. Zacząłem od spryskania pojazdu wodą. Gdy to zrobiłem zabrałem się za mycie, poszło mi to nawet szybko.
Moje auto było całe w pianie. Wziąłem wąż, odkręciłem wodę i zacząłem ją zmywać.
W pewnej chwili wąż zaczął jakoś dziwnie latać i wyleciał mi z ręki. Na nieszczęście drogą szła dziewczyna która po chwili była cała mokra.
Szybko do niej podbiegłem.-Tak mi przykro! Przepraszam Panią bardzo ja niewie... -Nie dokończyłem bo kobieta zaczęła się śmiać.
-Nic nie szkodzi! To tylko woda. A po za tym jest ciepło więc zaraz wyschne.
-Ale i tak bardzo Panią przepraszam. Jeśli jest co bym mógł zrobić...
-Proszę, tylko nie "Panią". Nazywam się Rous. A ty to...
-Luke, miło poznać i jeszcze raz przepraszam za to -podałem jej rękę.
-Nieszkodzi. Dobrze ja musze już iść. To... do zobaczenia?
-Tak... do zobaczenia pa... to znaczy Rous -odpowiedziałem lekko zakłopotany.
Dziewczyna lekko zachichotała i poszła. Stałem jeszcze na drodze chwilę, potem się odwróciłem by dokończyć myć auto, lecz moje oczy napotkały spojrzenia chłopaków stojących przy oknie. Posłałem im nie typowe dla mnie mordercze spojrzenie i dokończyłem myć auto.
Po parunastu minutach wróciłem do domu. Akurat Cal skończył robić spaghetti.
Zaczęliśmy jeść i rozmawiać. W pewnej chwili Ash wpadł na głupi pomysł a mianowicie wciągnięcia spaghetti nosem.-Ash mówię Ci że to głupi i niebezpieczy pomysł -powturzyłem poraz kolejny.
-No i co z tego? Ryzyko to moje drugie imię! -powiedział podekscytowany.
-Nie prawda... na drugie masz Fletcher. -powiedział Mike.
-Oh.. fakt... no ale mniejsza... -Nie dokończył bo zaczął wcągać spaghetti nosem.
-To się źle skończy- powiedział Cal.
Po paru sekundach z nosa Asha wystawała już tylko końcówka makaronu. Nagle Ash zrobił dziwną minę.
-Chyba będzie kichał... -powiedział rozbawiony Mike.
Nie mylił się bo po paru sekundach Ash kichnął a makaron z jego nosa wylądował na mojej twarzy. Chłopaki zaczęli się zwijać z śmiechu.
Po chwili wziołem do ręki garść spaghetti z mojego talerza i rzuciłem nim w twarz Asha.
Mike i Cal zaczęli się śmiać jeszcze bardziej a ja z nimi. Ash postanowił że zrobi to co ja i rzucił w Cala i tak zaczęła się wojna która trwała dobrą godzinę.Potem posprzątaliśmy i poszliśmy oglądać jakiś film.