ASHTON
Obudził mnie dzwonek do drzwi który już poraz kolejny zadzwonił. Jako jedyny z domowników pofatygowałem się by otworzyć drzwi, wychodząc z pokoju spojrzałem jeszcze na zegar, 6:48. Na dworze było jeszcze ciemno.
Kogo niesie o takiej godzinie?!
Zeszłem na dół i otworzyłem drzwi, moje zaspane oczy odrazu się rozszerzyły. Wyprostowałem się czując na nagiej piersi zimny wiatr.
-No hej Mamo Hood- powiedziałem po chwili.
-Dzień Dobry synu Irwin - mama Calum'a stanęła na palcach i ucałowała mnie mocno w nos.
-Wybacz że tak wcześnie ale nasz lot przyśpieszyli o kilka godzin z powodu prognozy pogody na następne godziny - wyjaśnił David, tata Cal'a.
-Ash kutasie kto przyszedł? - usłyszałem z schodów zaspany głos Calum'a.
-Widzę że nic się nie zmieniło - zaśmiała się pani Hood.
-umm hej moi rodzice - powiedział Calum przytulając się do mamy.
-Cześć Calum - odparł jego tata z wielkim uśmiechem.
-Oh dzień dobry pani Hood! I panu, panie Hood - powiedział Mike stojący za Calum'em w kolejce do przywitania.
-A gdzie Luke? - spytał Pan Hood który wprost uwielbiał blondyna.
-Tutaj!
Drzwi do domu ponownie się otworzyły a w nich ukazał się Luke wraz z Asią i ich rodzicami.
Zaczęło się...
-Liz kochana! - wypaliła Joy podchodząc i obejmując Panią Hemmings.
-kopę lat! Ale się dawno nie widziałyśmy! - Liz odwzajemniła uścisk.
-Dobra, moi drodzy. Może wszyscy przeniesiemy się do salonu gdzie jest więcej miejsca? - zaproponował Mike.
-Dobry pomysł młody - odparł Pan Hemmings.
Starszyzna rozebrała się z kurtek i butów i ruszyła w kierunku salonu. Każdy zajął miejsce a Luke poszedł zrobić coś ciepłego do picia. W między czasie zdążyła dołączyć do nas jeszcze moja mama która, jak się okazało, leciała tym samym samolotem co rodzice Luke'a i Asi ale postanowiła jeszcze zajść do sklepu by kupić coś na śniadanie, typowe.
-As gdzie są dzieci? - spytałem dyskretnie po dłuższej chwili.
-W domu, śpią jeszcze - odparła trochę zbyt głośno ponieważ kilka par oczu skierowało się w naszym kierunku.
-kto jeszcze śpi? - spytała moja mama popijając gorącą herbatę.
-Jack i Neli - odparł Mike obojętnie przez co wraz z Asią spiorunowaliśmy go wzrokiem.
-A kto to taki? - dopytywał Pan Hood.
To chyba pora by im powiedzieć...
-Dzieci tak jak by -odparłem - moje... - dodałem po chwili.
Reakcja była taka jak się spodziewałem, wszystkie oczy rodziców skierowały się w moim kierunku, każdy zaprzestał pić ciepłe napoje lub spożywać śniadanie.
-twoje ŻE CO? - spytała z niedowierzeniem moja mama.
-Moje dzieci, Neli i Jack, powiedzmy że ich adoptowałem a raczej dałem dach nad głową - odparłem starać zachować spokój.
-Jak to się stało, czemu ja o niczym nie wiem? - moja mama była zła ale również zawiedziona.
-Nie było okazji by ci o tym powiedzieć... - starałem się wybrnąć