Minęło kilka tygodni od poznania Neli i Jack'ea. Nie pojawili się w naszym domu od tamtego dnia ani razu co sprawiało że wszyscy a głównie Ashton byli poddenerwowani. Na następny dzień mieliśmy iść na imprezę z okazji otwarcia cukierni ale niestety nie odbyła się ona bo Jimin musiała jechać do swojej mamy która złamała dość poważnie rękę i była w szpitalu dlatego też przełożyła imprezę na dzisiejszą sobotę.
Déjà vu, pierwsze co przeżyłam po przebudzeniu. Wszystko tak jak parę tygodni temu rano. Znowu obudził mnie dotyk Rous. Dziewczyna znowu leżała obok mnie i wpatrywała się w biały sufit na którym znowu były cienie.
-Co księżniczka widzi tego ranka na tym przefascynującym suficie? -spytałem z uśmiechem.
-Nie mów do mnie księżniczko... -odpowiedziała mi ciemnowłosa z łzami w oczach.
Odrazu gdy to zauważyłem przybliżyłem się do niej i mocno przytuliłem. Usiadłem i wciągnąłem Rous na swoje kolana tak że usiadła na nich okrakiem. Spojrzałem jej w oczy. Były całe zapłakane i czerwone od łez. Przyciągnąłem ją do swojej gołej klatki piersiowej. Ciemnowłosa przytuliła się do mnie mocno i dała emocją upust, zaczęła płakać. Nie wiedziałem co się stało ale jedno było pewne, to napewno przez to że powiedziałem do niej księżniczko.
Po dłuższej chwili Rous się uspokoiła. Nadal siedziała na mnie okrakiem, przytulona do mojego torsu ale już nie płakała. Pośród ciszy która panowała można było usłyszeć nierówne oddechy dziewczyny.
-Przepraszam -usłyszałem cichy i zchrypnięty przez płacz głos Rous.
-Co się stało? -spytałem równie cicho.
Dziewczyna nie odpowiedziała tylko mocniej mnie ścisnęła i wtuliła głowę w moje ramię.
-To przez mojego dziadka -po kilku minutach ciszy odpowiedziała.
-Jak to? -spytałem zdziwiony.
-Mój dziadek nazywał mnie księżniczką gdy... gdy jeszcze żył... -ostatnie słowa wypowiedziała z smutkiem i bólem.
-Byłaś z nim blisko, prawda? -spytałem.
-Tak, był moim najlepszym przyjacielem... zawsze mogłam na niego liczyć... teraz już nie mam nikogo kto... mógł by mi pomóc i wysłuchać -odpowiedziała nie patrząc na mnie, z głową nadal wtuloną w moje ramię.
-Rous -powiedziałem. Dziewczyna na mnie spojrzała. Jej oczy były lekko spuchnięte od płaczu -znamy się morze dwa miesiące ale to starczyło bym Cię poznał na tyle dobrze bym mógł Cię zrozumieć. Nie mówiłem ci tego więc teraz Ci to powiem, zawsze możesz na mnie liczyć. Zawsze Ci pomogę i wysłucham -mówiłem patrząc jej w oczy, widziałem w nich jednocześnie smutek jaki i radość.
Zapadła chwila ciszy. Nie byłem pewien czy powiedzieć to co chciałem, ale w końcu się przełamałem.
-Kocham Cię Rous, i kiedyś, w przyszłości nadejdzie taki dzień że będziemy razem, o ile odwzajemnisz moje uczucia.
I znowu zapadła cisza. Patrzyłem jej nadal w oczy. W głowie miałem ogromny mętlik i zastanawiałem się czy dobrze zrobiłem że to powiedziałem. Po pewnej chwili Rous jedynie pochyliła się i pocałowała mnie mocno w policzek.
-Chodź na śniadanie, wszyscy już pewnie wstali -oznajmiła wstając z moich kolan.
Oboje w ciszy zeszliśmy na dół do kuchni. Rous się nie myliła, wszyscy już nie spali i siedzieli w kuchni. Parę sekund po tym jak usiadłem ktoś zadzwonił do drzwi.
-Ja otworzę -powiedziałem wstając i kierując się do przedpokoju.
Otworzyłem drzwi za którymi stał Jack z Neli. Uśmiechnąłem się na ich widok.